A diary from last month. Październik.


Październik zaczął się niesamowicie. Obudziliśmy się na jachcie w Grecji i... wyruszyliśmy w dalszą drogę. Do Hiszpanii przez Włochy.
O tym dniu mogę powiedzieć tak: śniadanie zjedliśmy na Korfu, obiad w Rzymie, a kolację w Barcelonie:-)
 
Tego dnia kończył się nasz rejs po Morzu Jońskim i jeszcze tego samego dnia miałam się stawić w Barcelonie na spotkaniu z moją międzynarodową grupą, z którą jakiś czas temu spędziłam ponad miesiąc w Finlandii jako uczestnik programu medycznego. Spotykamy się od tego czasu co roku i bardzo sobie to cenimy. Ostatnio epidemia pokrzyżowała nam plany (a były one niesamowite - ze ślubem i weselem na Mauritiusie).
Zorganizowanie tej podróży do Barcelony nie było wcale łatwe. Początkowy plan dotarcia zakładał, że z Korfu wrócę do Warszawy i tam przesiądę się na następny samolot. Tylko na chwilę wyjdę z lotniska, zostawię córce walizkę z brudami z Grecji i ona da mi wcześniej spakowaną na kolejny lot. Pomiędzy lotami miałam półtorej godziny odstępu. Z jednej strony to dużo, jeżeli wszystko przebiega według rozkładu, ale z drugiej... Co jeżeli nie zdążę odebrać walizki (bo o czasie na jej nadanie nawet już nie myślę) i przejść ponownej kontroli bezpieczeństwa albo w ogóle nie zdążę na samolot. Pewno nie miałabym takich dylematów gdyby nie ponad czterogodzinne opóźnienie samolotu na Korfu. Ten plan szybko odrzuciłam. Nadszedł czas na plan B i szukanie alternatywnych połączeń. Sprawdziłam chyba wszystkie możliwości. Od przesiadki w Atenach po przesiadkę w Londynie lub Helsinkach. Albo ceny za bilety były abstrakcyjnie wysokie albo czas podróży lub liczba przesiadek przyprawiały mnie o potencjalną zakrzepicę w nogach albo...nie było biletów. Potem wszystko wyjaśniło się dlaczego tego dnia tak trudno było dostać się do Barcelony - mecz!
Po głębokim reaserchu i analizie dostępnych połączeń zostały dwie opcje. Korfu - Rzym - Majorka - Barcelona - z 25 minutowym czasem na przesiadkę na Majorce i Korfu - Rzym - Barcelona z ponad 6 godzinnym pobytem w Rzymie. Czyli ryzyko kontra nuda. I wtedy mnie olśniło. Przecież ten czas można wykorzystać na kawę i obiad w Rzymie. Na chwilę przyjemności. Na talerz pasta fresca i kieliszek chłodnego prosecco. Na frajdę w zamówieniu po włosku dań. Na przejrzenie kulinarnych gazet w kiosku. Na porcję lodów pistacjowych na deser. Na... Te sześć godzin może być wspaniałym czasem. 
Jest jeden warunek. Nie mogę podróżować z dużym bagażem. Co zrobić? Na Korfu byliśmy z synem, więc trochę rzeczy mieliśmy ze sobą. Szybka wymiana pomysłów i szybka decyzja.
Syn wróci do Polski z wszystkimi naszymi bagażami (kochany synek), a my razem bez bagażu (z małymi plecaczkami) polecimy do Barcelony. 

Nasz lot z Korfu był opóźniony...

Wracamy na Korfu. Kończy się nasz rejs.
1, 2 tego koloru i przejrzystości wody będzie mi bardzo brakowało //3 obijacze na burtę - zaraz będziemy cumować // 4 wpływamy do portu

1 mieszkańcy tych domków muszą mieć niesamowity widok // 2 coraz więcej jachtów czyli jesteśmy blisko portu // 3 Penny K. - nasz jacht i nasz dom przez ostatnie 8 dni // 4 ostatnia noc na jachcie i ostatni zachód słońca na Korfu

Kiedy mam ranny lot, nastawiam sobie kilka alarmów w telefonie :-) Taki za wczesny, żebym mogła sobie pozwolić jeszcze na krótką drzemkę, taki właściwy i jeszcze jeden taki właściwy (gdybym tamten wyłączyła) i taki ostatniej szansy ;-). Mąż też sobie nastawia (ale jeden). Taki pomiędzy moim właściwym, a tym ostatniej szansy ;-)
I tak 1 października przed świtem na naszej łodzi co chwila rozbrzmiewały alarmy, które obudziły wszystkich, ale nie młodych, którzy mieli podróżować z naszymi bagażami. Oni mieli dopiero wieczorny lot, ale i tak jechali z nami "do miasta". Ja mam w sobie stres, "żeby się nie spóźnić", a syn go nie ma i... nie spóźnia się:-) Przynajmniej na samoloty ;-)

Trochę tak smutno było opuścić rano jacht. Spodobało mi się to żeglowanie. Wiem już czego wzięłam za dużo (ubrań), czego mi zabrakło (butów do pływania i chodzenia po kamieniach), czego powinnam wziąć więcej (odżywki ułatwiającej rozczesywanie włosów ;-)). Bardzo bym chciała znowu popłynąć w taki rejs i koniecznie wrócić na kilka dni na Korfu, żeby spędzić tam więcej czasu na lądzie.

Kiedy już przeszliśmy wszystkie kontrole i można było powiedzieć sobie: uff - zdążyliśmy, okazało się, że nasz samolot jest... opóźniony. Nie tak bardzo jak ten, którym tu przylecieliśmy, ale i tak mieliśmy ponad godzinę czekania. Wystarczająco, żeby wypić kawę i zjeść śniadanie. I porozmawiać o lotniskach... Które są przyjazne dla podróżujących (dużo foteli skierowanych w stronę okien, gniazdka do ładowania telefonów, fajne knajpki bez kosmicznych cen, woda dostępna do napełnienia butelek...), a które są nieprzemyślane albo mocno przestarzałe.
Ja jeszcze lubię lotniska, które położone są blisko miasta i samoloty podchodzące do lądowania/startujące przelatują nisko nad nimi.
Na Korfu lotnisko jest praktycznie w mieście, więc lecieliśmy nad naszym portem i nad naszą łajbą Penny K.

1 tuż po wschodzie słońca do portu przyjechała po nas taksówka // 2 w drodze na lotnisko // 3 na lotnisku zdążymy jeszcze zjeść śniadanie - coś greckiego... we francuskiej piekarni :-) 4 i oczywiście nasz samolot jest opóźniony :-)

1 choćbym bardzo chciała, to nic nie rozumiem :-) // 2 trzeba szybko dojrzeć swój lot, bo ta tablica szybko zmienia się ;-) // 3 na pełnych żaglach przez fale do celu // 4 wczoraj na wodzie, a dzisiaj będzie w powietrzu

1 dlaczego linio lotnicza nas rozdzieliłaś? :-) // 2 właśnie wylądował i mam wrażenie, że zaraz w nas wjedzie :-) // 3 żegnaj cudowne Korfu // 4 mąż pokonał przeszkody ;-)

Wstaje nowy dzień - dzień naszego wyjazdu

Bo o to chodziło - o to gęste, włoskie, aromatyczne espresso

Nasz pobyt w Rzymie był krótki, ale i tak było warto. Poczuć zapach miasta, delektować się tym innym światłem, cieniami, dźwiękami... Móc zamówić po włosku porcję makaronu ugotowanego idealnie al dente, poczuć na języku szczypanie bąbelków prosecco, pobrudzić sobie palce roztapiającymi się lodami i wypić gęstą, aromatyczną kawę. I kupić włoską gazetę kulinarną dla jednego przepisu na ciasto ;-)

