A diary from last month. Kwiecień
Kwiecień minął mi błyskawicznie. Dużo się działo (mam wrażenie, że piszę to w każdym miesiącu). Były podróże, święta i świętowanie moich urodzin. W kwietniu była zima i wiosna. Pierwszego dnia miesiąca za oknem sypał śnieg i był to chyba najbielszy dzień tej zimy. Gruba warstwa śniegu, czapy na drzewach i zasypane ulice.
Nasz kot Cynamon z jednej strony chował się pod daszkiem, żeby śnieg nie moczył jego futra, a z drugiej biegał i skakał po najgłębszym. Tak do końca, to nie wiem czy on lubi taką pogodę, ale i tak co chwilę chciał wychodzić do ogrodu. On zupełnie nie łączy tego co widzi przez okno z tym co jest na dworze. Nie lubi deszczu, ale widząc ulewę za oknem, chce wyjsć, a jak wyjdzie i zobaczy co jest, to chce wracać.
Za to ja wiem, że zbliża się deszcz po tym ile godzin nasz kot śpi ukryty w szafie z ubraniami.
Zima w kwietniu |
Pewnego poranka na początku miesiąca wyruszyliśmy w podróż. Wyjeżdżaliśmy z zasypanej Polski, żeby po dwóch godzinach wylądować w wiosennym i ciepłym Zurichu. W marcu byliśmy w Szwajcarii i w kwietniu też. Coś nas ostatnio ciągnie w tamtym kierunku :-)
W Zurichu już kiedyś byliśmy. Wiele lat temu z małymi jeszcze dziećmi. Wtedy to była krótka, jednodniowa wizyta w drodze w góry.
Teraz mieliśmy kilka dni, żeby zaznać atmosfery miasta.
1. zima wiosną na naszej ulicy // 2. przed odlotem samolot musiał przejść kąpiel przeciwoblodzeniową // 3. zima nad Polską // 4. wiosna nad Szwajcarią |
1., 3. widok na świat z okien samolotu zawsze mnie zachwyca // 2. pogoda wymagała spryskania skrzydeł samolotu środkiem zapobiegającym oblodzeniu // 4/ na lotnisku trwa remont (co widać w lustrze) |
Mam słabość do szwajcarskich linii lotniczych. Nie wiem czy już kiedyś Wam o tym opowiadałam o moich lotniskowych przygodach, które dobrze się skończyły dzięki liniom Swiss. Działo się to wiele lat temu. Leciałam sama z małymi dziećmi do Paryża właśnie tymi liniami. Po dwóch tygodniach mojej samodzielnej wyprawy z dzieciakami po Bretanii i Normandii, wracaliśmy do domu też tymi liniami z przesiadką w Genewie. Na lotnisku w Paryżu w czasie kontroli bezpieczeństwa zostałam okradziona. Zorientowałam się dopiero w samolocie tuż przed odlotem. Zgłosiłam to stewardowi i myślałam, że to tyle. Po paru minutach do samolotu wsiadł przedstawiciel tych linii lotniczych i po rozmowie ze mną, zdecydował, że opóźniają lot i ja razem z nim opuszczam samolot, żeby szukać moich rzeczy na lotnisku. Dzieci musiały zostać w samolocie (i to był największy stres, żeby samolot nie odleciał z nimi), a my ruszyliśmy na poszukiwania. Ponieważ zginął mi też telefon, to pracownik chodząc po lotnisku dzwonił cały czas na mój numer. Po pół godzinie bezowocnych poszukiwań, wróciłam do samolotu, ale na dowidzenia usłyszałam od przedstawiciela linii takie zdanie: leci Pani szwajcarskimi liniami - zajmiemy się tą sprawą. Pomyślałam: miła, pijarowa gadka, ale co oni mogą zrobić - nic.
W samolocie dostałam od stewarda dodatkową porcję czekolady i kieliszek szampana - na ukojenie emocji ;-)
Wylądowaliśmy w Genewie i musieliśmy przejść tam kontrolę paszportów. W czasie mojej kontroli usłyszałam od pracownika: Madame, odzyskaliśmy Pani rzeczy. Przylecą do Warszawy następnym samolotem.
Zaskoczenie i radość były ogromne, ale przede wszystkim niedowierzanie, że się odnalazły. Na drugi dzień przeczytałam w gazecie, że w Paryżu na lotnisku została rozbita szajka złodziei, która okradała pasażerów.
teraz chyba już nie dziwicie się, że tak lubię te linie.
