Dużo szczęścia i radości dają mi spotkania z naszymi dziećmi. Uwielbiam słuchać ich opowieści o tym co robią, planują, z czym się mierzą albo jakie mają plany i pomysły. A dzieje się u nich zawsze dużo. Ostatnio z wielką radością słuchaliśmy o zakupie nowej karetki przez Fundację Ambulans z Serca. Ta fundacja niesie pomoc osobom w kryzysie bezdomności i nasz syn pracuje tam jako medyk wolontariusz. Przez wiele miesięcy zbierali pieniądze na nowy ambulans i udało się. Wysłużony osiemnastoletni będzie teraz służył jako dodatkowy. To wielkie ułatwienie dla potrzebujących pomocy, ale też dla tych, którzy jej udzielają. Zbiórkę na zakup nowego pojazdu wsparło 3846 osób (!). Entuzjazm syna opowiadającego nam o tym był niesamowity i dumna jestem z jego zaangażowania. Jak byście chcieli wesprzeć w jakikolwiek sposób fundację to wejdźcie na ich stronę. ta pomoc potrzebna jest cały czas.
|
1 podziwiam umiejętności córki - siedzimy sobie, rozmawiamy, a ona błyskawicznie robi poszewkę na poduszkę według własnego projektu // 2 dobre lody zawsze się przydadzą // 3 na karetce fundacji widnieje informacja o 3846 darczyńcach, którzy wsparli jej zakup // 4 praca syna nad projektem głowy Hygei dla mnie jest już bardzo zaawansowana, a ja z entuzjazjem obserwuję wszystkie etapy |
|
1 dzięki 3846 osobom jest ta wspaniała karetka // 2 jest entuzjazm // 3 w środku jest wspaniała // 4 jest dzięki zaangażowaniu tak wielu osób |
Pamiętacie moją miłość do rzeźby Hygei? Zakochałam się w niej w ateńskim muzeum i syn postanowił zrobić mi jej kopię w prezencie. Podziwiam każdy etap jego pracy i zaangażowanie. Od stworzenia projektu modelu, przez zakup drukarki 3 d, wybór filamentów i tworzenie całośći.Wydruk jednej części trwa nawet 30 godzin.
|
1 Hygeia - oryginał w ateńskim muzeum // 2 składanie drukarki 3 d // 3 pierwsze próbne wydruki z drukarki // 4 drukuje się pierwsza ćwiartka głowy |
Od kilku lat potrzebuję okularów do czytania. Wiek robi swoje, a i covid nie był bez wpływu. Miałam dwie pary i radziłam sobie świetnie. Ulubione zepsuły się, ale ciągle miałam drugie. Mąż namawiał mnie na wizytę u optyka, ale zawsze coś stało mi na przeszkodzie (może też dlatego, że nie jest mi łatwo znaleźć oprawki, z których jestem zadowolona). Kiedy jedyne oprawki rozpadły mi się spadając ze schodów okazało się, że mam duży problem. Bez okularów ciężko mi pracować. Przez dwa dni wspomagałam się pożyczonymi od mężą i takimi gotowcami z supermarketu. W tych pierwszych też nie widziałam, a w tych drugich... też nie widziałam. Nie mogłam już odwlekać zakupu. Ruszyliśmy w maraton. Jeden dzień, cztery salony i setki przymierzonych oprawek. Do tego konieczność zrobienia ich w 5 dni, bo przed nami szykował się wyjazd. Termin nie brzmi może jak wyzwanie, ale standardowy do rodzaju wybranym przeze mnie szkieł wynosi dwa tygodnie. Udało się. Znowu widzę ;-)
A co najważniejsze znowu bez problemu mogę czytać, a tego bardzo mi brakowało.
|
Ostateczny wybór oprawek omówiliśmy przy rieslingu ;-) |
|
1 "narada wojenna" przed ostateczną decyzją w sprawie oprawek // 2 jedne i drugie mi się podobają, a o to u mnie nie jest łatwo // 3 "Ale wino" miejsce naszych wielu randek, kolacji rodzinnych, a tym razem ostatecznej narady ;-) // 4 Moko 61 - tam znalazłam idealne okulary |
"Ale wino"
Mokotowska 48, Warszawa
otwarte poniedziałek - sobota 12.00 - 23.00 (w poniedziałki od 17.00)
Moko 61
Mokotowska 61, Warszawa
otwarte poniedziałek - sobota 11.00 - 19.00 (w soboty do 15.00)
|
Za te ukwiecone drzewa uwielbiam kwiecień |
Kwiecień to też miesiąc moich urodzin. W naszej rodzinie celebrujemy urodziny, a ja tymbardziej, bo nie mam imienin. Lubię ten dzień bardzo i cieszę się zawsze na jego przyjście. W tym roku dostałam wspaniały prezent - spełnienie mojego marzenia - podróż pociągami panoramicznymi po ukochanej Szwajcarii przez uwielbiane Alpy. Przygotowań i planowania było sporo. Początkowy plan był na spędzenie tego dnia już na miejscu w Szwajcarii, ale okazało się, że... nie ma biletów na pociągi panoramiczne (może nie do końca, bo były, ale nie przy oknie). Wyjazd zaplanowaliśmy dzień po moich urodzinach z celebracją już na miejscu. Dzień przed podróżą byłam w pracy. W amoku przygotowań i pakowania upiekłam jeszcze tort dla koleżanek i kolegów. Ze składników, które miałam w domu i z dekoracjami, które miałam w domu, a dokładniej w ogrodzie :-) Świeże fiołki pomogły mi w przyjryciu nierówności tortu ;-)
|
1 fiołki z ogrodu - moje wybawicielki w dekorowaniu tortu // 2 oto i on - bezowo orzechowy z kremem zabajone na winie marsala z dodatkiem fig macerowanych w tym alkoholu // 3 bukiet od koleżanek - przetrwał w doskonałej formie przez tydzień do naszego powrotu z wyjazdu // 4 słodkości z Lukullusa od męża - ta napoleonka to mój ulubieniec od lat |
|
1 po powrocie z pracy czekał mąż, ukochana peonia, szampan i truskawki - chwilo trwaj // 2 rozśmieszyło mnie to moje pakowanie - porcja kosmetyków i porcja leków :-) // 3 ulubiona peonia, która zmienia kolor // 4 jeszcze ostatnie zakupy na drogę w ulubionej, sąsiedzkiej piekarni |
Wielu z Was wie, że parę miesięcy temu dostałam w pracy nowe zadanie - napisanie albumu poświęconego ponad 60 letniej historii bloku operacyjnego. To był skok na głęboką wodę, bo nigdy wcześniej czegoś takiego nie robiłam. Zbieranie materiałów, pisanie, przeglądanie archiwów zajęło mi dwa miesiące i myslałam, że praca z wydawnictwem to będzie już tylko chwila. Jakże się myliłam. Ile to zajmuje godzin intensywnej pracy, ustaleń, poprawek i przeróbek. Kiedy już myślę, że to koniec, to pojawiają się nowe pomysły. Dobrze, że mam zbliżający się termin publikacji, to może uda mi się zakończyć projekt ;-)I dziękuję Wam za zaangażowanie w wyborze okładki.
|
1 dwa projekty okładki - który lepszy? // 2, 3 praca wre // 4 a w między czasie serial, który mogę Wam szczerze polecić - Rozterki Fleishmana na Disney + |
No i nadszedł ten dzień. Samolot mieliśmy bardzo rano, więc i wstać trzeba było baaardzo wcześnie. Często powtarzam, że przed czwartą rano, to mogę wstać tylko na wschód słońca i na samolot :-) No i musiałam ;-) Spakować się nie było łatwo, bo prognozy pogody na naszej trasie pokazywały temperatury od - 20 stopni do + 20. Spakować się w małą walizkę (a zdecydowaliśmy się na małe ze względu na codzienne przemieszczanie się) na tak skrajne temperatury było dużym wyzwaniem. Przed świtem ruszyliśmy ku przygodzie.
Plan był intensywny: przylot do Zurichu i kilka godzin w tym mieście, przejazd pociągiem do Chur - najstarszego miasta w Szwajcarii i nocleg tam, rano odjazd pociągiem Bernina Express do Włoch do Tirano. Nocleg tam i rano wyjazd Bernina Express do Sankt Moritz. Nocleg tam i rano wyjazd pociągiem Glacier Express do Zermatt. Dwa dni w tym miasteczku i przejazd dwoma pociągami do Lozanny. Spotkanie z przyjaciółmi i wyjazd na drugi dzień do Genewy, z której wieczorem mieliśmy lot powrotny.
Tydzień w podróży. Tydzień pełen wrażeń.
|
Kierunek Szwajcaria |
|
W Szwajcarii wiosna zdecydowanie była w bardziej zaawansowanej formie |
|
1 czas na drzemkę zanim dolecimy // 2 miały być chmury i deszcz, a słońce robi niespodziankę // 3 tak mi się podobał ten pan czekający na bagaże, że chcę go tu mieć // 4 welcome to Zuich |
|
Niewyspani, zmęczenia, ale szczęśliwi |
|
To jedno z moich ulubionych miejsc w Zurichu - ulica Börsenstrasse
|
|
1 ja robię zdjęcia samolotom, a on cierpliwie czeka // 2, 3, 4 jak tu nie przysiąść na chwilę na kawę? |
W kwietniu zeszłego roku też byliśmy w Zurichu. Wtedy nasz pobyt tam trwał kilka dni. Przeszliśmy miasto wzdłuż i wszerz. Tym razem mieliśmy tylko kilka godzin, więc trzymaliśmy się ścisłego centrum i ulubionych miejsc.