1, 2 nad dachami Rzymu // 3 nie zdawałam sobie sprawy, że ten rzymski dworzec kolejowy jest aż tak duży // 4 a za to Watykan z góry wydaje się mały

1 welcome to Rome // 2 to po jednym // 3 Italia // 4 i ta crema na wierzchu

1, 3, 4 uwielbiam te stare rzymskie kamienice // 2 i te stare tramwaje

1 zabrakło pistacjowych!!! // 2, 3 uwielbiam cienie drzew na ścianach kamienic // 4 backpackersi 50 + w drodze ;-)

Kiedy wsiadłam do samolotu do Barcelony (a linie lotnicze znowu nas rozsadziły :-)), zaczęłam sobie rozmyślać. Mogłam na słuchawkach posłuchać książki lub muzyki, ale włączył mi się w głowie tryb oszczędzania baterii w telefonie ;-) i wybrałam rozmyślania. 
Rozmyślania o podróżach. Za co je tak lubię i co one mi dają? Miłość do odkrywania nowych miejsc zaszczepili we mnie rodzice. Dużo jeździliśmy. Po Polsce i też gdzieś dalej. Jak byłam rocznym bobasem rodzice zapakowali do samochodu mnie, brata, dziadków, namiot, kuchenkę polową i wyruszyli do Jugosławii. Teraz jak patrzę na to przez pryzmat lat i doświadczeń, to ich podziwiam. Małe dziecko, drugie niewiele starsze, brak udogodnień typu klimatyzacja w samochodzie i pojazd pełen ludzi :-) Ja te wspólne podróżowanie wspominam wspaniale. Nie pamiętam upału i ciasnoty, ale pamiętam, że godzinami mogłam chodzić po plaży i wynajdywać przeróżne kamienie, pamiętam budowanie tuneli w piasku z innymi dziećmi, pamiętam jak zasypiałam u taty na barana, jak smakowały brzoskwinie prosto z drzewa, jak mama okładała nasze poparzone od słońca plecy jakimś jogurtem, jak rodzice w namiocie do snu czytali nam książki przy jakiejś małej lampce, jak babcia stroiła się w czepek przed kąpielą, a dziadek zasypiał na leżaku z książką...
Co dają mi podróże?
Otwierają głowę na świat i innych ludzi. Wzbudzają ciekawość i chęć odkrywania nowych rzeczy. Uczą tolerancji. Wzbogacają mnie o doznania, wrażenia, przeżycia. Tworzą cudowne wspomnienia.
Nasze dzieci też z nami dużo podróżowały i widzę ile im to dało. To co i mnie, ale też dużą samodzielność, pewność siebie i swobodę. I to co bardzo sobie cenię: otwartość na innych ludzi i tolerancję.

Barcelono - przybywamy

1 lubię przyglądać się pracy obsługi naziemnej // 2 Katalonio - jesteśmy // 3 metrem czy autobusem? Autobusem. Więcej zobaczymy po drodze. // 4 i znowu sprowadził mnie na grzeszną ścieżkę ;-)

1 października - wieczór. Dotarliśmy do Barcelony. Rano Korfu, w południe Rzym, a wieczorem katalońskie miasto. Długi dzień, który jeszcze szybko miał się nie skończyć. Na mój telefon przez cały dzień dochodziły wiadomości od uczestników naszego spotkania, więc byłam w miarę na bieżąco. Wiedziałam kto już dotarł, komu spóźnił się samolot, kto jeszcze w Londynie, bo mu samolot odwołali, kto właśnie wysiada z pociągu, a kto krąży po okolicy i nie może znaleźć hotelu. Dotarliśmy i my. Marzyłam tylko o prysznicu i wejściu pod delikatną, hotelową pościel, ale jeszcze bardziej chciałam spotkać tych co przyjechali z różnych stron Europy. Z wyborem restauracji zdaliśmy się na rekomendację recepcjonisty - nocnego recepcjonisty ;-) A tak na marginesie: znacie ten serial "Nocny recepcjonista" z Tomem Hiddlestonem, Hugh Laurie, Olivią Colman i Elizabeth Debicki? Jeżeli nie, to polecam Wam na jesienne wieczory. 

Nasz nocny recepcjonista ;-) polecił nam oddaloną o kilometr od hotelu restaurację Raco de la Vila. To był doskonały wybór. Zaletą wizyty w restauracji dużą grupą (dobrze znającą się) jest możliwość zamówienia i spróbowania wielu dań z menu. I powiem Wam, że to była chyba najlepsza kolacja z wszystkich jakie jadłam przez te dni w Barcelonie. Przystawki i dania główne były doskonałe. Tam próbowałam najlepsze patatas bravas, croquetas czy pan con tomate. I tam też jadłam genialne danie czyli polędwicę wołową z sosem z redukowanego sherry Pedro Ximénez. Nie jadam często mięsa (chociaż mój hematolog zaleca mi jedzenie porcji wołowiny raz, dwa razy w tygodniu), ale jak już jem, to chcę, żeby to danie sprawiło mi przyjemność, a nie tylko było rodzajem zaleconego leku. I ta polędwica to była sama przyjemność. Po powrocie przyrządziłam ją w domu i powiem Wam tyle: nie wygląda wybitnie, ale smakuje genialnie. 

Restauracja Raco de la Vila
Carrer de la Ciutat de Granada, 33, Barcelona
otwarta codziennie od 12.00 do 00.00

1 nocny spacer na pierwszą kolację w Barcelonie // 2 croquetas - rewelacyjne // 3 pan con tomate - niby to tylko podpieczony chleb z pomidorem, czosnkiem i oliwą, a smakowało doskonale // 4 zamburiñas - galicyjskie grillowane przegrzebki

O tym, że przy wyborze hotelu zwracam dużą uwagę, na to jakie są serwowane śniadania, pisałam Wam już niejeden raz. I nie chodzi mi nawet o duży wybór, ale przede wszystkim o jakość. Jakość pieczywa, dostępność roślinnego mleka do kawy, wybór regionalnych produktów i świeżych owoców i warzyw i jajecznica przyrządzana z jaj z wolnego wybiegu, a nie z proszku - to są dla mnie ważne czynniki. W naszym hotelu śniadania były urozmaicone i pyszne. I pod innymi względami mogę Wam polecić ten hotel, jeżeli będziecie szukać noclegu w Barcelonie. Przestronne pokoje, czystość, widok (o nim jeszcze Wam napiszę później), basen na ostatnim piętrze pod niebem, pomocny personel, dobre położenie tuż przy metrze, dystans pieszego spaceru do wielu atrakcji miejskich, a jednocześnie cisza i spokój wieczorem. 

Novotel Barcelona City
Avinguda Diagonal, 201, Barcelona

1, 2, 3, 4 zaczynamy dzień

1 ciężko wybrać wśród tych herbat // 2 mam słabość do konfitur Bonne Maman // 3 co rano patrzyłam na Sagrada Familię // 4 cava z truskawkami nad basenem 

Przez hotelowe okna mieliśmy piękny widok. Na Sagradę Familię i na Torre Glòries - 34 piętrowy biurowiec, który był po sąsiedzku. Ten nowoczesny budynek, otwarty do użytku w 2005 roku, robi wrażenie o każdej porze dnia i nocy. Niezwykła forma projektu francuskiego architekta Jeana Nouvela wyróżnia się w krajobrazie miasta. Zainspirowała go - jak sam stwierdził w wywiadzie - góra Montserrat koło Barcelony i "jej falliczny kształt". Biurowiec mierzy 144 metry  i jest trzecim co do wysokości budynkiem w mieście.