1. lubię malowanie szwajcarskich samolotów // 2. wygląda jak rtęć - a to sufit na lotnisku w Zurichu // 3. lotnisko w Zurichu // 4. no to zaczynamy kolejną szwajcarską przygodę. |
Jak dobrze poczuć wiosnę. |
Woda w jeziorze zuriskim jest tak czysta, że można ją pić bezpośrednio z jeziora |
Ten pobyt miał być na pełnym luzie. Bez planu, bez pośpiechu. Chcieliśmy miło spędzić czas we dwoje, przypominając sobie znane miejsca i odkrywając nowe.
Ostatnio we Włoszech wszędzie zauważałam posadzki i uliczne bruki, to teraz dzwonki i domofony. Niektóre proste, niektóre misternie zdobione, stare i nowe. Małe rzeczy. Piękne. Pełne detali i estetyki.
1., 2., 3., 4. dzwonki - każdy inny. każdy piękny. |
W czasie wyjazdów lubię chodzić do miejscowych sklepów. I nie chodzi mi tu o robienie wielkich zakupów, uzupełnianie garderoby na nowy sezon, czy zakup zbędnych pamiątek. Tak jak na codzień lubię robić zakupy na targu, to nie lubię chodzenia po sklepach jako spędzania wolnego czasu albo poszukiwań do kupna czegoś, co może mi się przyda.
Za to w czasie wyjazdów lubię odwiedzanie sklepów, ale też z umiarem ;-) Czasami coś kupię, ale najczęściej poszukuję inspiracji, poznaję nowe marki i trendy.
W wielu sklepach zobaczyłam spiralne świece. Pamiętam takie z dzieciństwa. To były świece, które w moim domu rodzinnym stały w każdym świeczniku. Tak mi się opatrzyły, że przez lata nawet nie patrzyłam w ich stronę w sklepach. Wybierałam najprostsze i najzwyklejsze. Teraz te spiralne zachwyciły mnie i zakręciły mi w głowie.
1., 4. spiralne świece - nowy zachwyt dla starego wzoru // 2., 3, piękne dzwonki i piękne kolory drzwi |
Jak tylko mam możliwość, to w czasie wyjazdów odwiedzam targi. Lubię chodzić między straganami i patrzeć na odmiany warzyw i owoców, na sterty pięknie ułożonych produktów i słuchać sprzedawców i kupujących. Ten wręcz teatralny spektakl wybierania, pakowania, omawiania menu i wymiany sekretnych przepisów. Czasami biorę udział w takim spektaklu i sprawia mi to olbrzymią przyjemność. Teraz byłam tylko widzem. Mieszkaliśmy w hotelu i jadaliśmy w restauracjach i kawiarniach.
1., 4. nieznane mi odmiany jabłek i ziemniaków zawsze mnie intrygują // 2. kocham karczochy - za wygląd i smak // 3. smardze - około 60 zł za 100 gramów - tanio nie jest |
1. te różowe chciałam kupić, ale na szczęście była tylko jedna // 2., 3., 4. na targu |
Jeden z moich ulubionych budynków w Zurichu |
Szwajcaria ma tak wiele produktów, które są znane prawie wszystkim. Opowiem Wam o jednych z moich ulubionych. Czekolady szwajcarskie cieszą się renomą, jakością i wiele osób zalicza je do swoich ulubionych. Ja je bardzo lubię. Czekolady Toblerone te mleczne - klasyczne zawsze lubiłam, ale te białe... Przyznam się Wam, że to jakieś moje uzależnienie i uwielbienie w jednym. Kocham ten smak. Kiedy widzę je w sklepie, to mogę je minąć i nie mam problemu, żeby nie wkładać ich do koszyka, ale... jak już są w domu, to nic mnie nie powstrzyma i zjem naraz wszystko co jest. Nieważne czy jest to opakowanie 100 g czy 300 g. Ogarnia mnie pragnienie tak wielkie, że jestem w stanie ukryta w kącie zjeść wszystko. Żeby Was uspokoić (i siebie ;-) mogę nie jeść tej czekolady przez lata (i tak przeważnie jest) i nie mam z tym problemu, ale jak znajdę ją w domu to... wy znajdziecie tylko puste opakowania po niej.