Na śniadanie poszliśmy do Confiserie Sprüngli. To miejsce słynie przede wszystkim z czekoladek, trufli , makaroników Luxemburgerli i innych słodkości, ale oprócz sklepu mieści się tam też kawiarnia, w której można zjeść śniadanie czy lunch. Ja uwielbiam to miejsce. Za atmosferę, wystrój, jakość potraw, sezonowe menu, smak dań... i za najlepsze na świecie czekoladowe trufle. A smak trufli z likierem Grand Marnier i z szampanem czuję do dziś.
Sprawdzone już wcześniej miejsce na szybką, pyszną kawę w Zurichu to Vicafe. Musieliśmy się nią ratować po tak wczesnej pobudce, ale była to sama przyjemność.
Jeżeli chcecie przeczytać więcej moich wspomnień z Zurichu to odsyłam Was do TEGO posta.
Confiserie Sprüngli
Bahnhofstrasse 67, 8001 Zürich
czynne od 8.00 do 19.00 oprócz niedziel
Vicafe
Bahnhofstrasse 93, 8001 Zürich
Münsterhof 20, 8001 Zürich
Theaterstrasse 14, 8001 Zürich
czynne w godzinach 7.00 do 18.00
|
Confiserie Sprüngli i ulubione szwajcarskie wino Petite Arvine |
|
Confiserie Sprüngli 1 wejście do kawiarni // 2 za naszą podróż // 3 piękne są te lampy // 4 pierwsze moje szparagi w tym roku |
|
Ten omlet był idealny |
|
Confiserie Sprüngli 1 proste dania wymagają najlepszych składników i perfekcyjnego przyrządzenia // 2 to czekoladowe ciastko będzie mi się chyba śniło po nocach // 3 stolik z widokiem // 4 po czekoladowym ciastku został pusty talerz |
|
Confiserie Sprüngli 1 kawę parzą tu pyszną // 2 zajrzyjmy do menu // 3 piękne są te sztućce // 4 a może to ciastko na deser? |
|
Confiserie Sprüngli Dla mnie kawa, a dla niego gorąca czekolada i mus czekoladowy |
|
Confiserie Sprüngli 1 w sklepie na parterze // 2 trufle jednodniowe - dzisiaj przyrządzone - dzisiaj sprzedawane // 3 i weźmy jeszcze puszkę trufli na później // 4 to ciastko... cudowne |
Na przeciwko Confiserie Sprüngli mieści się moja ulubiona kwiaciarnia w Zurichu - Marsano. Istnieje ona już ponad sto lat. Tam szukam nieznanych mi odmian kwiatów, inspiracji, pomysłów na aranżacje i tak zwyczajnie zachwycam się tamtejszymi kwiatami.
Kwiaciarnia Marsano
Bahnhofstrasse 28 am, Paradeplatz, Zürich
czynna od poniedziałku do soboty w godzinach 8.00 - 18.30 (w soboty do 17.00)
|
Kwiaciarnia Marsano |
|
Kwiaciarnia Marsano |
|
Kwiaciarnia Marsano |
Sery najchętniej kupuję w sklepach specjalistycznych. Ich jakość jest najlepsza, wybór największy i można jeszcze się poradzić, spróbować i kupić dowolną, nawet małą ilość.
Tym razem serowe zakupy zrobiliśmy w Natürli Käseladen w domu handlowym Jelmoli.
Trafiliśmy na ostatni w tym sezonie ser Mont d'or. Jego zapach jest niezwykły,
baaardzo intensywny i mocny. Za to smak gładki, delikatny, wręcz jedwabisty.
Zapakowano nam porcję tego sera w mały, szczelny pojemniczek. Po zjedzeniu
sera pomyślałam, że użyję
go do przechowywania w podroży otwartych próbek kremu, co zapobiegnie ich
przypadkowemu wyciśnięciu. Wyszorowałam pojemnik kilkukrotnie,zapakowałam otwarty krem pod oczy i wieczorem po otwarciu przeżyłam wielkie zaskoczenie, bo zapach
jaki uderzył mnie w nos przypominał ten unoszący się nad serem. Niestety mój pomysł
nie sprawdził się.
Pojemnik po serze nadaje się tylko do sera. Mimo wielokrotnego mycia.
Seidengasse 1, Zurich
czynne od poniedziałku do soboty od 10.00 do 20.00
|
W sklepie N |
|
1, 2, 3, 4 na targu nad jeziorem. Niestety jak przyszliśmy minęła już godzina jego zamknięcia i nie można już wtedy nieczego kupić |
|
W sklepie N |
|
W sklepie N |
|
W sklepie Victorinox. Całość zrobiona z malutkich scyzoryków |
|
1 zazdroszczę tego braku konieczności przypinania rowerów // 2 ta ilość scyzoryków robi wrażenie // 3 na targu // 4 zachwycam się każdym ukwieconym drzewem |
|
1 espresso macchiato w Vicafe dla trochę niewyspanych ;-) podróżników // 2 jeszcze małe zakupy ;-) // 3 jedna z uroczych uliczek miasta // 4 czy to nie jest piękny widok? |
Główna ulica Zurichu ma 1,5 kilometra długości i łączy dworzec kolejowy Zürich Hauptbahnhof z brzegiem Jeziora Zuryskiego. Tak wyglądał nasz spacer tego dnia. Od jeziora do dworca, bo właśnie ten ostatni był naszym celem. Przed nami była dalsza podróż. Nie będę tu pisać o podróżowaniu koleją po Szwajcarii, bo miejsce na to przeznaczam w osobnym poście, ale chcę napisać Wam kilka słów o osobie, która przyczyniła się stworzenia sieci kolejowej w tym kraju. Alfred Escher, bo to o nim mowa urodził się w 1819 roku w wiosce Enge pod Zurichem w z zamożnej rodzinie. Studiował prawo, podróżował po Europie i zaangażował się w politykę. W tym czasie Szwajcaria odstawała gospodarczo od sąsiadów. Wymianę handlową pomiędzy kantonami, a co dopiero sąsiednimi krajami utrudniały czasochłonne podróże przez górskie przełęcze i doliny. Brak kolei skazywał Szwajcarię na izolację. Escher miał ambitny plan pokrycia kraju siecią tras kolejowych. Do realizacji projektu brakowało wykształconych inżynierów (Szwajcaria była krajem rolniczym) i pieniędzy. Dzisiaj Zurich to miasto prawie trzystu banków, ale w tamtych czasach nie było ani jednej instytucji, która byłaby w stanie udzielić kredytu na tak wielką inwestycję. Escher nie chciał pożyczać pieniędzy u bogatych sąsiadów, żeby nie uzależniać neutralnego kraju. Zaangażował się w powstanie Politechniki Federalnej w Zurychu, która do tej pory uchodzi za jedną z najlepszych uczelni technicznych na świecie i najlepszą w Europie. Studiował tam, a następnie wykładał późniejszy prezydent Polski Gabriel Narutowicz.
Sprawę pieniędzy również rozwiązał. W 1856 roku powstała pierwsza w Szwajcarii instytucja kredytowa znana dzisiaj jako Credit Suisse (która dzisiaj po ponad 160 latach przestaje istnieć).
Dziełem życia Eschera miała być budowa tunelu łączącego północ z południem kraju i otwierającego go na wymianę handlową z sąsiadami. Miał to być najdłuższy tunel na świecie. Zbudowany jak najszybciej i jak najtaniej. Dużą cenę za te założenia zapłacili w głównej mierze włoscy robotnicy. Ciężkie warunki pracy, śmiertelne wypadki i strajki spowodowały, że znacznie wydłużyła się budowa i bardzo wzrosły jej koszty. Ostatecznie na jej zakończenie konieczne było pożyczenie pieniędzy od Niemców i Włochów, Escher zaś został całkowicie odsunięty od projektu. Nie zaproszono go nawet na otwarcie tunelu świętego Gotharda w 1880 roku.
