A diary from last month. Październik.


Październik minął mi błyskawicznie i był pełen emocji. Podsumowując go w jednym zdaniu powiedziałabym, że: pochłonęła mnie polityka i... pisałam wrześniowe last month :-) Poprzednie podsumowanie miesiąca było tak długie, że myślałam, że go nie skończę :-) i miałam wrażenie, że piszę je bez końca ;-).
Pierwszego października poszliśmy na Marsz Miliona Serc tak jak wielu innych Polaków. Atmosfera była taka radosna, pełna nadziei, jedności i pozytywnych emocji, że cieszyłam się jeszcze bardziej, że tam byłam i doświadczyłam tego. 
Po zakończeniu wracaliśmy do domu pieszo w tłumie innych radosnych ludzi. Po drodze przyglądałam się dziesiątkom autokarów i podziwiałam tych, którzy chcieli wstać rano, spędzić wiele godzin w drodze, potem przejść pieszo długą drogę marszu i znowu spędzić w drodze powrotnej wiele godzin. Ile w tych ludziach było radości i optymizmu. 
Wieczorem obejrzałam Wiadomości. Świadomie wybrałam ten program, bo chciałam porównać narrację dziennikarzy z tym co widziałam, co słyszałam i w czym uczestniczyłam. Nie dałam rady obejrzeć do końca. I tyle w tym temacie.

1, 2, 3 radośni i pełni nadziei // 4 dawka informacji w telewizji przerosła moje możliwości 

To zdjęcie (oczywiście nie moje) chcę tutaj mieć na pamiątkę tego dnia.

A ja piszę wrześniowe wspomnienia i piszę i końca nie widać :-)

Październikowa kuchnia smakuje dyniami. Mam swoje ulubione miejsce na jej zakupy (Gospodarstwo Majlertów) i zawsze dostaję tam amoku zakupowego ze względu na bogactwo odmian. Oczywiście są gatunki uniwersalne, ale ta różnorodność i odmienność dyń jest fascynująca i inspirująca. Oprócz bierzących zakupów dyniowych robię w październiku też małe zapasy trudno dostępnych gatunków. W chłodzie piwnicy wytrzymają do końca roku.

Piękne

1-9 bogactwo odmian - szaleństwo zakupów

1-9 szaleństwo zakupów

1-9 i jak tu nie cieszyć się z zakupów?

1 ulubiona jesienna zupa z pieczonych pomidorów // 2 na moim targu też jest bogaty wybór // 3 torby i kosze pełne - można wracać do domu


Warszawa nocą czyli czas wyruszyć w drogę

W październiku zgłosiliśmy się jako Obserwatorzy Społeczni wyborów. Oczywiście byliśmy świadomi, że wymaga to poświęcenia wolnej niedzieli, ale też wiedzieliśmy, że trzeba to zrobić dla siebie, dla naszych dzieci i dla kraju. Wiem, że brzmi to pompatycznie, ale tak wtedy czułam i chciałam być maleńką cząstką tych wyborów. Początkowo przyznano nam komisje wyborcze w naszym mieście, ale kiedy po rozmowie okazało się, że jesteśmy gotowi pojechać gdzieś dalej, gdzie jest większa potrzeba obserwatorów, zdecydowaliśmy się na wyjazd. Przyznano nam komisje "w zagłębiu władzy" i w niedzielę 15 października wstaliśmy o trzeciej w nocy, żeby wyruszyć w drogę. Oglądaliśmy piękny wschód słońca w ten zimny, wietrzny dzień wyborów i jechaliśmy przez wsie i miasteczka ku nieznanemu. Jeszcze po drodze powtarzaliśmy sobie informacje niezbędne dla obserwatorów i odpytywaliśmy się z prawa wyborczego. Przed szóstą rano mąż zostawił mnie przed komisją wyborczą i pojechał do swojej oddalonej o kilkanaście kilometrów. A ja weszłam do komisji. Ku nieznanemu. Spędziłam tam 15 godzin w zimnie i w stresie. W wielkiej sali, gdzie była komisja, w nocy było wyłączone ogrzewanie, a kiedy włączono cztery malutkie piecyki nie były one wstanie ogrzać tak dużego, wychłodzonego pomieszczenia. Byłam tak zmarznięta, że marzyłam tylko o kocu, w który mogłabym się zawinąć, o grubych skarpetach i jeszcze jednym swetrze. W czasie tych piętnastu godzin musiałam być cały czas skupiona, skoncentrowana i... obserwująca. Jedyną rzeczą jaką może robić obserwator widząc nieprawidłowości to... zadawać pytania. Zadałam je niestety kilka razy. Wierzcie mi, nie jest to łatwe w takich sytuacjach. 
Kiedy po 15 godzinach, tuż przed zamknięciem komisji, przyszła moja zmienniczka, która miała obserwować liczenie kart, przyjęłam to z wielką radością. Po przekazaniu uwag, moich obserwacji i punktów wymagających szczególnej uwagi, oddałam swój głos w wyborach i z radością i wdzięcznością wsiadłam do samochodu, żeby wrócić do domu. Nie zapomnę tego momentu, kiedy poczułam rozchodzące się po ciele ciepło z podgrzewanego fotela. Stawaliśmy po drodze jeszcze kilka razy, żeby zatankować i... nigdzie nie było paliwa. Na jednych stacjach były zepsute wszystkie dystrybutory (!), a na innych po prostu nie było paliwa. Ostatni raz taką sytuację przeżyłam w dzieciństwie (!).
Tym razem w drodze nie słuchaliśmy książek ani podcastów tylko słuchaliśmy w radiu wiadomości. Kiedy ogłoszono pierwsze sondażowe wyniki, nie potrafiłam się cieszyć. Za dużo widziałam przez ostatnie godziny i zdałam sobie sprawę... jak łatwo można sfałszować wybory. Cieszyłam się, że w mojej komisji będą obserwatorzy w trakcie liczenia, ale nie wiedziałam czy będą w większości komisji. Nie ukrywam, że bałam się bardzo tej nocy i poranka. Kiedy w końcu dotarliśmy do domu, czułam, że potrzebuję czegoś słodkiego. Nie jadam po nocy, ani nie mam nagłych "chętek" na słodkie, ale tamtej nocy zjadłam tabliczkę czekolady  i zasnęłam. Rano, po kilku godzinach snu, czułam się strasznie, ale poszłam do pracy. Wracając z niej, czułam, że następnego dnia już nie pójdę. Zimno, stres, zmęczenie zrobiło swoje i mój organizm poddał się. Ucho, gardło, oskrzela... wszystko zachorowało, a ja spędziłam tydzień w łóżku. Plusem tej sytuacji był czas na zakończenie wrześniowego last month :-).
Podsumowując te doświadczenia, uważam, że było warto, a nawet, że niezbędni są obserwatorzy społeczni. Teraz czekam na nowy rozdział w naszej polityce.