Jestem wielką miłośniczką szwajcarskich win. Cały czas się o nich uczę i je poznaję. Mamy zasadę, że w Szwajcarii pijemy tylko lokalne wina. Przyznam się, że jest to droga zasada, ale w końcu nie bywamy w Szwajcarii tak często (może nie jest to prawda ostatnio ;-)) Szwajcarskie wina można praktycznie kupić tylko tam, bo produkcja ich jest stosunkowo mała i nie zaspokaja potrzeb lokalnego rynku. Wiele lat temu moim odkryciem wsród tamtejszych win było białe wino Petite Arvine (Arvine). Ten szczep jest najczęściej uprawianym szczepem w kantonie Valais. Jest to wino wytrawne z nutą grejpfrutów, rabarbaru, miodu i wisterii. Cechą charakterystyczną jest delikatny posmak soli. Dobrze się starzeje i ma niską kwasowość. Świetnie komponuje się z potrawami z serem – fondue i raclette, a także z owocami morza i rybami.
Dostępne są także wina z lekko przesuszonych owoców, które smakują bardziej słodko.
Raclette i fondue to chyba najbardziej znane szwajcarskie potrawy. Fondue może być Fribourgeoise (z sera Gruyere pół na pół z serem Vacherin lub z samego sera Vacherin) z dodatkiem wina i kirschu lub Valaisanne z dodatkiem pomidorów. Danie podaje się z pokrojonym w kostkę pieczywem. Fondue przyrządza się w natartym czosnkiem żeliwnym garnku zwanym caquelon. Pysznie smakuje też z dodatkiem smardzów lub trufli.
Możecie zjeść również fondue bourguignonne,, gdzie zamiast sera w garnku jest olej i smaży się w nim kawałki wołowiny. Są to dania pyszne, ale też dość ciężkie. Dobre szczególnie zimą po wyczerpującym dniu na stoku. Kiedy będziecie chcieli zjeść któreś z tych potraw, to najlepiej wybierzcie miejsce, które specjalizuje się w jego przyrządzaniu i w karcie ma tylko te dania. Na koniec posiłku dobrze wypić, którąś z mocnych, szwajcarskich nalewek ziołowych ułatwiających trawienie;-) My jedliśmy w kilku miejscach. Miejscem, które chcę Wam polecić jest: Raclette Stube
Zähringerstrasse 16, 8001 Zürich
czynne codziennie w godzinach 18.00 - 23.00
Ceny tych dań to około 30-50 franków (140 - 230 pln) za porcję
Raclette zaś to danie z opiekanego nad ogniem długodojrzewającego sera o tej samej nazwie. Podaje się je z gotowanymi w skórkach małymi ziemniakami oraz marynowanymi korniszonami i cebulką perłową.
1. Fondue Fribourgeoise przygotowywane w garnku caquelon // 2. ulubione szwajcarskie wino Petite Arvine // 3. to które wybieramy? // 4. Raclette Stube - ulubiona miejscówka na foundue i raclette |
Kolejny szwajcarski produkt, do którego mam słabość, to klasyczny, czerwony scyzoryk firmy Victorinox. Odkąd pamiętam, to mój tata miał taki i przeważnie zawsze trzymał go przy sobie. Praktyczny i funkcjonalny przedmiot, który może się przydać zawsze i wszędzie. I tata nie nosił go, żeby nosić tylko rzeczywiście używał. Żeby wystrugać patyk dzieciom, żeby otworzyć list, żeby dokręcić śrubę, żeby ukroić chleb na pikniku, żeby obrać dzieciom jabłko, żeby... do wszystkiego się przydawał.
Dzień, kiedy dostałam od taty własny, osobisty czerwony model scyzoryka Victorinox pamiętam do dzisiaj. I do dzisiaj go używam.
Historia firmy zaczyna się w 1884 roku, kiedy w miejscowości Ibach w kantonie Schwyz Karl Elsener założył warsztat produkujący noże. Były to czasy, kiedy Szwajcaria była jednym z najbiedniejszych europejskich państw.
Siedem lat później na zlecenie szwajcarskiej armii powstały noże żołnierskie, które są tak znanymi obecnie scyzorykami.
1., 2., 3., 4. drewniane wykusze na murowanych domach |
1. jezioro zuryskie (Zurichsee) // 2. w całym mieście jest bardzo dużo takich miejsc z wodą pitną // 3. w fontannach woda też nadaje się do picia // 4. wnętrze statku pływającego po jeziorze |
1., 2., 3., 4. popularne środki transportu w mieście // 2. widok lamborghini w tym mieście nie zaskakuje |
Drugim miejscem, gdzie serwowano doskonałą kawę było okienko kawowe - espresso bar - Vicafe. Jest kilka punktów w mieście i wszędzie zawsze stoi mała kolejka. Vicafe ma swoją palarnię i serwuje naprawdę doskonałą kawę.