Torre Glòries

1, 2, 4 Sagrada Familia - widok z naszego pokoju hotelowego // 3 cava z widokiem na miasto

1, 4 łamigłówki na drzwiach hotelowych wind // 2 baleriny czekają na kolejne wyjście // 3 w drodze do hotelu

Antonio Gaudí

Pierwszego dnia wyruszyliśmy całą grupą oglądać najważniejsze atrakcje turystyczne Barcelony.
 Najważniejszą jest oczywiście Sagrada Familia - bazylika, której budowę rozpoczęto w 1882 roku i do dnia dzisiejszego jeszcze nie ukończono (ma to nastąpić w 2026 roku). Jej architekt Antonio Gaudí (Antoni Plàcid Guillem Gaudí i Cornet) był niesamowitą i nietuzinkową postacią. Urodził się w 1852 roku w katalońskim mieście Reus w wielodzietnej rodzinie z tradycjami kotlarskimi. Był dzieckiem chorowitym i to w dużym stopniu wpłynęło na jego dorosłe życie. Jako samotnik i dziecko z bogatą wyobraźnią spędzał dużo czasu na podglądaniu przyrody, która go zafascynowała. Miało to odzwierciedlenie w jego późniejszych projektach. Był szalonym geniuszem, dziwakiem, niesamowicie fascynującą osobą, która wyprzedzała swoje czasy.
Podczas egzaminu końcowego, na którym przyznano mu tytuł architekta jego nauczyciel oświadczył: „Panowie, stoimy tutaj dzisiaj przed obliczem geniusza lub szaleńca!”.

Po ukończeniu studiów w Escula Tecina Superior de Arquitectura zajął się projektowaniem. Tworzył kioski, bramy wjazdowe, płoty i mury. Przełomem w karierze był projekt gabloty dla sklepu fabrykanta rękawiczek, Estevego Comelli, który został zaprezentowany na Wystawie Światowej w Paryżu w 1878 roku. W tym okresie Gaudí zaprojektował dla miasta uliczne lampy gazowe. Nieporozumienia spowodowały jednak zarzucenie projektu i zerwanie współpracy z Gaudím na zawsze.

Kolejnym ważnym zdarzeniem w życiu Gaudíego była przyjaźń i liczne zlecenia od barcelońskiego przemysłowca, Eusebima Güellema, który docenił wizję i projekty Gaudíego. Finansował jego twórczość do swojej śmierci w 1918 roku. Gaudí w tym czasie zaczął również projektować dla kościoła.

W 1883 przejął zlecenie budowy świątyni pokutnej Sagrada Familia, ale do 1914 roku niespecjalnie nad nią pracował. Jego zaangażowanie w projekt spowodował dopiero zawód miłosny. Zakochał się bez wzajemności w Josefie Pepecie Moreau. Kobieta była nauczycielką w szkole i mężatką. Mąż porzucił ją, gdy okazało się, że jest w ciąży (dziecko zmarło w wieku trzech lat). Gaudí razem z córką swojej zmarłej siostry, Rosą, co niedziela przez cztery lata bywał w domu Pepety. Kobieta starała się o unieważnienie małżeństwa i kiedy je otrzymała Gaudí oświadczył się jej. Został jednak odrzucony, bo Pepeta zdążyła się zakochać w swoim późniejszym drugim mężu.
Mówiła: „Podziwiałam wielkiego artystę, ale nie lubiłam jako człowieka. Był zaniedbany, rozczochrany, z wiecznie zasmarkanymi wąsami”.

7 czerwca 1926 roku tramwaj numer 30 uderzył w człowieka wyglądającego na bezdomnego włóczęgę. Nikt nie spodziewał się, że był nim słynny architekt Antonio Gaudí. Jego zaniedbany i niechlujny wygląd spowodował, że po wypadku wylądował w szpitalu dla ubogich. Trzy dni po wypadku Gaudí zmarł. W kondukcie pogrzebowym szło kilkaset tysięcy osób.

Ostatnie lata życia poświęcił religii i projektowi bazyliki. Pochowano go tam w mnisim habicie i z różańcem.

W czasach Gaudíego jego projekty często były wyśmiewane i wykpiwane. O Sagrada Familia George Orwell mówił: „najbardziej szkaradny budynek na świecie”, a Pablo Picasso „artystyczny żart w stylu Salvadora Dali”. Dzisiaj jego budowle są symbolami Barcelony i znane są prawie wszystkim.

Styl jego projektów był rzeźbiarski i secesyjny. Wykorzystywał fantastyczne formy, zawiłe desenie i organiczne kształty podpatrywane w przyrodzie. Dziś uważany jest za prekursora architektury biomorficznej.

Od roku 1992 trwa proces beatyfikacyjny Gaudíego.

Jeżeli interesuje Was życie i twórczość Gaudiego to polecam książkę Gijsa van Hensbergena „Gaudí. Geniusz z Barcelony”

Wydawnictwo Marginesy

Antonio Gaudí (źródło zdjęcia - Wikipedia)

1 zdjęcie typowe dla turystów :-) - jak jest się w grupie, to zawsze ktoś się znajdzie do jego zrobienia;-) // 2 budowa ciągle trwa // 3 już niewiele zostało do końca budowy // 4 takie zdjęcie, kiedy zabijasz czas czekając na resztę grupy ;-) 

Ja, On i park Güell

Park Güell 

Zamożny, kataloński przedsiębiorca Esuebi Güell zlecił w 1900 roku podziwianemu przez siebie architektowi Antoniowi Gaudíemu projekt zagospodarowania 15 hektarowego terenu. Zamysłem było stworzenie olbrzymiego „miasta ogrodu” na wzór ogrodów angielskich. Miało powstać tam osiedle z około 60 budynkami dla zamożnej burżuazji. Ostatecznie wybudowano 5. W jednym z nich mieszkał Gaudí w okresie poprzedzającym budowę Sagrady Familii. Obecnie mieści się tam muzeum Gaudíego. W 1922 roku władze Barcelony wykupiły teren i przekształciły go w park miejski.

W zamyśle Gaudíego było zespolenie architektury z przyrodą. Pozostawił roślinność już istniejącą, a z nowych gatunków wybrał te, które nie wymagały dużej ilości wody. Zaprojektował również liczne systemy zbierania i przechowywania wody opadowej. Zarówno roślinność, jak i sposób zarządzania zasobami wodnymi pomagały zapobiec erozji terenu i jednocześnie zapewniały wodę na potrzeby parku. 

Park "podzielony" jest na odmienne części. W jednej ze wzgórzami wkomponowane są wiadukty z kolumnami, które wyglądają jak wykute w skale i stworzone przez naturę. W innej filary podtrzymują rząd palm tworząc coś w rodzaju arkad. W kolejnej obejrzycie domy przypominające domy z bajek o Babie Jadze. Główny plac parku otacza falująca ławka pokryta mozaiką trencadis ułożoną z kawałków potłuczonych, ceramicznych płytek. Z placu rozpościera się piękny widok na Barcelonę. Wśród drzew żyją papużki, których oglądanie sprawia przyjemność chyba każdemu.

I wszędzie jak w całej twórczości Gaudíego widać różnorodność, niesamowitą wyobraźnię i zaskakujące rozwiązania. 