1 przyjechaliśmy po zaświadczenia dla obserwatorów społecznych i... spotkaliśmy sąsiadów, którzy przyjechali po to samo // 2, 3 nie zapomnę tego dnia wyborów // 4 Lorentyna i Krzysztof - Obserwatorzy Społeczni 
1 uwielbiam to // 2 koło południa // 3 chwilowy brak paliwa - dobrze, że mąż zatankował dzień wcześniej - damy radę wrócić do domu // 4 tydzień w łóżku uprzyjemniałam sobie korzennymi herbatkami z miodem, imbirem i cytryną

We wrześniu zrobiłam pierwszy raz samodzielnie fondue. Stresowało mnie to tak bardzo, że aż sama byłam tym zaskoczona. W październiku robiłam już na luzie. Z radością i swobodą. Dla znajomych, przyjaciół i rodziny. Oj nakręciłam się na robienie tego dania. Zastanawiam się czy chcielibyście mały przewodnik jak zrobić fondue, czego się wystrzegać i na co zwrócić uwagę.

Wyciągam z zamrażalnika kolejne porcje sera i mieszam, mieszam, mieszam

1-4 nasze październikowe Fondue Party

We wrześniu ze względu na podróże prawie nie gotowałam, za to w październiku rzuciłam się w wir pieczenia i wymyślania nowości. Brakowało mi tego i z radością oddałam się kucharskiej pasji. Dużo było szwajcarskich inspiracji, ale nic dziwnego. Ostatnie częste wizyty w tym kraju mają na mnie duży wpływ, a kuchnia szwajcarska kojarzy mi się z comfort foodem, a czy jest lepszy czas na takie dania niż jesień czy zima? 

Bircher-Müsli czyli zdrowy i pyszny początek dnia

1 sernik karmelowy - dumna jestem z tego przepisu // 2 Bircher Müsli - śniadanie w szwajcarskim stylu // brownie z palonym masłem i pekanami - smak jak spełnienie marzeń o czekoladowym cieście

1 z czekolady, którą dostają krwiodawcy krwi będzie pyszne ciasto // 2 ta szwajcarska babka czekoladowa znika błyskawicznie // 3 ta babka jest tak wilgotna i intensywna - pyszna

Zgubne jest sąsiedztwo wspaniałej, rzemieślniczej piekarni :-) Dla bioder, ale też dla samodzielnego wypieku chleba w domu. Kupuję tam przeważnie tylko pieczywo, ale... czasami kuszę się i na inne rzeczy. Mam wielką słabość do tamtejszych kanapek. Kiedy wiem, że do przygotowania obiadu potrzebuję jeszcze trochę czasu, a nasze brzuchy wołają o jedzenie, to kupuję tam kanapkę i zjadamy ją dzieląc się nią. Tamtejsze kombinacje smaków często są dla mnie inspiracją do moich domowych kanapek.