Ostatecznie doceniono jego wkład w rozwój kraju i kolejnictwa w Szwajcarii i dzisiaj jego pomnik stoi w jednym z najbardziej reprezentacyjnych punktów miasta - przed głównym dworcem kolejowym w Zurichu
|
Pomnik Alfreda Eschera - pioniera szwajcarskiego kolejnictwa przed dworcem kolejowym w Zurichu |
|
1 sąsiedztwo dworca kolejowego to chyba najlepsze miejsce na pomnik Alfreda Eschera // 2 piękny jest ten stary dworzec // 3 pamiątki związane z kolejnictwem w sklepie dworcowym - naprawdę ładne // 4 czas ruszyć w drogę |
|
Kochanie, poczekaj chwilę z moją walizką. Zaraz wracam. |
|
1 na dworcu kolejowym w Zurichu // 2 folder informacyjny kolei szwajcarskich - jestem pod wrażeniem jak ładnie jest zaprojektowany |
Wsiedliśmy w pociąg i wyruszyliśmy do Chur - najstarszego miasta w tym kraju. Miasta dzieli około 120 km i podróż pociągiem trwa niecałe 1,5 godziny (samochodem prawie dwa razy dłużej). Za oknem zmienia się krajobraz i pory roku: jezioro, rzeki, lasy, łąki, góry, zieleń łąk i śnieg na szczytach. Przed nami bylo kilka godzin jazdy do Włoch do małego przygranicznego miasteczka Tirano. Chur leży na wysokości 592 m n.p.m., a Tirano na wysokości 429. Po drodze pociąg wspina na się wysokość 2253 metrów. Na całej trasie pokonuje 55 tuneli, 196 mostów i wzniesień o nachyleniu do 70 stopni. Pociągi nie mają zębatek ani żadnych innych ułatwień w jeździe pod górę. Kiedy tory są oblodzone spod lokomotywy sypany jest piach, który ułatwia wjazd.
Wyjeżdżając z Chur w Gryzonii Bernina Express najpierw pokonuję wybudowaną w latach 1898-1904 linię kolejową Albula. Następnie przejeżdża przez charakterystyczny wiadukt Landwasser (1048 m n.p.m.). Przed stacją Bergün/Bravuogn pociąg wjeżdża do tzw. tunelu spiralnego. Dzięki licznym spiralom Bernina Express pokonuje różnicę wysokości 400 m przy odległości poziomej zaledwie 5 km. Następnie pociąg wjeżdża na wysokości 1820 m n.p.m. do tunelu Albula o długości prawie 6 km.
Nie będę tu pisać więcej o trasie pociągu, bo ten post nigdy by się nie skończył ;-). Na to będzie miejsce w osobnym poście.
Jeżeli zastanawiacie się czy warto wybrać się w podróż takim pociągiem, odpowiem: zdecydowanie warto. Ja sama kolejny raz wybrałabym się w taką podróż. Krajobrazy i widoki są niesamowite.
|
W nowych okularach |
|
Wjeżdżamy na spiralny wiadut Brusio |
W pobliżu włoskiego Tirano znowu czuć wiosnę. Drzewa kwitną i wszędzie wokól jest zielono. Po pokonaniu spiralnego wiaduktu Brusio do granicy jest już blisko. Tory pociągu biegną przez środek miasta po ulicy i pociąg przejeżdża tuż przy domach. Na czas jego przejazdu okoliczne ulice są zamykane i pociąg majestatycznie przejeżdża przez środek miasta.W Tirano było bardzo ciepło i kiedy pasażerowie w ciepłych kyrtkach, swetrach i czapkach wynurzyli się z pociągu wyglądało to jakby pociąg przyjechał z innej planety.
Po przyjeździe do Tirano postanowiliśmy zanurzyć się we włoskiej kuchni. Praktycznie na terenie dworca kolejowego znajduje się Pizzeria Leti, w której serwują doskonałe pizze na długo dojrzewającym cieście. Wysokiej jakości składniki dopełniają smaku całości. Czerwony czosnek nubia z Sycylii, toskańska oliwa, pomidory San Marzano, anchovies z Cetary, spianata z Kalabrii, 18 miesięczna szynka parmeńska... to tylko niektóre z nich. Dawno już mi pizza nie smakowała tak bardzo jak tam. Dodatkowo ceny są tam bardzo atrakcyjne (nawet jak na Włochy).
Na kolację wybraliśmy się do restauracji, którą bardzo polecał Google. Dotarliśmy i okazało się, że restauracja nieczynna jest... już od dawna. Zaczeliśmy szukać czegoś w okolicy i tak trafiliśmy do ukrytej między starymi kamienicami Vinerii.
To był strzał w dziesiątkę. W restauracji podawano również dania regionalne i ja wybrałam takie potrawy z menu. Spróbowałam gryczanych nalśników chisciöl, które nadziewa się serem Valtellina, a ciasto przyrządza się z dodatkiem piwa i grappy, taroz - puree z ziemniaków z dodatkiem fasolki szparagowej i lokalnego sera, pizzoccheri - gryczanego makaronu podawanego również z miejscowym serem i bishola - miejscowej odmiany ciasta przypominającego trochę panettone, ale przyrządzonego z dodatkiem mąki żytniej, zakwasu, włoskich orzechów, fig i kasztanów. Wszystkie te danie były dla mnie kompletną nowością i były pyszne. Do tego lokalne wina z okolic Tirano. Ta kolacja była wspaniała i zawdzięczamy ją przypadkowi. Na miejscu wytwarzane są również róznorodne wędliny, a warzywa pochodzą z ogrodu właścicieli.
Leti
Piazza delle Stazioni, 24/a, Tirano
czynna od środy do poniedziałku w godzinach 11.30 - 14.30 i 18.30-22.30
Restauracja VineriaVia XX Settembre, 25, Tirano
czynna od wtorku do soboty w godzinach 11.00 - 15.00 i 17.30-23.30
|
Restauracja Vineria w Tirano |
W Tirano raz w tygodniu w czwartki odbywa się targ. Miałam to szczęście, że byliśmy akurat tego dnia w miasteczku. Co prawda wyjeżdżaliśmy zpowrotem do Szwajcarii, ale pociąg mieliśmy około 10.00. Ile rzeczy można zrobić do tego czasu ;-). Wizyta na targu była dla mnie wielką przyjemnością. Niczego nie kupowałam, ale samo patrzenie na stragany z miejscowymi produktami dało mi dużo radości. Lokalne sery, wypieki, świeże makarony (w tym miejscowe z mąki gryczanej), owoce, warzywa... Włoskie targi są piękne.
|
Czyż ten ser nie wygląda niesamowie? |
|
Włoskie truskawki mają rewelacyjny smak |
|
Na targu w Tirano |
|
Na targu w Tirano |
|
Na targu w Tirano |
|
Na targu w Tirano |
|
1 na targu w Tirano // 2 czerwona cebula tropea z Kalabrii - uwielbiam // 3 miejscowe ciasto z orzechami i karmelem - przypomina to szwajcarskie // 4 jeden stanik na miejscu poproszę, a drugi proszę zapakować - czasami w podróży trzeba zrobić takie błyskawiczne zakupy :-) |
Kolejny dzień również spędziliśmy w pociągu Bernina Express. Tym razem na trasie do Sankt Moritz. Podróż nie była już tak długa, ale znowu niesamowita. Wiadukty, mosty, tunele, przepaście, lodowce, zaśnieżone szczyty, przełęcze, doliny z wiosną w pełnym rozkwicie... Na obydwóch trasach Berniny oprócz kilku stacji, na których pociąg się zatrzymuje, jest też jedna przerwa 15 minutowa w Alp Grüm na wysokości ponad 2000 metrów, tuż za przełęczą Bernina. Wszyscy wysypują się wtedy z pociągu i robią zdjęcia. Jestem pod wrażeniem jak obsługa pociągu potrafi "zagonić" wszystkich pasażerów z powrotem na miejsce, że pociąg odjeżdża co do minuty według rozkładu. Robią to niesamowicie dyskretnie, ale tłum pasażerów (w końcu pociąg składa się z kilku wagonów i wszystkie miejsca są zajęte) jest na czas na swoich miejscach :-). Praktyka ;-)
|
Pogoda wymaga ciepłego, ilandzkiego swetra |
|
Kolorystycznie pasujemy do aury ;-) |
Dojechaliśmy wczesnym popołudniem do Sankt Moritz. Pogoda po drodze zaczęła się zmieniać. Błękitne niebo przysłoniły chmury i zaczął prószyć delikatny śnieg. Wjeżdżając na stację widzieliśmy z daleka nasz hotel nad jeziorem i to też było miłe. Mieliśmy transfer do hotelu ze stacji, ale postanowiliśmy przejść ten mały kawałek pieszo wybierając dłużsżą drogę przy jeziorze. Po zostawieniu bagaży ruszyliśmy odkrywać miasteczko. Zaskoczyło mnie swoim wyglądem. Wiedziałam, że jest drogie, snobistyczne, odbywają się tam zawody polo na lodzie, są tory bobslejowe, ma 360 słonecznych dni w roku itp. Powiem Wam, że Sankt Moritz trochę mnie rozczarowało. Rzeczywiście sklepów najsłynniejszych projektantów nie brakuje. Brakuje takich "normalniejszych"sklepów i restauracji. Architektura nie jest zachwycająca, a nawet po drugiej stronie jeziora dostrzegliśmy kilka szkaradnych bloków.
St. Moritz szczyci się tym, że jest najstarszym ośrodkiem narciarskim na świecie i tym samym kolebką turystyki zimowej. Powstał on w 1864 r., kiedy szwajcarski hotelarz obiecał swoim angielskim letnikom, że również w zimie będą się mogli cieszyć słońcem w St. Moritz.