Park to świetne miejsce na spacer, ale warto przyjść tam wcześnie rano, bo to miejsce cieszące się dużą popularnością wśród turystów.

 W 1984 roku wpisano park na listę  światowego dziedzictwa UNESCO.


Park Güell
otwarte od 9.30 do 19.30

Bilety w cenie 10-13 euro do kupienia na stronie www i w kasie

1 ciężko znudzić się tym widokiem // 2 "papużki nierozłączki" ;-) // 3 mur pokryty trencadis // 4 widok z parku na Barcelonę i morze

1 podobają mi się te potłuczone płytki // 2 86 kolumn podtrzymuje to sklepienie // 3 czy to pień czy noga słonia? // 4 co chwilę odkrywamy coś zaskakującego

1 w Parku Güell // 2 pasowałyby do mojej nadmorskiej kuchni ;-) // 3 mozaika z potłuczonych płytek // 4 dobrze nam tu

Sagrada Familia

Budowę bazyliki Sagrada Familia rozpoczęto w 1882 roku. Początkowo projekt tworzył architekt Francisco de Paula del Villar, który jednak wszedł w konflikt ze stowarzyszeniem finansującym budowę świątyni. Zlecono wtedy budowę Gaudíemu, który całkowicie zmienił projekt, nadając mu własny styl. Podczas prac nieustannie dostosowywał i zmieniał pierwotne założenia. W wizji Gaudíego konstrukcja Sagrady Familii miała przypominać jeden wielki organizm.

Projekt świątyni na planie krzyża łacińskiego zawiera 18 wież oraz 3 fasady – Narodzenia, Pasji oraz Chwały. Bogato zdobiona Fasada Narodzenia została wybudowana w latach 1886-1930 zgodnie z projektem Antoniego Gaudíego. Rozpoczęcie budowy Fasady Pasji nastąpiło w 1954 roku. Budowa Fasady Chwały trwa.
 Z wszystkich zaprojektowanych 18 wież - 4 ukończono za życia GaudíegoKrypta również została zbudowane jeszcze pod nadzorem architekta, który był świadomy tego, iż nie dożyje zakończenia budowy.
1910 roku na wystawie w Paryżu pokazano Fasadę Narodzenia Pańskiego.

Gaudí dbał o pracowników. Nienawidził pijaństwa (miał traumę związaną z problemem alkoholowym swojej siostrzenicy Rosy) i obsesyjnie walczył o trzeźwość wśród robotników. Miał swoje zasady (rzadkie w tamtych czasach): nie zwalniał pracowników po 65. roku życia, a zlecał im lżejsze prace. Pozwalał nawet na krótkie drzemki. Gdy zorientował się, że jeden z budowniczych na terenie budowy zasadził warzywa, by mieć pożywienie dla rodziny, zachęcał pozostałych do podobnych działań. Wolał, by jego pracownicy sadzili krzewy w trakcie przerw, niż chodzili pić.

W 1936 roku w czasie wojny domowej włamano się do krypty w Sagrada Familia i zniszczono lub spalono notatki, projekty, plany i szkice architekta, co jest jednym z powodów trudności ukończenia przedsięwzięcia. Kilka dni po zniszczeniu kościoła zabito Gila Paresa – przyjaciela Gaudiego, powiernika i proboszcza Sagrada Familia.
  
W 1986 roku Josep Maria Subirachs i Sitjar hiszpański rzeźbiarz, malarz, rytownik i scenograf rozpoczął pracę nad dekoracją rzeźbiarską fasady.  

W 2005 roku fasada Narodzenia Pańskiego i krypta świątyni Sagrada Familia znalazły się na liście dziedzictwa UNESCO.

2020 roku na parę miesięcy przerwano budowę z powodu pandemii covid.
Koniec budowy zaplanowano na lata 2026-2028.

Budowa jest w całości finansowana z dobrowolnych datków wiernych oraz biletów wstępu.

Sagrada Familia
 C/ de Mallorca, 401, 08013 Barcelona
czynna codziennie od 9.00 do 19.00

Bilety (indywidualny w cenie 26 euro) można kupić tylko przez stronę www lub aplikację

1 Park Güell  - tutaj w początkowym zamyśle miała mieścić się hala targowa // 2, 3, 4 te detale, różnorodność robią wrażenie

Jakie są moje wrażenia po obejrzeniu bazyliki Sagrada Familia?
Różnorodność, pomieszanie stylów, miks domków Hobbitów, wnętrza jaskini i futurystycznych elementów jak z filmów sci - fi robi wrażenia i zaskakuje. Zdecydowanie Sagrada Familia robi wrażenie, wzbudza emocje i intryguje. Kiedy poszliśmy tam pierwszego dnia, do wejścia stała kilkugodzinna kolejka i kłębił się tłum turystów. Zrezygnowaliśmy ze stania i wejścia do wnętrza.
Wróciliśmy tak po kilku dniach. Chcieliśmy wejść koło 15.00, ale przy wychodzeniu z metra mąż niefortunnie stanął na schodach i... jego wcześniej nabyta kontuzja ścięgna Achillesa dała o sobie znowu znać. Siedliśmy więc w restauracji tuż przy bazylice (normalnie nigdy nie wybieramy knajpek tuż obok turystycznych zabytków), żeby coś zjeść i dać odpocząć nadwyrężonej nodze. I to był strzał w dziesiątkę pod wieloma względami. Nodze się polepszyło, jedzenie w restauracji było pyszne i... poszliśmy zwiedzać bazylikę dwie godziny później niż planowaliśmy. Co w tym ostatnim powodzie było fajnego? Z pozoru nic, ale... Do wejścia nie było już żadnej kolejki, a słońce było już dość nisko i wpadało prosto przez witrażowe okna do wnętrza. I to był jeden z najpiękniejszych świetlnych spektakli w moim życiu. Wtedy zrozumiałam czym jest light art. To było tak niesamowite przeżycie, kiedy białe ściany zaczęły pokrywać się kolorem, żeby po chwili wręcz płonąć barwami. Kolory i ich nasycenie zmieniały się, kolejne ściany pokrywały się wręcz malarskimi obrazami. Patrzyłam i nie mogłam wyjść z podziwu. To było coś pięknego, emocjonującego i wręcz wzruszającego. 
Bazylika na każdym kroku jest inna, style zmieniają się, tworzą jakby odmienne przestrzenie. Mimo tej różnorodności całość jest spójna i zachwycająca. 

Jeżeli będziecie zastanawiać się czy zwiedzać bazylikę w środku, nie wahajcie się. Idźcie KONIECZNIE!!!!

Kiedy ściany płoną od barw

1, 2, 3, 4 kolory, gra świateł...

I nagle wszystko zaczęło nabierać kolorów

1 kolejna część bazyliki i zmiana stylu // 2, 3 te zdobienia kolumn kojarzą mi się z filmami sci-fi // 4 ten sufit jest niezwykły

Mogłam patrzeć w górę bazyliki bez końca

1 klatka schodowa skąpana w świetle // 2 tu będzie zaraz zielono // 3 a tu niebiesko // 4 kolejny piękny detal

1 zaprojektować to mógł tylko geniusz // 2 każdy pojedynczy element został pomalowany na zajęciach terapeutycznych dla osób z niepełnosprawnością intelektualną // 3, 4 light art 

1, 2, 3, 4 każdy element w innym stylu, każdy tego samego twórcy

1, 2, 3, 4 otwieranie drzwi też może zachwycać

1, 2, 3, 4 ile w tych rzeźbionych twarzach zawarto emocji i uczuć! 