Ta kanapka była wspaniała - z bakłażanem

1 najpierw przejażdżka nad Wisłę, a potem wizyta w piekarni (skończyło się efektownym upadkiem z roweru tuż przed piekarnią - pierwszym od czterech lat) // 2 jesienne przyjemności // 3 to oznacza jedno - będzie dzisiaj padać // 4 ktoś tu czeka na swojego pana

1 a może dzisiaj ta kanapka? // 2 potrzeba pączków obudzi się we mnie dopiero za kilka miesięcy // 3 kanapka czy drożdżówka na słono? // 4 zabieram się za ich samodzielny wypiek już od paru lat - czas coś z tym zrobić

W tym roku wiedziałam, że 1 listopada będziemy nad morzem, więc poszłam na cmentarz w odwiedziny do taty i dziadków pod koniec października. Popołudniu, po pracy, w piękny słoneczny dzień. I wiecie co, to było piękne, takie intymne i wzruszające. Bez tłumów, w spokoju i z masą przemyśleń i wspomnień. I doszłam do wniosku, że tak wolę. Wcześniej. Bez trzymania się tradycji, bez tłumów i smogu na cmentarzu. Kiedy tak myłam grób, lekko rozgrzany od jesiennego słońca kamień wyzwalał we mnie wręcz wzruszenie, a pustka na cmentarzu sprzyjała rozmowie z tatą. 
Moi dziadkowie, rodzice zawsze przynosili na groby bliskich świeże kwiaty czy zrobione z nich własnoręcznie wiązanki. Mój tata wręcz mi mówił: tylko nie przynieś mi nigdy na grób sztucznych, plastikowych kwiatów :-) I nie przynoszę. Czasami znikają szybko (cmentarni złodzieje ciągle działają), ale i tak z tego nie zrezygnuję. 

Za to zaczynam rezygnować z czegoś innego. Ze zniczy. Zawsze przerażały mnie te cmentarne kontenery na śmieci pełne wypalonych zniczy i plastikowych kwiatów. Drażnił mnie smog, który unosi się w te dni nad cmentarzami, chociaż przyznaję, że takie rozświetlone po zmroku wyglądają pięknie. Ilość śmieci nienadających się do segregacji i często słabej jakości stearyna w zniczach zanieczyszczająca powietrze wpłynęły na moją zmianę myślenia. Myślę, że nasi bliscy, których odwiedzamy nie potrzebują grobu zastawionego zniczami. Ograniczam ich ilość do jednego albo w ogóle z nich rezygnuję. I cieszę się bardzo, że już po cmentarzu nie rozchodzą się melodyjki z "grających" zniczy.

Pięknie wygląda ten jesienny cmentarz

1 w odwiedzinach u taty // 2, 3 lubię te donice pełne chryzantem, szczególnie tych o wielkich kwiatach // 4 czas się zbierać

1 niebo nad gdańskim cmentarzem // 2 na tej tablicy upamiętniono i dziadka mojego męża // 3, 4 do rodziny na cmentarzu w Sopocie dotarliśmy już po zmroku 

Na koniec miesiąca zaplanowaliśmy wyjazd nad morze, żeby przygotować nasz dom na zimę. Lubię te wyjazdy. Jest cisza i pustka. Czas na czytanie książek przy kominku, rozmowy, gotowanie, zakupy u rolników i spacery. Czasami krótkie, bo deszcz potrafi padać prawie przez cały nasz wyjazd albo wiatr urywa głowy, ale nawet pobyt w domu jest wspaniały. Z szumem morza za oknem, z trzeszczącymi od wiatru drzewami, z szyszkami spadającymi z hukiem na dach, z deszczem uderzającymi w szyby, z ciemnością gęstą jak karmel. To czas zwolnienia, oderwania się od wszystkiego, pilnowania ognia na kominku, życia w bańce jakby świata nie było wokół. 

1 to nie wizyta w perfumerii, a w moim salonie fryzjerskim // 2 po intensywnym dniu poza domem zupa Pho jest taka kojąca // 3 miód od pszczelarza z mojej dzielnicy - wspieram i dopinguję // 4 muszę wypróbować zanim się skończą

Miasto w jesiennej aurze

Po drodze nad morze zatrzymaliśmy się w Gdańsku i Sopocie. Na posiłek, na spacer i małe zakupy. Stalowe niebo, wyblakłe kolory, niskie chmury i wiszący w powietrzu deszcz tworzyły niezwykłą aurę. Sopot po sezonie, szczególnie przy takiej pogodzie, wygląda zupełnie inaczej niż w letni dzień. Pusta plaża przy Grand Hotelu wygladała wręcz dziwnie. Brak turystów, leżaków, parasoli, brak tego wszystkiego co tworzy aurę hotelu w kurorcie, zniknęło.Pojawiły się tylko pożółkłe liście na piasku.