To co mnie miło zaskoczyło w Szwajcarii, to to, że nigdzie nie dopłaca się za "mleko" roślinne i mają go duży wybór w każdej kawiarni.
Jeżeli macie ochotę na dobrą kawę, słynną gorącą czekoladę, doskonałe śniadanie lub pyszne ciastko z widokiem na główną ulicę miasta idźcie do Confiserie Sprüngli. Możecie zjeść tam również obiad albo zrobić słodkie zakupy w sklepie.
David Sprüngli otworzył to miejsce w 1836 roku. Od tego czasu powstało wiele sklepów w kilku szwajcarskich miastach, ale lokalizacja przy Bahnhofstrasse jest najlepsza. Możecie siedzieć. w ogródku i patrzeć na przejeżdżające co chwilę najdroższe na świecie samochody i przechodzących w doskonale skrojonych garniturach bankierów. Nie piszę tego z przekąsem. Mimo, że nie jestem wielką znawczynią motoryzacji, to przyjemnie patrzeć na te przejeżdżające co chwilę lamborghini, tesle, ferrari, Rolls-Roycy czy Aston Martiny. Zurich to miasto banków i pieniędzy, więc widać je i czuć na każdym kroku, ale też jest to bardzo przyjazne miasto dla turystów, chociaż też drogie.
Kawiarnia Café Presse Club
Münsterhof 15, 8001 Zürich
czynna w godzinach 7.00 - 20.00
Vicafe
Bahnhofstrasse 93, 8001 Zürich
Münsterhof 20, 8001 Zürich
Theaterstrasse 14, 8001 Zürich
czynne w godzinach 7.00 do 18.00
Confiserie Sprüngli
Bahnhofstrasse 67, 8001 Zürich
czynne od 8.00 do 19.00 oprócz niedziel
1. Café Presse Club // 2. jedno na owsianym, drugie klasyczne // 3. Vicafe - espresso bar z doskonałą kawą // 4. kolejna kawiarnia, kolejna kawa |
1. czekolada na gorąco zawsze dobrze smakuje, a w tym kraju wręcz rewelacyjnie // 2. kiedy słońce skryje się za chmurami można przykryć się wełnianym kocem // 3. szwajcarskie giny są w czołówce moich ulubionych // 4. Confiserie Sprüngli - to którą czekoladę kupujemy? |
1., 4. Confiserie Sprüngli dla Ciebie z malinami, a dla mnie z truskawkami // 2., 3. dla Ciebie czekolada, a dla mnie kawa |
Naprzeciwko tego pięknego budynku na Börsenstrasse znajduje się wielki gmach Narodowego Banku Szwajcarii. W banku jest 15 (!) poziomów podziemnych. |
1. wąskie uliczki starego miasta // 2. wodę można pić z kranu, jeziora czy fontanny // 3. piękny narożny wykusz - posiedzieć tam z książką i kubkiem herbaty // 4. i znowu Was zabrałam pod te piękne arkady |
1. magnolia // 2. prosty font i jest pięknie // 3. wiosenne pastele // 4. radość na myśl o kolejnej kawie w słońcu |
Na większości krzeseł w kawiarnianych ogródkach ułożone są futrzaki i powiem Wam, że jest to cudowne. Jest mięciutko i cieplutko w pupkę i można tak siedzieć godzinami. Sprawdza się to o wiele lepiej niż koce czy poduszki.
1., 2., 3., 4. umilacze i ocieplacze dla pupek |
Rzeka Limmat, która wypływa z jeziora zuryskiego i dzieli miasto na dwie części |
1. to co, wracamy? // 2., 3., 4. podoba mi się to malowanie na samolotach szwajcarskich linii lotniczych |
Czy to nie jest ładny widok? |
Po powrocie czas wrócić do pracy, obowiązków i swojej dzielnicy. Mieszkam na Starych Bielanach i bardzo lubię swoją dzielnicę. Jest tu dużo zieleni, starych domów, gazowych latarni i wąskich uliczek. Coraz więcej fajnych kawiarni, małych sklepików, kwiaciarni otwiera się w pobliżu mnie. Cieszy mnie rozwój dzielnicy i to, że jest przyjazna dla mieszkańców.
To fajne miejsce na wycieczkę rowerową lub spacer.