1, 3 detale // 2, 4 rzeźby Josepa Subirachsa - zachwycające

1 do tej pory (jak za czasów Gaudiego) każdy element ma robiony wcześniej model // 2 ten sufit składa się z malutkich kawałków (Park Guell) // 3 lody z takim widokiem smakują jeszcze lepiej // 4 zaraz wszystko będzie złociste

Domy projektu Gaudiego
1, 2, 4 Casa Batlló // 3 Casa Milà
 
Dobre jedzenie z pięknym widokiem
1 sangria dla mnie, sangria dla ciebie // 2 katalońska coca to coś w rodzaju pizzy // 3 cafe cortado i café solo  // 4 obowiązkowy deser w Barcelonie - crema Catalana

Co zamówić w hiszpańskiej kawiarni?

Café con leche to typowa kawa śniadaniowa. Zawiera tyle samo mleka, co kawy  Może być podana z mlekiem gorącym (leche caliente) lub letnim (leche templada). 


Café solo to typowe espresso: mała, czarna i super mocna kawa. 


Café cortado to espresso z niewielką ilością mleka w formie pianki - tylko tyle, żeby zmniejszyć goryczkę kawy. 


Carajillo to mała kawa (café solo) z dodatkiem brandy, rzadziej rumu albo orujo ( hiszpańskiego 40-50% destylatu z wytłoków winogron). Podpalane brandy razem z cukrem i skórką z cytryny dodaje się do świeżo przygotowanej kawy. Podawana jest w małych szklaneczkach. W dobrze przygotowanym carajillo można rozróżnić warstwy, ponieważ ze względu na rożną gęstość płyny nie mieszają się. 


Café bombón: mocne café solo z dużym dodatkiem słodkiego skondensowanego mleka. 


Café con hielo to café solo albo cortado podane z trzema kostkami lodu w osobnej szklance. Klient sam przelewa napój do szklanki z lodem, w którym błyskawicznie się on chłodzi i można wypić zimną, ale mocną kawę. Idealna kawa na upały.


  1. Café belmonte to café solo, skondensowane mleko i kilka kropel brandy. Podawane jest w szklanej filiżance tak, aby warstwy kawy i mleka były widoczne

  2. Café con miel to café solo ze spienionym mlekiem i miodem

Moje café solo o poranku

1 café cortado // café solo // 3 cappu na owsianym // 4  ktoś tu ma ochotę na coś słodkiego :-)

Niezwykły sufit, piękna balustrada i żaluzjowe okiennice - podobają mi się te charakterystyczne cechy barcelońskich, starych kamienic

1 mój kapelusz kupiłam na jednej z greckich wysp - lubię go // 2, 3 kapelusze. w sklepie Eliurpi - piękne, ale STRASZNIE drogie // 4 sklep z cudownymi kapeluszami - Eliurpi

Z Barceloną w tle

Lunch w porcie
1 kataloński klasyk pa amb tomàquet czyli chleb, pomidor, oliwa i sól  - proste i pyszne // 2 ta butelka po wodzie idealnie sprawdziłaby się jako wazon w naszym nadmorskim domku // 3 i te talerze też bym chciała // 4 nasze tapas

1 pa amb tomàquet, patatas bravas, croquetas // 2 tyle zostało po zamburiñas // 3 croquetas na dwa sposoby // 4 klasyk klasyków - paella

1, 2, 3, 4 migawki z naszych wieczornych uczt

1, 2, 3 miejsce ze słodkimi klasykami // 4 siądziemy?

Jedno z nielicznych zdjęć na których się nie uśmiecham ;-)

1, 2, 3, 4 w każdym miejscu zwracam uwagę na chodniki, posadzki, trotuary... 

1 piękna jest ta klatka schodowa // 2 Antonio Gaudi na każdym kroku // 3 piękne jest to krzesło // 4 spotkany gdzieś na chodniku - czy to jest to co hiszpańskie dzieci nazywały : cucaracha?

1 w takim towarzystwie śmieję się prawie non stop // 2 prezent od Hiszpanki z grupy - te ciasteczka były rewelacyjne // 3 skończyły mi się czyste ubrania, więc rano wyskoczyłam na szybkie zakupy do jednej z ulubionych sieciówek - japońskiego Uniqlo // 4 i jeszcze tu małe zakupy

1, 2 w sklepie z hiszpańską ceramiką // 3, 4 w sklepie Vicens z tradycyjnymi hiszpańskimi słodkościami 

1 sklep, w którym przez cały rok można kupić dekoracje świąteczne - w październiku jeszcze nie czułam pokusy, żeby tam iść // 2 secesyjnie // 3 świetne miejsce - połączenie księgarni i restauracji // 4 to którą kawę bierzemy?

1 podoba mi się ten krój pisma // 2 ta plątanina kabli przypomina mi Bukareszt // 3 Katalonia razem z Ukrainą // 4 zachwycają mnie takie podwieszane przejścia

1 w hotelowym barze z widokiem na Torre Glòries // 2 lubię siąść w restauracji przy barze // 3 na targu staroci // 4 piękne są te stare kamienice

Sklepy Torrons Vicens to idealne miejsce na zakup hiszpańskich, tradycyjnych słodyczy typu nugat czy turrón. Historia firmy rozpoczęła się w 1775 roku, więc doświadczenie w wytwarzaniu słodkości mają duże. Oprócz klasyków w sklepach można znaleźć dużo nowych wersji smakowych. Tym razem nasze podniebienia zdobył turrón pistacjowy i turrón de Yema Quemada, który smakował jakby był z dodatkiem crème brûlée. 


1, 4 barcelońskie, stare kamienice // 2, 3 w sklepie Torrons Vicens

1, 3 uwielbiam kwitnące drzewa i kwiaty // 2 podoba mi się ten mural // 4 Royal Copenhagen - to jedna z moich ulubionych marek porcelany

1 wiem, że dzięki pieniądzom z reklamy można remontować tę katedrę, ale... czy reklama nie mogłaby być umieszczona w innym miejscu?  2 herbaty Just T - bardzo lubię, opakowania uwielbiam // 3 w wersji black // 4 galeria pełna pięknych zdjęć

1 te filigranowe kolumny i delikatne zdobienia tworzą lekkość całej konstrukcji // 2 fajny ten neon // 3 czas zgłębić kuchnię katalońską // 4 czasami przejścia między kamienicami są bardzo wąskie

1, 2 sztuka nowa // 3, 4 sztuka stara

Lubię sklepy z nożami, scyzorykami i staroświeckimi dodatkami kuchennymi. Jeden taki w moim stylu znalazłam w Barcelonie. Drewniana witryna i wykończenia, piękna posadzka i wspaniały asortyment. Od pewnego czasu chciałam kupić noże katalońskiej firmy Pallarès i w końcu to mi się udało. Pallarès to firma o ponad stuletniej tradycji, która została założona w mieście Solsona - mieście słynącym z rzemieślniczych manufaktur wytwarzających noże od XVI wieku. Ta rodzinna firma oprócz noży i scyzoryków produkuje do tej pory różnego rodzaju ostrzałki, nożyczki i kute narzędzia typu kosy, sierpy, motyki, grabie...
Sklep, w którym kupiłam noże to Ganivetería Roca - piękny, staroświecki sklep ze starannie dobranym asortymentem. Oprócz bogactwa noży można tam kupić między innymi... przybory do golenia. Coraz mniej takich sklepów. Ten też ma długą, rodzinną tradycję. Został założony w 1911 roku przez Ramona Roca. W czasie mojego pobytu tam widziałam wielu mieszkańców Barcelony, którzy przychodzili, żeby naostrzyć swoje domowe noże. Ja mam w domu swojego osobistego ostrzyciela noży;-), ale podoba mi się takie połączenie usług w sklepie. Jak już kupiłam te swoje wymarzone noże, to już nie było wyjścia. Nie mogliśmy już dłużej podróżować z bagażem podręcznym :-)
I powiem Wam jeszcze, że kupiłam tam sobie jeszcze grzebień :-)

Ganivetería Roca

Plaça del Pi 3, Barcelona
czynny poniedziałek - sobota 09:30–13:30 i 16:30–20:00

Firma Pallarès

1, 2, 3, 4 sklep Ganivetería Roca

1, 2  sklep Ganivetería Roca //  kuszą mnie hiszpańskie gazety kulinarne, ale chyba sobie je odpuszczę // 4 podoba mi się ta okładka Vanity Fair

Pięknie wygląda w słońcu ta rozbijająca się o kamienie woda

1, 2, 3, 4 od lat nie jadłam tylu lodów co w tym roku.