Śnieg zaczął padać coraz mocniej i postanowiliśmy wrócić do hotelu. I wiecie co? Z całego Sankt Moritz najbardziej podobał mi się nasz hotel. Był położony nad samym jeziorem i miał widok na każdą jego część, a także na całe miasteczko. Niektóre udogodnienia dla turystów były i dla mnie zaskoczeniem, bo nie spotkałam się z tym wcześniej w innych miejscach (kalosze dla gości, lornetki, ciepłe kurtki, kompasy, plecaki na wycieczki...). Były też rowery i sanki. Przy naszej pogodzie lepsze były te drugie. Godziny mijały, a śnieg padał coraz gęstszy. Wszystko pokryło się grubą warstwą śniegu i tworzyło bajkową aurę.
Hotel Waldhaus Am See
Via Dimlej 6, 7500 St. Moritz
|
Nasz hotelWaldhaus Am See nad jeziorem jeszcze we wczesno wiosennej aurze |
|
1 nawet etykieta piwa pasuje do naszej podróży // 2 Sankt Moritz - dojechaliśmy // 3 zdjęcie z pociągu naszego hotelu nad jeziorem // 4 jesteśmy Sankt Moritz |
Ten wyjazd był bardzo czekoladowy. W końcu czy góry i zimowa aura nie są najlepszymi okolicznościami do delektowania się tymi słodkościami? Praliny i czekolady z Confiserie Sprüngli skradły moje podniebienie i ich smak ciągle jest w mojej pamięci, ale te kupione w Sankt Moritz w sklepie Läderach też zapisują się na liście: "The best chocolates in the world". Trochę popróbowaliśmy, trochę kupiliśmy i mogę śmiało napisać: pyszne są. Firma Läderach została założona w 1962 roku przez Chocolatier Rudolfa Läderach Jr w Glarus w Alpach Glarneńskich. Wyróżniła się opracowaniem technologii na bardzo cienkie kule czekoladowe do trufli, które skrywają w sobie dużo nadzienia. Charakterystycznym produktem firmy są też bardzo duże czekolady, które są łamane na porcje i sprzedawane są na wagę. One są pyszne. Bardzo łatwo ulec pokusie i wybrać wiele smaków i rodzajów, a potem okazuje się, że kupujemy kilogram czekolady :-)
|
Nasza porcja czekolad Läderach |
|
W sklepie Läderach |
|
W sklepie Läderach |
|
1 "regionalne" Toblerone // 2 tutaj czas odmierzają tylko takie zegary // 3 zgubiłam szal i zorientowałam się dużo później, kiedy przechodziliśmy koło sklepu Burberry. Wróciliśmy, a on czekał na mnie :-) // 4 Sankt Moritz ma swoją krzywą wieżę |
|
Wiosna zaczyna przeobrażać się w zimę |
|
1 podróżnicy przybywają do hotelu // 2 prognoza pogody jest jednoznaczna // 3 tak szukaliśmy drogi powrotnej na skróty, że wylądowaliśmy za miasteczkiem :-) // 4 lektura na wieczór |
|
1 mała przekąska z miejscowych serów // 2 wszystko razem idealnie pasuje // 3 kto ostatni brał prysznic? // 4 szampana można schłodzić za oknem :-) |
|
1, 2 mozaiki w tunelu dworcowym // 3 można sobie wydrukować model 3d // 4 ta kurtka idealnie sprawdzi się na tę pogodę |
Na kolację poszliśmy do hotelowej restauracji, bo słynęła ona w okolicy z doskonałej kuchni i... była tak blisko :-) Przy takiej pogodzie nigdzie nie chciało się nam już iść. Aura sprzyjała, byliśmy w górach więc zamówiliśmy fondue. Za oknem padał gęsty śnieg, na około paliły się świece, ser bulgotał w żeliwnym naczyniu, a sommelier dobrał nam doskonałe wino. Na koniec kelner, który przyszedł zabrać naczynia, jak dowiedział się, że to jest moja podróż urodzinowa, to... zaśpiewał nam głosem nadającym się do opery. Przypomniała mi się wtedy scena z filmi "To właśnie miłość", kiedy premier i jego szofer mieli zaśpiewać dzieciom kolędę i z ust szofera wybrzmiał doskonały głos, którego nikt się nie spodziewał. Ja miałam takie same odczucia w tej restauracji.
|
Ile topionego sera może zjeść jeden człowiek? |
|
1 w hotelowej restauracjo // 2 to szwajcarskie wino było doskonałe // 3 tradycyjne dodatki do fondue // 4 jakie to jest dobre |
Na drugi dzień okazało się, że świat jest biały i zasypany śniegiem. I cały czas pada. Śniadanie z widokiem na jezioro i śnieżycą za oknem było wspaniałe. I nie chodzi mi tylko o widok i otoczenie, ale również o samo śniadanie. Nie wiem czy to jest kwestia mojego starannego wyboru hoteli czy samej Szwajcarii, ale wszystkie hotelowe śniadania w tym kraju jakie mieliśmy były doskonałe.Wyciągnęłam z walizki moje zimowe buty i trzeba było ruszać na dworzec. Tym razem nie mieliśmy ochoty na spacer w zamieci z walizkami i skorzystaliśmy z hotelowej taksówki.
Przed nami czekała nowa przygoda - pociąg panoramiczny Glacier Express w kierunku Zermatt.
|
1 zostawiamy Sankt Moritz w śnieżycy // 2 ledwo widać koniec pociągu, a nie jest od długi // 3 pięknie jest przez taką śnieżycę ciepłym, bezpiecznym pociągiem // 4 otuleni przez chmury |
|
A po drugiej stronie tunelu ukazał się inny świat |
|
Pięknie jest |
|
1 czyż ta lokomotywa nie jest ładna? // 2 oglądamy naszą trasę na mapie // 3 biel śniegu, zieleń drzew i błękit nieba - cudowne połączenie // 4 a my pniemy się coraz wyżej |
|
1 kiedy tory są oblodzone spod tej lokomotywy wydobywa się piasek // 2 i znowu w tunel // coraz wyżej i wyżej // 4 to oni kierują pociągiem - wiadomo, że ruszą punktualnie |
|
1, 2, 3 otula nas biel // 4 mały wyłom w białym krajobrazie |
Przy rezerwacji biletów zamówiliśmy czterodaniowy posiłek. Można oczywiście wybrać coś z menu w drodze, ale my tego wyboru dokonaliśmy już kupując bilety. Podane dania wyglądają może niepozornie, ale są doskonałe. Przygotowane z wielką dbałością o jakość produktów i ich regionalność. Prawie wszystko pochodzi od małych wytwórców z miejscowości na trasie pociągu. Wina, sery, warzywa, jajka... Świetny pomysł, ale też doskonała jakość.
|
Nakryto do stołu |
|
1 sałatka Mimosa // 2 ta potrawka z kurczaka była rewelacyjna, a wygląda tak niepozornie // 3 wybór regionalnych serów i tradycyjne ciasto z suszonymi gruszkami // a a na deser tartaletka z morelami i z... oczywiście, że z serem |
|
1 ciągle w górę // 2 w stronę przełęczy // 3 w tunelu widok w oknie zmienia się ;-) // 4 a w dolinie wiosna |
Po drodze mieliśmy kilka stacji, na tórych dosiadali się pasażorowie i w pełnym momencie pociąg był zapełniony. Ja bardzo czekałam na stację w Andermatt, bo mam do tej miejscowości wielki sentyment. Tam zakochałam się w szwajcarskich Alpach. Wracając z wakacji z dziećmi w Prowansji postanowiliśmy przejechać przez Szwajcarię. Można było wybrać drogę szybszą przez tunel Gotharda lub czynną tylko kilka miesięcy w roku przełęcz Gotharda. Wybraliśmy drogę górą. To było niesamowite doświadczenie. Wjeżdżając mieliśmy w dolinie prawie 25 stopni, a w górze 2. Droga była kręta, wąska i malownicza. I te góry. Wielkie, majestatyczne, olrzymie i niesamowicie piękne. Po zjechaniu w dół przejeżdżaliśmy koło miasteczka w dolinie i postanowiliśmy się tam zatrzymać, żeby chwilę ochłonąć. Po otwarciu drzwi samochodu uderzył w nas niesamowity zapach łąki, kwiatów i skoszonego siana. Zapach był tak piękny, ale przede wszystkim tak intensywny, że dawał się odczuć i po godzinie i po dwóch. Postanowiliśmy tam zostać na dzień czy dwa. Słońce świeciło, my siedzieliśmy na łące na kocu, a dzieci wyruszyły szlakiem w górę. Kilka tygodni wcześniej dostały krótkofalówki i nie rozstawały się z nimi na krok. Dzieciaki szły w górę, a myśmy je cały czas widzieli i słyszeli. Po powrocie opowiadały z zachwytem o kwiatach i zapachu jaki im przez całą drogę towarzyszył.
W czasie tamtego pobytu poraz pierwszy zobaczyłam szwajcarski pociąg panoramiczny Glacier Exprress. Siedzieliśmy na tej łące, a na dworzec wjechał krwisto czerwony piękny, przeszklony pociąg. Idealnie komponował się z błękitnym niebem i zielenią łąk. Pomyślałam wtedy, że chciałabym kiedyś przejechać się takim pociągiem. I moje marzenie spełniło się. Przyjechałam do Anderamtt pociągiem Glacier Express.