Zastanawiam się czy chcielibyście, żebym opublikowała na blogu taki mini przewodnik po moich okolicach?
Po powrocie do domu w pierwszy wolny poranek pojechałam na giełdę kwiatową po... białe szafirki. Kupiłam ich całą wielką paletę, żeby udekorować nimi dom na zbliżające się święta. Teraz, kiedy przekwitły, przesadzę je do ogrodu i może na następną wiosnę będą nas cieszyć swoim pięknem i delikatnością.
1. ulubiona piekarnia na dzielni // 2. kawa w kawiarni "Roślina Cafe" // 3. stoisko z francuskimi produktami w "Cafe de la Poste" // 4. kwiaty w Hortus Deliciarum |
Po powrocie do domu w pierwszy wolny poranek pojechałam na giełdę kwiatową po... białe szafirki. Kupiłam ich całą wielką paletę, żeby udekorować nimi dom na zbliżające się święta. Teraz, kiedy przekwitły, przesadzę je do ogrodu i może na następną wiosnę będą nas cieszyć swoim pięknem i delikatnością.
A na giełdzie kwiatowej, jak zawsze podziwiam odmiany kwiatów. Ukochane jaskry, nieśmiało pojawiające się peonie i dobrze znane, "stare, dobre" goździki i gerbery w nowych odsłonach.
1. jaskry // 2. goździki // 3. peonie // 4. gerbery |
Domowe, kwiatowe dekoracje świąteczne |
Na przygotowanie Świąt miałam półtora dnia (i znowu zdążyłam ;-)).
Chciałam zrobić ulubione, nasze klasyki rodzinne, ale też coś nowego. Wymyśliłam kilka rzeczy, które wzbudziły powszechny zachwyt i sama jestem dumna z opracowania tych przepisów (znajdziecie je na blogu). Mazurek różany na kruchym cieście z dodatkiem palonego masła i malinowego curdu okazał się hitem tegorocznej Wielkanocy. Zapiszcie sobie koniecznie ten przepis. Jest rewelacyjny. W sezonie malinowym, możecie upiec go jako tartę. Jest pyszny.
Kolejną nowością był sernik pistacjowy. Prosty, pyszny i efektowny. Pasztet z pieczonych warzyw smakował wszystkim. Jest bardzo smarowny i świetnie sprawdza się jako pasta do kanapek.
Muszę jeszcze Wam wspomnieć o faszerowanych jajkach. Zabarwiłam je barszczem czerwonym, a do nadzienia dodałam palonego masła (chyba dodaję go do wszystkiego ;-)). Zniknęły błyskawicznie.
Dziesięć dni prze świętami okazało się, że nasz syn jest chory na covid. Powiem Wam, że po tych ostatnich zmianach jest tak trudno przejść oficjalną ścieżkę, żeby zrobić test itp...
Zachorował i to całkiem solidnie. Myśleliśmy, że przez dziesięć dni wyzdrowieje, żeby uczestniczyć z babciami i dziadkami w świętach, ale chcieliśmy mieć pewność, że nikogo nie zarazi. Cztery dni przed świętami, zaczęło się ponowne testowanie i... okazało się, że choroba cały czas jest aktywna. Niestety musieliśmy podzielić świętowanie na dwie tury. Jednego dnia my ozdrowieńcy i zaszczepieni ze starszymi członkami rodziny (też zaszczepionymi), a drugiego tylko my ozdrowieńcy i nasz syn.
Do tego w Wielkanoc wypadły moje urodziny - okrągłe bardzo :-)
Początkowo ta zbieżność dat bardzo mnie złościła, ale potem pomyślałam, że i tak nic z tym nie zrobię, więc nie ma co się wściekać. My przywiązujemy dużą wagę do urodzin. Obchodziło się je w moim domu rodzinnym i celebruje się je bardzo w naszym domu. Dla mnie, osoby, która nie ma imienin, tym bardziej ten dzień jest ważny.
Piliśmy szampana, do którego powstania nasz syn przyczynił się swoją pracą, pracując w domu szampańskim Francard i jedliśmy cudowny, niesamowity i piękny tort zrobiony przez naszą córkę. Ma dziewczyna talent. To jej pierwszy samodzielny tort. W dodatku wymyśliła i wykonała go całkowicie samodzielnie.