Pinchos czy tapas?

Czym jest pinchos, a czym tapas? Jaka jest różnica między nimi?

Kiedy wejdziecie do hiszpańskiego baru, a na ladzie będą stały talerze pełne małych kanapeczek lub innych smakołyków przebitych wykałaczkami, to trafiliście do baru, który podaje wywodzące się z kraju Basków przekąski zwane pintxos (hiszp. pinchos). Wystarczy wziąć talerz, nałożyć sobie co chcecie, siąść przy barze, zamówić wino czy piwo i rozkoszować się smakiem. Często również kelner przechadza się po barze z tacą świeżo przygotowanych, gorących przekąsek i zaprasza do nakładania. Te małe niepozorne danka potrafią wznieść na wyżyny smaku. Reguł co do kombinacji składników nie ma żadnych. Liczy się inwencja osoby, która je przyrządza oraz przede wszystkim ich całościowy smak. 

Skąd się wzięła nazwa pintxo (pincho)?. Odpowiedzialna jest za nią wykałaczka, którą przekłuta jest bagietka oraz znajdujące się na niej składniki. Hiszpański czasownik "pinchar" oznacza "kłuć", więc etymologia wyrazu pincho jest jasna. Wykałaczki służą do tego, by pintxo nie rozpadło się zanim je zjemy. W niektórych barach umieszcza się patyczki o różnej długości lub wyglądzie końcówki ze względu na odmienną cenę pintxo. Przy płaceniu pokazujemy wykałaczki i wiadomo ile mamy do zapłacenia. 

Tapas (l. poj.), tapas - (l. mn.) to niewielkie przekąski lub dania podawane zazwyczaj do napojów alkoholowych. Mogą być podawane na ciepło lub na zimno i przyjmować różne formy – od prostych przekąsek po bardziej skomplikowane dania. A skąd nazwa? Jedna z legend mówi, że tapas Hiszpanie zawdzięczają władcy Kastylii i Leonu, Alfonsowi X Mądremu. Król na swoje problemy zdrowotne miał zaleconą specjalną dietę - kilka małych posiłków popijanych winem. Dieta była tak skuteczna, że zachwycony władca wydał dekret pozwalający na sprzedaż w kastylijskich oberżach wina wraz z małymi przekąskami.

A skąd nazwa tapas? Wszystko zaczęło się w hiszpańskiej Andaluzji. Tapa znaczy przykrywka. Kieliszki z winem przykrywano kawałkami chleba, kiełbasy lub glinianym talerzykiem w ochronie przed... muchami i kurzem. Niedługo potem na tych talerzykach zaczęły pojawiać się przekąski. 
Najpopularniejsze tapas to oliwki, kawałki dojrzewającej szynki lub kiełbasy fuet lub chorizo, smażone papryczki pimientos de Padrón, tortilla, patatas bravas, pan con tomate, kawałki sera, croquetas...

Jakie są różnice pomiędzy pinchos i tapas? Jest to dosyć problematyczna sprawa nawet w samej Hiszpanii. Zwykło uważać się, że podstawowa różnica polega na tym iż tapas dostaje się jako dodatek do zamawianego napitku. Pintxo z kolei, to zupełnie niezależna potrawa, do której zamawia się coś do picia czyli napitek jest dodatkiem do pinchos. Chociaż mam wrażenie, że czasami (zwłaszcza w hiszpańskich restauracjach poza Hiszpanią) jest odwrotnie :-)

Poniższe porównanie też może być pomocne w odróżnieniu pincho od tapa. 
Jeżeli mamy mały kęs tortilli na kromce chleba, możemy nazwać to pincho, ale jeśli jest to tortilla na talerzu, którą trzeba zjeść widelcem i nożem, możemy to nazwać tapa.

Niedawno stworzenia definicji rozwiązującej problem w odróżnianiu pintxo od tapy podjęła się Real Academia Nacional de Gastronomía. W skrócie ustalono tak: 1. tapa - mała porcja pożywienia służąca jako dodatek do napoju 2. pincho - porcja jedzenia spożywana jako aperitif, często przebita patyczkiem. 

Na blogu znajdziecie kilka przepisów na tapas i pinchos. Szukajcie ich TUTAJ i TUTAJ.

1 jego pinchos // 2 mam ochotę na to pincho // 3 pinchos z łososiem // 4 moje pinchos

1 wspólny wieczór: bar, wino, pinchos... // 2 bez podpisu ;-) // 3 nowe pinchos pojawiły się na barze // 4 kolejne pinchos z nami

1 pinchos na ciepło // 2 to ile płacimy? // 3 kozi ser, konfitura z pigwy, trochę chilli i kruche ciasto... pyszne // 4 zobaczmy jakie pinchos tu serwują

1, 3, 4 przy barze czy przy stoliku? // 2 nasze pinchos

1 viruta Iberica to skrawki dojrzewającej szynki - popularna przekąska // 2 w tym barze pinchos nakłada barman // 3 tapas w nietradycyjnym towarzystwie aperola ;-) // 4 zdałam się na barmana na wybór wina do pinchos

Hale targowe

Kiedy z moją grupą, z którą spędziłam ponad miesiąc w Finlandii, ustalaliśmy termin pobytu i wybieraliśmy hotel, było jeszcze kilka miesięcy do wyjazdu. Zarezerwowałam sobie termin w kalendarzu, ale zakup biletów i rezerwację hotelu zostawiłam sobie na później. Pod pewnymi względami było to dobre, bo okazało się, że będę leciała bezpośrednio z Korfu, ale pod innymi nie było to już tak dobre. Okazało się, że w hotelu nie ma miejsc na cały mój pobyt. Wtedy zdecydowałam się na wynajęcie mieszkania, bo... chciałam mieć frajdę z robieniem zakupów na targu i samodzielnym przygotowywaniem śniadania z lokalnych produktów. Najbliżej wynajętego mieszkania miałam halę targową Mercat de Sant Antoni
i tam poszłam pierwszego dnia. Drugiego chciałam odwiedzić inną halę, więc poszłam do Mercat de Santa Caterina. Na miejscu stwierdziłam, że ta "moja" pierwsza jest ciekawsza, więc postanowiłam do niej wrócić. Po drodze miałam kolejną halę - słynną La Boqueria. Do niej też weszłam. I to był krótki pobyt. Ta hala jest zdecydowanie nastawiona na turystów. Wszystko jest dwa razy droższe, a wcale nie lepsze. W kolejne dni przestałam już szukać i chodziłam do Mercat de Sant Antoni. W tej hali zdecydowanie robią zakupy mieszkańcy. Ma bardzo dużo stoisk z rybami, mięsem, warzywami i owocami, serami, wędlinami, oliwkami... Do tego jest kilka fajnych miejsc, gdzie można wypić szybką kawę. Codziennie kupowałam pomidory. I tak jak nie zachwycam się hiszpańskimi pomidorami w Polsce, to tam na miejscu były pyszne. Aromatyczne, dojrzałe i pachnące. Po drodze kupowałam też w piekarni bagietkę. Codziennie w innej piekarni, więc miałam jakiś pogląd na ich smak. I wiecie co? W Hiszpanii pieką doskonałe (!) bagietki. Takie we francuskim stylu. I są one tańsze niż u nas w Polsce, bo kosztują 80 centów, a najdrożej 1 euro. Nic tylko jeść w Hiszpanii bagietki z oliwą i pomidorami.