Od tego czasu byliśmy jeszcze dwa razy w Andermatt. I widzę jak przez te lata (prawie dwadzieścia) miasteczko rozbudowało się i zmieniło. Przyznam, że wolę to mniejsze i starsze, ale i tak mam do niego wielki sentyment.
|
1 pamiątkowe zdjęcie na jednej ze stacji // 2 w drodze do Andermatt // 3, 4 na tej łące w Andermatt kiedyś siedzieliśmy, a dzieci wspinały się na pobliską górę |
|
1 moje włosy żyją własnym życiem, kiedy wystawiam głowę za okno jadącego pociągu // 2, 3 kolor tej rzeki w dolinie był niesamowity // 4 wysoki jest ten wiadukt |
|
1 zapory wodne zawsze robią na mnie wrażenie // 2 cześć sąsiedzie // 3 w dolinie śnieg padał tylko przez chwilę i szybko rozpuszczał się // 4 cały czas zastanawiam się nad tymjęzorem - na około była wiosna i tylko on jeden się wyróżniał |
|
1, 2, 3 cuda inżynierii // 4 fragment jęzora z innego ujęcia |
|
Dojechaliśmy |
Zermatt. Nie wiedziałam za bardzo czego się spodziewać po tym miasteczku. Oglądałm jakieś zdjęcia przed wyjazdem (ale też oglądałam zdjęcia Sankt Moritz) i wiedziałam, że ma też stare zabudowania, które lubię. Po wyjściu z pociągu wiedziałam już, że Zermatt będzie jednym z moich ulubionych miejsc w Szwajcarii. Stare domy, narciarze na ulicy wracający po dniu szusowania, sklepy, sklepiki, restauracje, kawiarnie i niesamowite góry otaczające całe miasteczko. I majestatyczny, piękny Matterhorn górujący nad całością. Milość do tego miejsca wybuchła we mnie zanim jeszcze dotarliśmy do hotelu (a mieliśmy blisko).Zostawiliśmy bagaże i ruszyliśmy znaleźć miejsce, gdzie widać tę górę w pełnej okazałości. W Zermatt wystarczy przejść kawałek, a miejscowość kończy się i zaczynają się szlaki. Poustawiane są tam ławki i leżaki i można na nich wypoczywając patrzeć na górę w pełnej okazałości. Leżałam tak, patrzyłam na odbijające się w ścianach Matterhornu zachodzące słońce i cieszyłam się, że zostajemy tu na dwa dni.
|
Matterhorn u schyłku dnia |
|
W dolinie zapada noc, a w górach zostało jeszcze trochę światła |
|
Tutaj kończy się miejscowość i zaczynają szlaki |
|
Z Matterhornem w tle |
|
Ostatnie promienie zachodzącego słońca odbijające się w wierzchołkach gór |
|
Nocą |
Matterhorn (wł. Monte Cervino, fr. Mont Cervin - 4478 m n.p.m.) to szósty pod względem wysokości alpejski szczyt leżący na granicy Szwajcarii i Włoch.
W 1789 roku Szwajcar Horace-Bénédict de Saussure, profesor uniwersytetu w Genewie, ceniony przyrodnik, uznał Matterhorn za „najpiękniejszy widok w całym regionie”. Dokonał dokładnych pomiarów trygonometrycznych Matterhornu i zawyrokował: na ten szczyt nie da się wejść. Nie był tylko naukowcem teoretykiem. Jako jeden z pierwszych eksploratorów tych gór czynnie uprawiał alpinizm. Był znany z drugiego wejścia na szczyt Mont Blanc (w 1787 roku, w towarzystwie służącego i osiemnastu przewodników!).
Pierwszą próbę wejścia na Matterhorn podjął Jean-Antoine Carrel w 1857 roku - osiemdziesiąt lat po zdobyciu Mont Blanc!. W tamtych czasach Matterhorn uznawany był za szczyt nie do zdobycia. Poza zasięgiem zarówno technicznym jak i mentalnym. Carrel – trzydziestolatek pochodzący z włoskiej doliny leżącej u podnóża Matterhornu, nie zrażał się początkowymi niepowodzeniami i przez kilka kolejnych lat ponawiał próby zdobycia góry. Dotarł na wysokość około 4000 m.
W 1860 roku do Zermatt przyjechał Brytyjczyk Edward Whymper - utalentowany dwudziestoletni drzeworytnik. Miał wykonać prace przedstawiające Alpy dla wydawnictwa Williama Longmana.
Whymper zakochał się w widoku Matterhornu i wrócił rok później w Alpy, by podjąć próbę wejścia na szczyt. Przez kolejne cztery lata zmieniały się zespoły, drogi wejścia i przewodnicy. Szczyt pozostawał niezdobyty. W sumie zaliczył osiem nieudanych prób.
W 1865 roku Whymper (25 lat) znów przyjechał w Alpy i dzień przed wyruszeniem w góry zorganizował nową ekipę. Dołączyli do niego: jego rodak Lord Francis Douglas (18 lat), przewodnik z Chamonix Michel Croz (35 lat) oraz przewodnicy alpejscy Peter (45 lat) i Peter (22 lata) Taugwalder (ojciec i syn), ksiądz Charles Hudson (37 lat) i Robert Hadow (19 lat) . Postanowili spróbować wejścia północno-zachodnią granią. Po niecałych dwóch dniach – jak potem podsumował Whymper – niezbyt trudnej wspinaczki, stanęli na szczycie.
14 lipca 1865 o godzinie 13.40.
Schodzili związani jedną liną. Kiedy idący jako drugi Hadow (który nie miał pojęcia o wspinaczce jak się później okazało) poślizgnął się, przewrócił Croza i obaj runęli w przepaść. Ponieważ cała siódemka schodziła związana linami, pociągnęli za sobą Hudsona i Douglasa. Whymper i obaj Szwajcarzy, którzy szli na końcu zdążyli chwycić się skał. Lina pomiędzy ich trójką, a resztą,na skutek szarpnięcia pękła. Ciała czwórki wspinaczy znaleziono dwa dni później na lodowcu pod Matterhornem, niemal 1200 metrów poniżej miejsca wypadku. Francisa Douglasa nie odnaleziono. Alpinistów pochowano w Zermatt.
Trzy dni później, 17 lipca 1865 roku po przebyciu grani włoskiej na szczycie stanął zespół Jean-Antoine Carrela.
Carrel całe swoje życie związany był z Matterhornem. Tu także zginął – w 1890 roku, podczas powrotu ze szczytu po udanym wejściu z klientami.
1871 roku Brytyjka Lucy Walker jako pierwsza kobieta wspięła się na Matterhorn.
W 1875 roku po raz pierwszy zdobyto szczyt zimą.
W 1894 roku pierwsze polskie wejście, którego dokonali Marian Smoluchowski z towarzyszami.
Pierwszego samotnego wejścia na Matterhorn dokonał w 1898 roku Wilhelm Paulcke. Obecnie ta najłatwiejsza droga jest ubezpieczona stałymi linami w najtrudniejszych odcinkach, a w sezonie bywa mocno zatłoczona.
W 1978 roku zespół kobiecy przeszedł ścianę północną zimą. Dokonały tego Polki: Anna Czerwińska, Krystyna Palmowska, Irena Kęsa i Wanda Rutkiewicz.
Jeszcze muszę tu opisać niesamowite osiągnięcie Katalończyka Kíliana Jornet Burgada , który w 2013 roku pobił rekord wbiegając i zbiegając z Matterhornu w czasie 2 godziny 52 minuty i 02 sekundy. To jest coś wręcz niewyobrażalnego. Jak sam przyznał Kilian przed biegiem, Matterhorn jest bardzo techniczną górą, dlatego wcześniej musiał poznać niemalże każdy krok na swojej drodze. |
1, 2, 3 u schyłku dnia // 4 tutaj ze śniegu nie lepi się bałwanów, ale małe Matterhorny ;-) |
|
1, 2 o wschodzie słońca // 3, 4 po zachodzie słońca |
|
Cmentarz ofiar gór obok kościoła w centrum Zermatt |
Obok kościoła w centrum Zermatt znajduje się niewielki cmentarz - cmentarz ofiar Matterhornu. Jako jeden z pierwszych pochowany tu został uczestnik pierwszej ekspedycji – Michel Croz. Obok niego leżą ojciec i syn - Peter i Peter Taugwalder. Ten niewielki cmentarz robi wrażenie. Wszyscy ci zmarli zginęli w górach. Są tam i stare i nowe groby. Jest tam również grób 24 letniego Polaka Krzysztofa Guzka, który zginął na Matterhornie.