1. te papierowe jajka mają już wiele lat, ale ciągle mi się podobają // 2. mazurek różano malinowy na kruchym spodzie z dodatkiem palonego masła // 3. babka piaskowa dla mojego miłośnika takich babek // 4. sernik pistacjowy, mazurek, pasztet warzywny, jajka faszerowane |
Mazurek różano malinowy na kruchym spodzie z dodatkiem palonego masła |
1. środa, czwartek, piątek, sobota, Wielkanoc - wszystkie testy były niestety pozytywne // 2. sernik wielkanocny, pistacjowy // 3. wielkanocne śniadanie // 4. rękodzieło najwyższych lotów - tymi pisankami będę się cieszyć przez lata |
Zapraszam na wielkanocne śniadanie. |
Mój pistacjowy tort urodzinowy wykonany przez córeczkę Talę |
1., 3. mój tort urodzinowy z pistacjami ręcznie malowanymi złotem // 2. anemony // 4. pokochałam znowu gerbery po latach niezauważania ich. |
A po świętach wyruszyliśmy we dwoje nad morze, otworzyć sezon w naszym drewnianym domku. Sprzątania było masę (jak to jest, że zostawiamy wysprzątany dom, a on się tak brudzi zamknięty). Trzeba umyć każdą półkę, każdą miskę, talerz czy łyżeczkę, odkurzyć ściany w najmniejszych zakamarkach i wyprać każdą rzecz. Pracę wynagradzały magiczne zachody słońca i trochę błękitnego nieba mimo 6 stopni na termometrze. Mamy jeszcze do wysprzątania całą działkę, bo zimowe i wiosenne wichury zasypały wszystko gałązkami sosen. Dobrze, że wszystkie drzewa stoją na miejscu, bo w lesie jest dużo połamanych po zimowych orkanach.
1. nasze ulubione miejsce na jedzenie w drodze "Młyn Mariaszek" // 2., 4. zachód słońca nad morzem // 3. taki widok nas powitał po przyjechaniu na miejsce |
1., 3. w przerwie w sprzątaniu - spacer do rybaków // 2. pięknie, pusto i zimno // 4. u schyłku dnia |
1. szybkie ciasto dla umęczonych sprzątaczy // 2. robimy przerwę na spacer // 3. i kolejna przerwa, na kolejny spacer // 4. ulubione samotne drzewo - od ostatniej jesieni zastanawialiśmy się, co rośnie wokół niego - teraz już wiemy |
A co przyniesie nam maj?
Super Lo , chyba i ja zacznę pisać zapomniany pamiętnik ! Piękne zdjęcia jak to u Ciebie , szykuj książkę !
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za tak miłe słowa. Pisz koniecznie. To jest takie fajne zatrzymanie chwil i wspomnień. A do książki dojrzewam coraz bardziej :-)
UsuńAle wspanialy wpis, jak zwykle zresztą.Bardzo proszę o przewodnik po Starych Bielanach, ja - człowiek urodzony 40 lat temu na Mokotowie, wstyd się przyznać, nie za bardzo je znam...piękne zdjęcia, a szafirki na pewno zakwitną razem z tymi różowymi;)
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za Twoje słowa. Cieszę się , że Ci się podobało. Ja też jestem człowiek urodzony na Mokotowie :-) Wtedy Stary Mokotów, a teraz Stare Bielany. Ten przewodnik chodzi mi po głowie od pewnego czasu. Lubię zwiedzanie i wyprawy do innych dzielnic, a sama wiem, że czasami mało wiemy o innych częściach miasta.
OdpowiedzUsuńDziękuję za cudne zdjęcia i inspiracje właśnie. Też bardzo lubię czerpać z tego, co piękne i wypracowane. Kiedy czytam Pani komentarze, dostrzegam wiele podobieństw między nami. Może stąd one, że też w minionym kwietniu miałam te jubileuszowe urodziny. Niech piękno będzie z Panią.
OdpowiedzUsuńDziękuję za cudne zdjęcia i inspiracje właśnie. Kiedy czytam Pani komentarze dostrzegam wiele podobieństw między nami. Może stąd, że w minionym kwietniu również miałam te jubileuszowe urodziny. Niech piękno będzie z Panią.
OdpowiedzUsuńTrochę się spóźniłam z komentarzem. Chcę wtrącić swoje trzy grosze w sprawie noży Victorinox; właśnie niedawno były w sprzedaży w rossmannie obieraczki tej firmy do pomidorów,kiwi itp. Są rewelacyjne!
OdpowiedzUsuńByłam kilka razy w Szwajcarii na nartach i podzielam Pani zachwyt;)