Mercat de Sant Antoni

Carrer del Comte d'Urgell 1, Barcelona
czynna poniedziałek - sobota 8.30 - 20.30

Mercat de Santa Caterina

Av. de Francesc Cambó, 16, Barcelona
czynna poniedziałek - sobota 7.30 - 20.30

La Boqueria

Mercat de la Boqueria

La Rambla, Barcelona
czynna poniedziałek - sobota 8.00 - 20.30

1, 4 Mercat de Sant Antoni // 2 Mercat de Santa Caterina // 3 La Boqueria

Poranne dylematy, które pomidory wybrać

Pomidory, pomidory, pomidory...

Jedne są lepsze do jedzenia na surowo, a inne do pieczenia, duszenia, gotowania...

Wszystko kusi

1 papryczki padron - uwielbiam // 2 hiszpańskie sery są bardzo dobre // 3 wybór oliwek jest naprawdę imponujący // 4 a na deser kupię figi 

1 pyszne są te hiszpańskie bagietki // 2 croissanty na maśle też są tańsze niż w Polsce // 3 zakupy śniadaniowe // 4 to siadamy do śniadania

1 i kawałek sera poproszę // 2 i porcję fig na drogę // 3 wszystko na zakwasie // 4 to które oliwki dziś kupujemy?

1 wybór suszonych ostrych papryczek // 2 bakłażany - jedne z moich ulubionych warzyw // 3 co zrobić ze świeżych oliwek ? // sól z Ibizy - mam, lubię, ale na tym stoisku była abstrakcyjnie droga

1 brakuje mi w Polsce wyboru pikantnych papryczek // 2 a może spróbujemy dzisiaj tego sera? // 3 uwielbiam kupować oliwki na wagę // 4 rydze lubią i tutaj

Jak już wcześniej napisałam, bagietki i croissanty w barcelońskich piekarniach są pyszne. Oprócz pieczywa można kupić tam różnorodne słodkości. Mnie najbardziej kusiły ensaimady i fartons. A cóż to jest? Ensaimada pochodzi z Majorki i jest oryginalnie robiona na bazie smalcu, chociaż obecnie często również na maśle Rozciągnięty cieniutko płat ciasta smaruje się masłem/smalcem i zwija w rulon, który następnie skręca się i zwija na kształt ślimaka. Ciepła ensaimada smakuje z kawą rewelacyjnie. 
Fartons za to pochodzi z Walencji. Jest to słodki, drożdżowy paluch, który służy do moczenia... w napoju zwanym horchata. Napój wytwarza się z cibory jadalnej (migdała ziemnego, orzecha tygrysiego), wody i cukru. Jest lekko mączny w smaku.

1 ensaimada // 2 bagietkę poproszę // 3 kawa o poranku // 4 fartons

Lubię to zdjęcie - przypomina mi zdjęcia z Zanzibaru

Widok na Barcelonę

Najlepszy widok na Barcelonę można obejrzeć wybierając się kolejką gondolową na wzgórze z zamkiem Montjuïc lub kolejką Aeri del Port lub z parku Guell. 

kolejka linowa Telefèric de Montjuïc
Avinguda Miramar, 30, Barcelona
czynna codziennie od 10.00 do 19.00

kolejka Aeri del Port 
Pg. de Joan de Borbó, 88, Barcelona
czynna codziennie od 10.30 do 19.00

1 port dla statków pasażerskich // 2, 3 widok na Barcelonę z kolejki linowej // port i terminal przeładunkowy 

1 w obiektywie męża // 2 zamek Montjuïc // 3 czy to wielki ananas? ;-) // 4 Torre Glories wyróżnia się w panoramie miasta

1 ten widok oznacza jedno - zbliżamy się do lotniska // 2 czas wrócić do domu // 3 przyleciał z opóźnieniem :-) Czy wszystkie nasze ostatnie podróże muszą być opóźnione? // 4 żegnaj Barcelono  

Piękne jest ro światło

1 wracamy // 2 lubię czytać magazyny pokładowe // 3 zbliżamy się do Francji // 4 gdzieś nad Morzem Północnym

Efekt halo???

Niezwykłe światło i kolory nad Morzem Północnym w okolicach Amsterdamu

1, 2, 3 zachód słońca nad Amsterdamem // 4 wylądowaliśmy i nasz bagaż też :-) - mimo opóźnień i międzylądowania

Po czterech godzinach snu w drodze do pracy

Po paru dniach pobytu w domu wyruszyliśmy do naszego domku nad morzem, żeby go zamknąć na zimę. Po długim pobycie w miejscach, gdzie najcieplejszą rzeczą był bawełniany sweter zarzucony na plecy wieczorem, temperatury nad morzem nie były bardzo komfortowe, ale nie miało to znaczenia. Byliśmy znowu w naszym ukochanym miejscu. Pustym, już pachnącym jesienią i lekko uśpionym. 
Zrobiliśmy na miejscu zakupy u rolników. Kupowanie worków warzyw od producentów sprawia mi zawsze wielką przyjemność. Te warzywa są pyszne, wiem gdzie rosły i kto je uprawiał.  
 
1 czuć już jesień // 2 ciasto brioszkowe, cieniutkie plastry ziemniaków i dużo, dużo podsmażonej cebuli // 3 jesienne niebo // 4 wyruszamy na grzyby

Słońce coraz niżej

1 w wiejskim gospodarstwie // 2 jesienne kwitnienie rzepaku // 3 skręcamy tutaj // 4 dwa worki ziemniaków odmiany Vineta

1 kupujemy jeszcze jajka od szczęśliwych kur // 2, 3 ser i masło z lokalnej mleczarni z Perlina // 4 ulubiony sernik z lokalnych składników

Po horyzont pusto

To w którą stronę idziemy? 