|
1 pomnik Lucy Walker pierwszej kobiety zdobywczyni Matterhornu // 2, 3, 4 na cmentarzu alpinistów |
|
1, 4 na głównej ulicy Zermatt w chodniku znajdują się płyty upamiętniające tych, którzy zginęli w górah // 2. 3 na cmentarzu anglikańskim w Zermatt też pochowane są ofiary gór |
Lubię odwiedzac cmentarze w czasie podróży. Dużo mówią o mieszkańcach i miejscowych zwyczjach. Czasami podziwiam kunszt nagrobków, innym razem piękne granity i marmury, a jeszcze innym prostotę. Oprócz wizyty na cmentarzu alpinistów poszliśmy na cmentarz dla mieszkańców w samym centrum miasteczka. To co mnie zaskoczyło to niski, średni wiek zmarłych. Groby sprzed 2000 roku są różnorodne. Ozdabiają je bratki, a także gipsowe serca i aniołki. Te nowsze czyli dwudziestoletnie i młodsze wszystkie są takie same, proste, skromne i malutkie. Przygotowane są też liczne miejsca na nowe, takie same groby. Pierwsza myśl jaka mi przyszła, kiedy je zobaczyłam, to że mieszkańcy wybrali w głosowaniu kremację i malutkie groby w centrum miasteczka i z widokiem na Matterhorn niż duże i położone poza miejscowością. Nie dziwię się. Na cmentarzu wiszą na wieszakach dostępne dla wszystkich konewki i skrzynka z bratkami oraz skarbonka do zapłaty za nie (jak mi się podobają te zwyczaje).
|
1 rzędy nowych, maleńkich takich samych grobów i miejsca na nowe // 2 bratki po 2 franki i skarbonka // 3 jak ja bym chciała, żeby na naszych cmentarzach wisiały tak konewki, a nie było masy plastikowych butelek poukrywanych za grobami // 4 zmarli mają taki widok z cmentarza |
|
Nagrobek w kształcie Matterhornu na cmentarzu alpinistów |
|
Matterhorn w blasku wschodzącego słońca |
Poszłam przed wschodem słońca na mostek w pobliżu naszego hotelu skąd jest doskonały widok na Matterhorn. Chciałam zobaczyć początek dnia i blask wschodzącego słońca odbijający się w ścianach tej pięknej góry. Było zimno, ale warto było przeżyć to doświadczenie. Matterhorn zdominował nasz pobyt w Zermatt i bardzo się z tego cieszę. Śniadanie z widokiem na tę górę, świętowanie moich urodzin z widokiem, podróż kolejkami, żeby obejrzeć ją z dwóch stron.... Czasami Matterhorn chował sie za chmurami, ale i tak nie szczędził nam swojego piękna.
|
Śniadanie z widokiem na Matterhorn |
|
1 piękne jest to zdjęcie // 2 a po śniadaniu ruszamy na spotkanie z górą // 3 pozwoliłam sobie na kawałek ciasta do śniadania // 4 widok na Zermatt z góry |
|
Zermatt jest pięknie położony |
Matterhorn można oglądać z dwóch stron wjeżdżając na górę kolejkami. Niesamowitymi kolejkami. Pierwsza to najwyżej na świecie położona kolejka Matterhorn Glacier Paradise, która wwozi nas na wysokośc prawie 4000 metrów na Klein Matterhorn. To jest niesamowite, wspaniałe doświadczenie. Aby dostać się na samą górę z Zermatt trzeba jechać kilkoma kolejkami. Przystanki na trasie to: Furi (1867 m n.p.m.), Schwarzsee (2583 mn.p.m.) oraz Trockener Steg (2939 m n.p.m.). Warto po drodze wysiąść i spędzić chwilę na stacjach pośrednich. Widoki są niesamowite. Jak już dojedziemy na samą górę (3883 metry) dech nam zapiera widok i... rozrzedzone powietrze oraz ciśnienie (trzeba pamiętać, że ciśnienie wraz ze wzrostem wysokości spada średnio o 13 hPa na 100 m). Serce zaczyna szybciej bić i wejście po schodach na platformę widokową jest odczuwalne dla każdego). Na taką wysokość dostajemy się z Zermatt dość szybko i nie ma mowy o jakiejś aklimatyzacji. Czy warto tam wjechać? WARTO. Bardzo warto. Widok na lodowce i ponad 40 czterotysięczników jest niezapomniany. I nawet doświadczenie tego jak nasz organizm reaguje na taką wysokość jest niesamowite.
|
1 bilet Peak2Peak // 2 pierwszy etap podróży - gondola z Zermatt // 3 rzeczywiście to jest ekspres w kierunku Matterhornu - na aklimatyzację nie ma czasu // 4 a za tymi drzwiami jest prawdziwy raj |
Chcąc obejrzeć Matterhorn z dwóch stron - z Matterhorn Glacier Paradise i z Gornergrat w czasie jednego dnia, najlepiej kupić bilet Peak2Peak (197 franków za bilet, posiadacze Swiss pass mają 50% zniżkę). Najpierw wyruszamy na Matterhorn Glacier Paradise (3'883 m), a następnie gondolami do stacji Riffelberg, a stamtąd kolejką zebatą na Gornergrat (3'089 m)
|
1 sprawdziły się chociaż dla niektórych to najbrzydsze buty na świecie ;-) // 2 pogoda w górach zmienia się błyskawicznie // 3 widok przez okienko na szczycie // 4 kolejny lodowiec |
|
Z Monte Rosa w tle |
Monte Rosa, to drugi pod względem wysokości po Mont Blanc alpejski masyw.
Nie jest on pojedyńczym szczytem, ale blisko 30-kilometrowej długości pasmem należącym do Alp Pennińskich. Dwadzieścia dwa należące do niego szczyty przekraczają wysokość czterech tysięcy metrów. Najwyższy spośród nich to Dufourspitze (Punta Dufour - 4634 m).
Fragmentem głównej grani biegnie granica między Włochami, a Szwajcarią.
Nazwa Monte Rosa nie ma nic wspólnego z kwiatem. Wywodzi się z dialektu mieszkańców Doliny Aosty i nawiązuje do lodowcowego płaszcza (rösa), spływającego na wszystkie strony imponującymi jęzorami. Największy z nich to Gornergletscher po szwajcarskiej stronie masywu, długości ok. 14 km i szerokości nawet 1,5 km
|
1 jeden z lodowców na Monte Rosa // 2 lot widokowy nad lodowcem // 3, 4 tutaj śnieg nigdy się nie topi |
|
Szampan na wysokości ponad 3000 tysięcy metrów z widokiem na lodowiec i szczyty Monte Rosa. |
Moje urodziny świętowaliśmy na wysokości ponad 3000 tysięcy metrów z widokiem na lodowiec i szczyty Monte Rosa. Po drugiej stronie mieliśmy Matterhorn, więc widoki były niesamowite. Nie mogłabym sobie wyobrazić lepszego miejsca i piękniejszych widoków do celebrowania urodzin. To było tak piękne, radosne i wspaniałe, że zostanie w mojej pamięci na zawsze. Dziękuję Ci Kochanie, za te chwile i emocje, za kryształowe kieliszki i schłodzenie szampana w śniegu. Za życzenia i radość ze wspólnego świętowania. Zawsze zachwycałam się lodowcami. Ich potęga robi na mnie niesamowite wrażenie. I ten niezwykły kolor taki morsko turkusowy.
Powstawanie lodowców jest długotrwałym procesem. Tworzą się one ze śniegu w miejscach, w których ukształtowanie terenu i odpowiednio niska temperatura powietrza umożliwia utrzymywanie się pokrywy śnieżnej przez cały rok. Nagromadzony śnieg zaczyna podlegać przeobrażeniom. W cieplejszych okresach wierzchnia warstwa topi się, a woda wsiąka w głąb. Dolne warstwy śniegu pod wpływem wpływającej w nie wody oraz ciężaru kolejnych warstw śniegu, zamieniają się w ziarnisty śnieg, który w trakcie kolejnych przeobrażeń przekształca się w lód lodowcowy.
A skąd jego niezwykły kolor? Ze względu na to, że lód lodowcowy jest bardzo gęsty, to wygląda zupełnie inaczej, niż na przykład lód na zamarzniętym jeziorze. Lodowce pochłaniają czerwone i żółte światło, ale obijają niebieskie, dlatego sprawiają wrażenie, jakby miały niebieski kolor.
Lodowce umierają i jest to z jednej strony wręcz tragiczne w skutkach, a z drugiej strasznie smutne. Od wielu osób w Szwajcarii słyszałam, że jest to proces, którego nie da się już zatrzymać. Kiedy oglądam zdjęcia różnych lodowców sprzed 5-10 lat widać wyraźnie jak bardzo się zmniejszyły i zmieniły.
Na terenie Szwajcarii znajduje się około 1,5 tysiąca lodowców. Naukowcy przewidują, że do 2050 roku może stopnieć połowa z nich.
Po wjechaniu na górę kolejką Glacier Paradise można wejść do lodowca. Wśród wydrążonych korytarzy są również większe pomieszczenia, w których znajdują się lodowe rzeźby. Widok tego lodu, jego różnych form, kolorów i struktur zrobiło na mnie wielkie wrażenie. Dotykanie tego niezwykłego lodu jest niesamowite.