W gdańskiej stoczni

1, 3 w gdańska stocznia // 2 a po drodze słuchamy podcastów

1 prowansalskie - lubię za smak i etykietę // 2 winiarnia Mielżyński w starej stoczniowej siedzibie straży pożarnej - lubię te poprzemysłowe budynki // 3 ładna ta etykieta

W gdańskiej stoczni

1 sopocki Grand Hotel w jesiennej aurze // 2 Sopot bez turystów // 3 plaża przed Grand Hotelem - pustka, niskie, stalowe chmury i molo 

Sopot po sezonie

1, 3 zachwyciła mnie ta stara, wymagająca remontu sopocka willa. Wymaga pracy, wielkich inwestycji, ale może być perełką // 2 tutaj na Monte Cassino na lody chodziła też moja teściowa jako mała dziewczynka

Poszliśmy na pizzę w nieznane nam wcześniej miejsce do La nostra pizzeria. Miejsce jest malutkie, w środku jest tylko kilka stolików. Siedliśmy na przeszklonej werandzie z widokiem na ulicę i zamówiliśmy dwie pizze z krótkiej karty. Właściciel tego miejsca sam przyrządza pizze na długo dojrzewającym, fermentowanym cieście. Dobre składniki, pyszne ciasto, specjalny piec tworzą pizzę, na którą wrócimy znowu z przyjemnością.


La nostra pizzeria

Jerzego Haffnera 3/1A, Sopot
czynne codziennie od 14.00 do 20.00 

1 - 3 La nostra pizzeria

Koniec listopada nad morzem jest piękny. Przyroda jest taka wyciszona. Wszystko zwalnia tempo. Pożółkłe liście drzew tworzą aureole wokół dróg. Wirujące na wietrze, dywany z nich na ziemi... Wszystko jest złotem i żółcią jesieni.
 
Jesień

Barwy jesieni
Na łąkach koło naszej osady

1, 4 nie wiem co to za rasa, ale podobają mi się // 2 czy ktoś mi powie co to za roślina // 3 pałac w Ciekocinku
Te niskie stalowe chmury nadają niezwykłego klimatu 
Tylko jesienią i zimą są takie cienie na plaży, bo słońce jest nisko 

Samotne drzewo w jesiennym wydaniu

1 - 4 inna pora dnia, inny dzień - za każdym razem jest inne

1 - 4 jesienne zakupy u kaszubskiego rolnika

1 - 2 jesienne śniadania nad morzem // 3 ciasto, w którym jest więcej jabłek niż ciasta - rolka z tym przepisem pobiła rekord na moim instagramie // 4 syrniki z duszonymi śliwkami - pyszne śniadanie w deszczowy, ciemny dzień

1 za każdym razem, kiedy przejeżdżamy koło tego budynku, zachwycam się nim // 2 będąc w okolicy, musieliśmy wpaść po śledzie // 3 w tej ciemności jedyne światełko to nasz dom // 4 tego dnia było częściowe zaćmienie księżyca - na zdjęciu tego nie widać, ale widok był niezwykły

Pogoda tutaj zmienia się co chwila

1 - 3 tylko morze i my // 4 jak ja lubię tę torbę - pamiątka z ostatniego pobytu w Szwajcarii // 5 ostatnio wydane książki kucharskie, które bardzo lubię // 6 "nasze" przejście na plażę // 7 widok na Sasino // 8 latarnia morska w Stilo // 9 ktoś się pojawił na horyzoncie

Ten miesiąc był niezwykły pod wieloma względami. Zapadnie w mojej pamięci na długo. Przyniósł zmiany, na które czekałam już długo. Mam nadzieję, że nie rozczaruję się i zaczniemy iść nową drogą. Wszyscy razem. 


A co nam przyniesie listopad?

Komentarze

  1. Ta roślina to facelia, pozdrawiam Beata

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo. Ile my się zastanawialiśmy 😂

      Usuń
    2. Gratuluję i jednocześnie dziękuję za postawę obywatelską

      Usuń
  2. Droga Lorentyno mogłabyś napsać co to za śledzie. Polegam na Twoich opiniach a niedługo przyjedzie do mnie przyjaciółka z Gdańska więc jeśli podasz adres to poproszęJą o kupienie.Częstokorzystam z Twoich przepisów, DZIĘKUJĘ. Dodam, że pryjaciółka ma na imię Ewa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To śledzie z restauracji Ewa zaprasza w Sasinie. Ja je bardzo lubię. Można zamówić również przez internet z dostawą do domu. W grudniu restauracja jest zamknięta.
      https://www.ewazaprasza.pl/sklep-internetowy

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję bardzo za Twój komentarz.