1 czy to rydz czy nie rydz? Mamy na działce ich dużo // 2 ładny, ale nie zjemy go // 3, 4 jajecznica na maślakach - mam w domu miłośnika tego dania

1 w bagażniku mamy worek marchwi, a za nią worek buraków // 2 jarmuż i rzepa - dostałam w prezencie // 3 jesienny bukiet // 4 jeszcze skok do Sasina po ulubione śledzie

1 nasz krzak borówki amerykańskiej obrodził w tym roku // 2 śniadanie na tarasie // 3 ciambella - proste, pyszne, włoskie ciasto // 4 u schyłku dnia

1 na śniadanie jajka od szczęśliwych kur // 2 zachód słońca nad jeziorem żarnowieckim // 3 ten krzak borówki amerykańskiej ma duże wzięcie - zbieram ja i okoliczne ptaki ;-) // 4 co za piękny wzór

1, 2, 3 pałac Ciekocinko w jesiennej aurze // 4 całkowicie obrośnięty dom 

1, 3, 4 jesień nad Piaśnicą // 2 budują nam na rzece nowy most - pieszo rowerowy

1, 2, 3, 4 jesienny outfit 

1 tynk pod kolor samochodu czy samochód pod kolor tynku/ :-) // 2 sezon na czapki, swetry i puchowe kamizelki w pełni // 3 w jednym ze sklepów - w październiku!!! // 4 wschód słońca oglądany przez kuchenne okno

Jesień w mojej kuchni obfituje w dynie. Mam swoje ulubione odmiany, które niestety nie są łatwo dostępne w lokalnym warzywniaku czy na targu. Kupuję je w Gospodarstwie Majlertów, które z roku na rok ma ich coraz więcej do wyboru. W październiku robię zapas dyń, żeby móc się cieszyć różnymi odmianami.

Jesienne zakupy

Dynie, dynie, dynie...

1, 2, 3 biorę do nadziewania // 4 lubię jesienią mieć marcinki w wazonie

1 te buraczki są pyszne // 2 te dynię biorę do ozdoby chociaż nadają się też do nadziewania // 3 jeszcze nie przyrządzałam brukwi, ale mam coraz większą ochotę // 4 wezmę jeszcze zioła

Jesienne zakupy

Kwintesencja jesieni - deszcz, resztka pożółkłych liści i dynie

Takie zakupy sprawiają mi wielką przyjemność

Ze sklepów sieciowych mam trzy, które lubię: szwedzki Arket i dwa japońskie - Muji i Uniqlo. W Uniqlo do tej pory robiłam zakupy w czasie wyjazdów albo zamawiając rzeczy przez internet. Kupuję tam swetry, lniane koszule, bluzy, puchowe kurtki i kamizelki. Najstarsze moje rzeczy stamtąd mają blisko 10 lat i są ciągle w użyciu. Kiedy w czasie pobytu w Barcelonie skończyły mi się czyste ubrania, poszłam do Uniqlo, żeby coś kupić. W Barcelonie była letnia pogoda, a w sklepie kolekcje jesienno zimowe, więc skończyło się na tym, że wróciłam z torbą nowych ciepłych ubrań, a mąż uprał mi w umywalce lniane sukienki :-) Pod koniec października otworzono w Warszawie pierwszy w Polsce sklep Uniqlo. Jeżeli nie znacie marki, a lubicie klasyczne fasony, to polecam Wam wizytę w Uniqlo. Ich puchowe kamizelki są super lekkie i cienkie i to dla mnie taki must have mojej szafy. Sprawdzają się o każdej porze roku. Gdyby nie one, to nie dałabym rady spędzać całych dni na plaży w wietrzny dzień, żeby podziwiać męża na kicie ;-)

Uniqlo
 Marszałkowska 104/122, 00-901 Warszawa
otwarte poniedziałek - sobota 9.00 - 21.00

1 warszawskie Uniqlo // 2 swetry z wełny merino - w wielu kolorach i fasonach // 3 czapki i rękawiczki ze 100% kaszmiru // 4 skusiłam się na sweter w takim nietypowym dla mnie kolorze

1, 2, 3 przepiękne są te chryzantemy i tak długo stoją w wazonie // 4 uwielbiam ilex w domu, ale... w grudniu, więc jeszcze poczekam z jego zakupem

1, 2, 3 przepisem na te nadziewane dynie muszę się z Wami podzielić // 4 będzie z tego hiszpańskie danie

1 dla dwójki 80 latków - mamy i teścia // 2, 4 czekamy na gości // 3 z takiej okazji może być tylko szampan 

Na zakończenie sezonu w moim ulubionym gospodarstwie warzywnym odbywa się tak zwany dzień szabrownika czyli można przyjechać i bezpłatnie zebrać warzywa, które pozostały na polu. 
Warto przywieść ze sobą coś do jedzenia czym podzielimy się z innymi szabrownikami. Dla mnie to jest świetna inicjatywa i wspaniały czas. Byłam miejskim dzieckiem, ale zawsze ciągnęło mnie do uprawy warzyw. Kiedyś mama zapłaciła jakiemuś rolnikowi, żebym mogła na jego polu wykopywać motyką ziemniaki. Byłam naprawdę mała, ale pamiętam do tej pory to towarzyszące mi poczucie szczęścia i radości. 
Do tej pory pozostało mi to, kiedy wyciągam z ziemi warzywa :-)
  
Stół składkowy w dzień szabrownika

Na polu obsadzonym majerankiem

1 na chodzenie po polu wzięłam kalosze, ale na miejscu okazało się, że to... stare kalosze syna - dwa rozmiary na mnie za małe // 2 szabrowników zapraszamy od 11.00 // 3 jestem szabrownikiem sałatowym // 4 na polu z sałatą

1 i dwie bulwy kopru włoskiego wezmę // 2 każdy znajdzie coś dla siebie // 3 można też coś upiec // 4 i jedno radichio wezmę 

1 wezmę do wazonu // 2 kubek zupy dyniowej na rozgrzewkę // 3 coraz większy wybór // 4 jestem sałatowym szabrownikiem

1 jedni brali całe, a inni kawałki // 2 z przyjemnością czytałam te opisy potrwa // 3 sałatowe pole // 4 majerankowe pole

1 na premierze książki "Tradycje kulinarne Norwegii" autorstwa Magdaleny Tomaszewskiej-Bolałek - napiszę Wam wkrótce o tej książce // 2 ktoś zasnął w moim pudełku z przepisami // 3, 4 taki widok z łóżka jest fantastyczny 

1 w lokalnej piekarni - croissanty z oczkiem ;-) // 2 te ciemne hortensje są piękne // 3 lubię tę moją dzielnicę // 4 suche, ale ciągle piękne

Październik był kolejnym intensywnym, pełnym wrażeń i emocji miesiącem. Dobrze jest podróżować, dobrze jest mieć tyle bodźców, ale dobrze jest też pobyć w domu. Teraz trochę zwolnimy, pocieszymy się codziennością i... deszczem za oknem.

A co przyniesie nam listopad?


Komentarze

  1. Niesamowita,ciekawa,porywająca październikowa relacja ." Twoja " Barcelona z opisem i zdjęciami jeszcze piękniejsza niż w rzeczywistości .Zdjęcie bez uśmiechu przepiękne mimo że kocham te roześmiane .Ogromne dzięki za październikowy czas

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakie to są przemiłe słowa. Bardzo, bardzo dziękuję.

      Usuń
  2. Ależ intensywne i niezwykłe życie prowadzisz ! Dziękuję, że dzielisz się z nami tymi obrazami , widokami i smakami :) Poproszę o przepis na zapiekane dynie. A te grzyby na działce to rydze bez wątpienia, szczęściaro (jeśli jednak chcesz potwierdzenia przez fachowca, to w każdym sanepidzie powinien być grzyboznawca i można się z nim skonsultować).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten ostatni okres był rzeczywiście bardzo intensywny. Teraz za to delektuję się domem, ale też jest intensywnie :-) Przepis na zapiekane dynie będzie już niedługo. Słyszałam o możliwości konsultacji grzybów w sanepidzie, ale wtedy mieliśmy do niego prawie sto kilometrów :-)
      Dziękuję bardzo za Twój komentarz. Sprawił mi wielką przyjemność.

      Usuń
  3. Cudowne wspomnienia. Koja serce

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję bardzo za Twój komentarz.