Kiedy wchodziliśmy do lodowca, mijaliśmy wychodzącą parę. Ciężko dyszeli, ledwo szli i wyglądali na bardzo zmęczonych. Przemknęła mi wtedy myśl, że wysokość prawie czterech tysięcy metrów nie jest dobrym miejscem dla chorych ludzi. Kiedy my wychodziliśmy z lodowca po dwudziestu minutach... wyglądaliśmy tak samo. Podejście końcowego odcinka lekko pod górę było olbrzymim wysiłkiem. Ci turyści nie byli chorzy, tylko ta wysokość bez aklimatyzacji, niskie ciśnienie, rozrzedzone powietrze i mniejsza ilość tlenu bardzo oddziaływują na organizm. To jest niesamowite, ale tam na górze ciężko wytrzymać dłużej niż godzinę. Takie są moje spostrzeżenia po tym pobycie tam, a jednocześnie doświadczenie tego, oglądanie gór z takiej wysokości i pobyt w lodówcu uważam za jedne z najpiękniejszych przeżyć.
|
Wewnątrz lodowca |
|
1, 2 struktury i faktury lodowca // 3 jedna z lodowych rzeźb // 4 niektóre z czterotysięczników widocznych po wjechaniu kolejką |
|
Niezwykły kolor lodowca |
|
W drodze wgłąb lodowca |
|
1 kolejka Gornergrat na stacji pośredniej // 2 dolna stacja kolejki w Zermatt // 3 po kimś widać, że wieje ;-) // 4 iiny zegar chyba by tu nie pasował ;-) |
Najpiękniejszy widok na Matterhorn jest ze szczytu Gornergrat. Wiedzie tam najstromsza i najwyżej biegnąca w Europie kolej zębata poprowadzona na wolnym powietrzu. Po 35 minutach podróży jest się prawie na szczycie na wysokości 3089 m., z którego rozpościerają się niesamowite widoki.
Kolejka jest od początku elektryczna, a prąd dostarcza jej pobliska elektrownia wodna. Wybudowano ją w 1897 roku. Początkowo jeżdziła tylko latem ze względu na zagrożenie lawinowe zimą. Od 1941 roku jeździ przez cały rok. Wybudowano wtedy powyżej niej 770 metrowej długości galerię przeciwlawinową. Na trasie z Zermatt jest kilka stacji pośrednich, na których warto wysiąść, żeby podziwiać widoki. Wzdłuż trasy kolejki przebiega trasa trekkingowa. Zimą można przebyć pewne odcinki na sankach (istnieje możliwość ich wypożyczenia na miejscu).
Między stacją kolejki i położoną kilkadziesiąt metrów od niej platformą widokową stoi duży hotel Kulm-Gorngerat, najwyżej położony w Alpach szwajcarskich. A także restauracja i duże obserwatorium astronomiczne.
|
1 poszusowałabym // 2 współpasażer w kolejce na szczyt // 3 a teraz w dół - wyglądał na zadowolonego // 4 powszechny widok w mieście popołudniu |
|
Kamienne grzyby, na których stoją stare drewniane domy |
Zachwycam się tymi starymi domami w Zermatt. Przeważnie są dość małe. Część z nich stoi na kamiennych podporach, które czasami przypominają grzyby. To podwyższenie uniemożliwiało gryzoniom dostanie się do środka i poczynienie szkód w zapasach ziarna. Te schody wycięte z jednego, grubego bala drewna są niesamowite. proste i niezwykłe jednocześnie. Duża część domów budowana była z drzew modrzewiowych. Z czasem nabierały patyny i ciemniały. Drzewo modrzewiowe zapewniało tym domom dużą odporność na wodę, ale też na... ogień. Włócząc się po Zermatt można co chwilę natrafić na bardzo stare, drewniane domy.
|
Jaki to drewno ma piękny kolor |
|
1, 3, 4 kamienne grzyby, na których stoją domy // 2 trzeba być sprawnym na takie schody |
|
1, 4 te grzybowe konstrukcje są niezwykłe // 2 schody drabiniaste // 3 te schody wyciosane z jednego kawałka drewna są niesamowite |
|
1 nasz hotel Schaller's Tannenhof z oknami z widokiem na Matterhorn // 2 taki mmiły akcent w pokoju hotelowym // 3 po mieście mogą jeździć tylko pojazdy elektryczne i jest zakaz wjazdu dla samochodów // 4 żeby pupce było cieplej |
Hotel Schaller's Tannenhof
Englischer Viertel 3, 3920 Zermat
Pamiątki potafią być tandetne. Często są to rzeczy, które nawet podobają się na miejscu, ale po przyjeździe znikają w przysłowiowym kącie. Kiedy znajduję sklepy z miejscowym rzemiosłem zachwycam się wyrobami i cieszę się, że można znaleźć i takie pamiątki z podróży. Te z poniższych zdjęć nie były tanie, ale zachwycały urodą, projektem i wykonaniem.
|
1, 2, 3, 4 sklep z rzemieślniczymi wyrobami szwajcarskich miejscowych producentów |
|
Sklep z rzemieślniczymi wyrobami szwajcarskich producentów |
|
1 dla mnie jedna z najpraktyczniejszych pamiątek // 2 jestem zachwycona kolorami tych scyzoryków // 3 swiss made - gwarancja jakości // 4 mieliśmy takie koce w jednej z restauracji - oprócz tego, że są ładne, to też bardzo ciepłe |
|
Sklep z rzemieślniczymi wyrobami szwajcarskich producentów
|
|
1 stare drewno wykorzystane do budowy nowego domu // 2 balsam do ust z tego sklepu ratuje nawet najbardziej wysuszone usta // 3 wszystko miejscowe i ręcznie robione // 4 dobrze, już lecę... |
|
1 raclette można zjeśc od godziny 18.00 // 2 na wielu domach można zobaczyć takie kamienne dachy // 3 prawie w każdym ogródku uprawiane są warzywa - te pory mieliśmy przy hotelu // 4 oryginalna pierwsza lokomotywa Gornergrat (oddana do użytku w 1898 roku) stoi obecnie w restauracji naszego hotelu |
|
Wiosna w szwajcarskiej Jurze |
Znowu wsiedliśmy w pociąg, a nawet w kilka i ruszyliśmy w dalszą drogę. Przez góry, doliny, przełęcze, wzdłuż rzek i jezior. Ku wiośnie i przyjaciołom. Ku Lozannie, Romainmôtier, a poźniej jeszcze dalej.
|
1 Monte Rosa - nazwa naszej lokomotywy w pociągu - nie mogłabym wymarzyć sobie lepszej // 2 mam słabość do tych statków na jeziorze Genewskim // 3, 4 miasto Montreux |
|
1, 4 zwiedzamy piękne miasteczko - Romainmôtier w Jurze // 2, 3 niezwykle piękne kwiaty ma to drzewo |
|
Kościół opacki Romainmôtier wybudowano w latach 990 - 1030 na wzór kościoła w Cluny na ruinach dawnego klasztoru z V i VII wieku. |
|
1, 4 pąki glicynii // 2 te tabliczki z nazwami ulic były niezwykłe - pod spodem miały ślniącą stal, która odbijała światło i wyglądało to jakby napisy były podświetlone // 3 w klasztorze Romainmôtier |
|
1, 2, 4 piękne są te kwiaty // w Romainmôtier |
|
Nie mogłabym sobie wyobrazić piękniejszeogo popołudnia - przyjaciele, szampan, szwajcarskie sery i zwierzaki |
Czasami w życiu spotyka się ludzi, z którymi wspólnego czasu nigdy nie jest za dużo, a ten spędzony wspomina się miesiącami. I to jest szczęście.
I ja tak teraz wspominam jedno z takich spotkań. Mam je utrwalone w głowie, ale też chcę je utrwalić w obrazach
|
1 czy szampan to tradycyjny napój naszych spotkań? - TAK :-) // 2 taki cudowny prezent urodzinowy dostałam - DZIĘKUJĘ // 3 ja tylko powącham ;-) // 4 jakie to było PYSZNE |
|
Piękny i jaki podobny do naszego |
|
1 mogę ci poobgryzać kostki? // 2 to jest mój fotel. Nie wiedziałaś? // 3, 4 cóż mogę napisać? Szwajcarzy robią GENIALNE sery |
|
Po porannej mżawce |
|
1 kwiaty pigwowca //2 królewskie śniadanie // 3 jak biorę się do przeglądania francuskich książek kucharskich, to nie mogę skończyć :-) // 4 nie można mieć wątpliwości, gdzie się jest na tym spacerze :-) |
|
Kwitnące pola rzepaku są przepiękne |
|
Wiosna jest taka piękna |
Szwajcarska flaga - biały krzyż na czerwonym tle ma formę kwadratu (obok flagi Watykanu) co wyróznia ją pośród flag innych krajów. Historia jej powstania sięga początków państwa, kiedy kolejne kantony jednoczyły się wobec wspólnego wroga - Habsburgów. W czasie bitew wspólnym symbolem oddziałów (z różnych kantonów) były kwadratowe naszywki na ubraniach. W XIX wieku biały krzyż na czerwonym tle stał się oficjalnie flagą państwową i wtedy zachowano tradycyjny kwadratowy kształt. Jedyna sytuacja, kiedy flaga szwajcarska jest prostokątna to igrzyska olimpijskie. Międzynarodowy Komitet Olimpijski zdecydował, że wszystkie flagi narodowe muszą mieć jeden wspólny kształt.
Szwajcarska flaga to także synonim jakości. Firmy produkujące w tym kraju lub z produktów z tego kraju bardzo często na swoich produktach umieszczają flagę jako gwarancję jakości. Znajdziemy je wszędzie: na serach, czekoladach, winie, ale także na narzędziach, suszarkach, szczoteczkach do zębów czy słynnych. scyzorykach. Flagi powiewają na ulicach miast, ale także w przydomowych ogródkach, na szczytach górskich i wbite w małe doniczki z kwiatami. Będąc w Szwajcarii ma się wrażenie, że ten kraj codziennie obchodzi święto narodowe.
|
Oczywiście kwadratowa :-) |
|
1 suszarka hotelowa - oczywiście szwajcarska // 2 żeby nie było wątpliwości jakiej jakości jest to maslo // 3 nie ukrywam, że szwajcarskie linie lotnicze należą do trzech moich ulubionych i zawsze widok takiego samolotu sprawia mi przyjemność // 4 nie ma wątpliwości skąd są te czekoladki |
Ostatni dzień w Szwajcarii spędziliśmy w Genewie. Lubię bardzo to miasto. Za język francuski, który jest wszędzie obecny, za jezioro po którym pływają statki, ale jest też krystalicznie czyste, za wszechobecne fontanny z wodą pitną, która smakuje idealnie, za zaśnieżone góry, które widoczne są w oddali, za rewelacyjne targi staroci, za ulubiony sklep z serami, za niezwykłe światło, które za każdym razem mnie zachwyca, za fontannę na jeziorze, która jest idealnym symbolem miasta... mogłabym tak wymieniać i wymieniać. Lubię to wielokulturowe miasto.
|
1 czyż ta flaga nie prezentuje się pięknie na tle nieba? // 2 słynny zegar kwiatowy, którego wygląd zmienia się kilka razy w roku // 3 rejs takim statkiem to duża przyjemność // 4 a może spojrzenie na Genewę z góry? |
|
1 szpaler przyciętych drzew wzdłuż jeziora // 2 tymi żółtymi sttkami można szybko dostać się na drugi brzeg // 3 a tymi białymi popłynąć w dłuższe trasy // 4 kiedy wieje wiatr woda z fontanny układa się w niezwykłe kształty |
O mojej miłości do szwajcarskich serów pisałam wielokrotnie. I o tym, że najbardziej lubię kupować sery w sklepach specjalistycznych. I o tym, że moja ulubiona fromagerie w Genewie to Fromagerie Bruand też pisałam. Nie będę się więc powtarzać. Zostawię tylko zdjęcia z zakupów przed wyjazdem. Oczywiście w Fromagerie Bruand (więcej o tym miejscu możecie przeczytać w TYM poście).
|
Fromagerie Bruand |
|
Fromagerie Bruand |
|
Fromagerie Bruand |
|
Fromagerie Bruand |
|
Z takich prezentów każdy się ucieszy |
Kiedy dzień chylił się ku końcowi ruszyliśmy w drogę na lotnisko. Czas wrócić do domu i zakończyć tę niezwykłą podróż.
|
Ostatni rzut oka na Jet d'Eau |
|
1 jest tak pięknie, że idziemy wzdłuż jeziora chociaż do odlotu coraz mniej czasu // 2 czas wracać // 3 kończy się dzień // 4 nad chmurami widać szczyty Alp - niesamowicie wysokie są te góry |
|
Pożegnanie z Alpami |
Kupując bilety wybieramy te na odlot na najwcześniejszą godzinę, a na powrót na najpóźniejszą, żeby delektować się wyjazdem maksymalnie. Kiedy trzeba wstać przed czwartą rano na samolot, a po przylocie mam cztery godziny snu, zanim budzik zacznie mnie budzić do pracy, to mówię sobie: nigdy więcej takich godzin lotów, a potem organizując kolejną podróż... i robię to samo :-)Po zimowej aurze w Szwajcarii, pogoda, którą zastaliśmy po przylocie była wielkim zaskoczeniem. Kiedy wyszliśmy z lotniska w zimowych kurtkach przy temperaturze 20 stopni, wyglądaliśmy jak kosmici. Przez ten tydzień wiosna rozszalała się na dobre. I na targu dużo zmieniło się przez ten tydzień.
Zakupy o tej porze roku to sama przyjemność.
I te szparagi na każdym kroku...
|
Na straganie w dzień targowy |
|
1, 4 świeżo zebrane, prosto z pola // 2, 3 i trochę młodych listków |
|
1 kończy się sezon na jaskry, ale zaczyna się na inne moje ulubione kwiaty // 2 peonie - uwielbiam // 3 bugenwille w doniczkach - podjęłam dwie nieudane próby ich uprawy - dam im jeszcze jedną szansę // 4 maślane ciasto, krem waniliowy, kwaskowe owoce i masa kruszonki - to dla mnie ideał drożdżówki |
|
1 zabierzemy je nad morze // 2, 3, 4 kupuję wręcz hurtowo |
|
W dzień targowy |
|
1, 2 na targu // 3, 4 w gospodarstwie Majlert |
|
Na mojej poczcie - ciągle ten przedziwny asortyment mnie zaskakuje. I zawsze zastanawiam się czy ktoś to kupuje? |
|
1 ostatnie pudełeczko świeżych szwajcarskich trufli - skarb // 2 a drzewa kwitną jak szalone // 3 spakowani na wyjazd nad morze - pierwszy po zimie - załadowani jesteśmy po dach // 4 to miejsce zawsze wywołuje u mnie poczucie szczęścia |
W sobotę wyruszyliśmy na majówkę nad morze. Spakowani po brzegi, bo wszystko trzeba było zawieść. I kwiaty do donic na tarasie i zioła do zasadzenia i warzywa na tydzień (bo ciężko tam kupić takie jak na moim targu) i narzędzia (bo zawsze jest dużo pracy i napraw) i rowery (bo najlepiej przemieszczać się tam tym środkiem transportu) i ciepłe ubrania (bo w prognozie nie zapowiadano wysokich temperatur) i... dużo tego wszystkiego. Jak zawsze ;-)
Po drodze zawsze zatrzymujemy się gdzieś na jedzenie. Tym razem postanowiliśmy zboczyć trochę z drogi i odwiedzić bar rybny "Sieja". Pierwszy raz byliśmy tam wiele lat temu i było świetnie: dobre ryby smażone, frytki ze świeżych ziemniaków i proste, pyszne surówki z kapusty. Kolejna wizyta już nie była tak zachwycająca: frytki z mrożonki i surówki - gotowce. Postanowiliśmy sprawdzić to miejsce po kilkuletniej przerwie. I jak? Surówki były pyszne, ryby... nie były złe i herbata w cenie warszawskiej kawy wypełniająca pół papierowego kubka. No cóż. Chyba następnym razem zjemy gdzieś indziej.
|
1 bar rybny "Sieja" // 2 zaskoczyła mnie ta wielkość porcji herbaty // 3 surówki były pyszne // 4 zupa rybna też była dobra |
Pakując się przed wyjazdem usłyszałam o plantacji tulipanów na Żuławach. Płaci się 10 zł za wstep i w tej cenie jest 5 tulipanów. Wszystkie pozostałe samodzielnie zerwane kosztują 1,50 za sztukę. Zjechaliśmy z drogi, żeby zobaczyć to miejsce. Nazbierałam bukiet tulipanów, który zabraliśmy ze sobą nad morze i... wróciliśmy z nimi do domu dziewięć dni później. Teraz rozumiem czym są naprawdę świeże tulipany.
O rany tulipany
Błotnik, ul. Nadwiślańska 2 (koło przystani żeglarskiej)
Czynne codziennie od 9.00 do 20.00
|
Bukiet świeżo zebrany |
|
Na polu tulipanów w |
|
Zabraliśmy tulipany do lasu |
|
1 niesamowity zachód słońca // 2, 3, 4 pierwsze śniadanie nad mmorzem |
|
1 na wiosnę zawsze jest na działce dużo pracy - ja zajęłam się wycinaniem jeżyn - efekty? prawie nie widać zmian, a kręgosłup boli do dzisiaj :-) // 2 do obiadu zjadamy ziemniaki z ogniska // 3 a na deser - szwajcarskie sery // 4 taką pogodę mieliśmy praktycznie codziennie - słonecznie i zimno |
|
Szczęśliwa jestem w tym miejscu |
To był niesamowity, piękny miesiąc. Intensywny, pełen wrażeń, emocji i cudownych przeżyć. Minął nam błyskawicznie. Z jednej strony mam wrażenie, że trwał dwa razy dłużej, bo tyle się działo, a z drugiej brakowało mi w nim czasu na takie codzienne sprawy. Kwietniu, cudowny byłeś. Dziękuję za każdą chwilę.
|
A co nam przyniesie maj? |
Wspaniała podróż. Tak przyjemnie podróżować z Wami.
OdpowiedzUsuńCzytam i podziwiam zdjęcia , organizacje podróży i spełnione marzenia . Jest minimki , że mogłam wctych podróżach uczestniczyć ! Piękne zdjęcia i piękne historie 🥰🤗❤️Dziękuję , Lucyna
OdpowiedzUsuńTwój kwiecień to jak u mnie dekada... zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuń