A diary from last month. Październik
Mam wrażenie, że najczęściej powtarzanym ostatnio przeze mnie zdaniem było: jaką mamy piękną jesień.
Nie pamiętam takiego października od lat. Tylu słonecznych dni, takiego ciepła i całej palety barw.
Trochę czasu spędziliśmy nad morzem, więc zakosztowaliśmy też sztormów, wichury, zimna i groźnego nieba. Zachody słońca były niesamowite. Cały las w pobliżu morza spowijało różowe światło i miało się wrażenie, że dzieje się magia wokół.
Ludzi nie było, grzybów nie było. Byliśmy my i nasze dylematy: idziemy dzisiaj na spacer na wschód czy na zachód? Na zachód czyli musimy przekroczyć starym mostkiem rzekę Piaśnicę, która była też kiedyś granicą polsko-niemiecką. Wiosną czy latem przeprawiamy się przez rzekę na nogach ściągając spodnie czy podwijając spódnicę, ale teraz jest już na to zbyt zimno. W czasie ostatnich sztormów rzeka nie miała jak wpływać do morza i wylała, zalewając plażę na dużym obszarze i uniemożliwiając przejście dalej.
Droga na wschód to droga w stronę łodzi rybackich. Nie ma w naszej wiosce przystani czy portu. Stare, drewniane łodzie wyciągane są po prostu na brzeg. Kiedy zapowiada się sztorm, łodzie przy pomocy traktora wciągane są bliżej wydm, ale nigdy nie są zabierane. Rybacy wypływają przez cały rok. Oczywiście sztorm czy skute lodem morze narzucają przerwy, ale zasadniczo "świątek - piątek" rybacy wyruszają na połów.
Kiedy jesteśmy nad morzem staramy się pewne produkty kupować lokalnie u gospodarzy. Ostatnio kiedy chcieliśmy kupić w pewnym gospodarstwie dwa kilogramy kartofli, wyszliśmy z dwoma workami. I to był cudowny zakup, bo tak dobrych ziemniaków nie jadłam od lat. I kiedy tak jedziemy przez okoliczne wsie krętymi drogami i widzimy stary sad, a w nim stadko kur, zatrzymujemy się, żeby kupić jajka. W takich sytuacjach, mój mąż często pyta: a co pani ma jeszcze do sprzedania? Może marchew, jabłka albo cebulę. Lubimy te lokalne zakupy. Po produkty nabiałowe jeździmy do Perlina do maleńkiej mleczarni Śnieżka, bo tak dobry ser jak stamtąd rzadko można znaleźć.
Do Sasina mamy 35 km i wybieramy się tam po miód i na obiad do restauracji "EWA ZAPRASZA". Ta restauracja to już legenda. Powstała prawie trzydzieści pięć lat temu, a my do niej jeździmy niewiele krócej. Obserwujemy zachodzące tam zmiany i rozwój, ale jakość potraw i smak pozostają niezmienne. Hitem są oczywiście słynne już śledzie w majonezie, które można również kupować na wynos. Ostatnio tak się zakręciliśmy, że każdy z nas osobno je zamawiał i to po kilka razy, że wyszliśmy z SZEŚCIOMA słojami. W końcu zostaliśmy zaspokojeni śledziowo i nikt nie patrzył wilkiem na drugiego, kiedy ten zaglądał ukradkiem do lodówki. Bo bywało i tak, że wieczorem w lodówce stał słoik, a rano było widać jego dno. Oczywiście winnym zawsze był nasz kot Cynamon;-)
Oprócz śledzi, kupujemy pieczony na miejscu chleb. Jest pyszny, wilgotny i zachowuje świeżość przez kilka dni.
Co do dań. U Ewy "idziemy" najchętniej w kuchnię polską. Robią to dobrze. Schabowy, babka ziemniaczana, kaczka, golonka, pierogi, zupa borowikowa, zupa rybna... Czasami dobrze wrócić do tradycyjnych dań, ale w najlepszym wydaniu.
Z restauracją Ewa kojarzy mi się jeszcze jedno wspomnienie. Kiedyś, dawno temu przyjechaliśmy nad morze zimą i temperatury były tak niskie, że wypaliliśmy całe drewno, żeby się ogrzać. Została nam ostatnia noc pobytu, a opału brak. Pojechaliśmy do restauracji po śledzie i przy okazji zapytaliśmy czy nie sprzedaliby nam paru szczap, bo przy restauracji leżał stosik. Nie sprzedali nam, tylko dali. Dzięki nim przetrwaliśmy w cieple noc.
Domek w lesie wymaga nieustannej pracy i poprawek. Kiedy okoliczny sklep GS nie zaspokaja naszych potrzeb, wyruszamy "do miasta" czyli do Trójmiasta. I tam oddajemy się kulinarnym poszukiwaniom. Są miejsca do których wracamy, ale też szukamy czegoś nowego. Ostatnio naszym ulubieńcem jest Garnizon w Gdańsku Wrzeszczu. Stare budynki garnizonowe zostały odnowione, a także wybudowane nowe. Powstały mieszkania, biura, masa sklepików i restauracji. Tam w knajpce "MARMOLADA, CHLEB I KAWA" najchętniej jadamy śniadania. W weekendy trzeba czasami postać w kolejce w oczekiwaniu na stolik, ale warto. Stałe pozycje z karty albo te sezonowe nigdy nie rozczarowują, a wręcz sprawiają wielką przyjemność. Wychodzimy najedzeni z torbą chleba (u nas nad morzem w promieniu 10 km nie znalazłam jeszcze dobrego) i słoikiem kremu z białej czekolady.
Na głodnego nie powinno robić się zakupów, więc dopiero po jedzeniu wyruszamy dalej. W Garnizonie wpadliśmy też ostatnio na pizzę do WŁOSZCZYZNY. Ruch jest duży, więc knajpka cieszy się powodzeniem. Dobre ciasto na pizzę, dobre dodatki, krótki czas oczekiwania i umiarkowane ceny to atuty tego miejsca. Ja tradycyjnie wybieram pizze z truflami albo z 'ndują.
Czasami całkowicie przypadkiem można odkryć fajne miejsce. Tak trafiliśmy tuż przed zamknięciem do sklepu "SKŁAD WINA I LAWENDY". W tym miejscu przeniesiecie się do prowansalskiej winnicy Chateau Isolette w regionie Luberon. Jestem miłośniczką win, Prowansji i Luberon (spędziliśmy tam niejedne cudowne wakacje), więc wiedziałam od razu, że to miejsce jest dla mnie idealne. Oprócz win w sklepie można zaopatrzyć się w miód i olejek lawendowy. Kupiliśmy po konsultacjach ze sprzedawcą kilka butelek i zaczynamy testowanie.
Macie tak czasami, że jadąc gdzieś, widzicie drogę w bok i myślicie: a jakby tu skręcić, zobaczyć co jest tam? Ja tak myślałam wiele razy, ale zawsze jechałam prosto do celu. Myślałam tak, ale nie mówiłam tego głośno.
Teraz powiedziałam i... mój mąż zatrzymał się, zawrócił i skręcił. Pojechaliśmy w nieznane. Przez lasy, stare wsie...Zwiedziliśmy ukryty wśród drzew stary, ewangelicki cmentarz dawnych mieszkańców tych terenów i tuż przed zachodem słońca wjechaliśmy na starą brukowaną drogę obsadzoną starodrzewem. Mijaliśmy piękne, stare ceglane budynki, stajnie i paskudne z czasów socjalizmu po pgr (państwowe gospodarstwo rolne). Dojechaliśmy do parku i zabudowań folwarcznych. W parku stał zniszczony dwór z pięknymi, wielkimi oknami i przeszkloną werandą. Cudowny. Okazało się, że trafiliśmy do FOLWARKU JACKOWO. Pięknego miejsca, w którym można wynająć pokoje w budynkach folwarcznych i w... szklarni (w sezonie wiosenno letnim). Można tam również pojeździć konno. Pałac jest w trakcie remontu. Jestem bardzo ciekawa efektu końcowego. Właściciele oprócz agroturystyki prowadzą gospodarstwo rolne. Jak czytam i oglądam na instagramie jakie śniadania tam serwują, to mam ochotę pojechać tam już.
Jeszcze rok temu jeżdżąc nad morze wybieraliśmy autostradę, w tym siódemkę, która w dużej części jest drogą ekspresową. Trzeba przemęczyć się na odcinku około 60 km, który jest w przebudowie, ale myślę, że warto. I można zjeść coś po drodze w innym miejscu niż stacja benzynowa czy sieciowy fast food. Kiedyś robiąc rozbudowę domku nad morzem jeździliśmy tam co weekend i zdążyliśmy przetestować chyba wszystkie knajpki. Jedne odchorowaliśmy, inne zostawialiśmy sobie na chwilę umierania z głodu, a do jeszcze innych wracaliśmy z utęsknieniem. Takim naszym faworytem od lat był MŁYN POD MARIASZKIEM. Mieliśmy tam swoje ulubione dania w zależności od sezonu.
Potem nastąpiła przerwa w naszych wizytach, bo przerzuciliśmy się na jazdę autostradą, czasowo zamknięto Mariaszka, a nowa droga biegła w pewnej odległości od niego. Ostatnio nadrobiliśmy drogi, żeby tam znowu zjeść. Nadrobiliśmy to za dużo powiedziane, bo trzeba przejechać cztery kilometry więcej. Jak prezentuje się Mariaszek w porównaniu tym sprzed paru lat? Trzyma poziom. Smak barszczu, pierogów, żylety (ogórków z czosnkiem, miodem i chilli), przecieraków z twarogiem, zasmażanych buraków czy chłodnika nie zmienił się. Chcecie dobrze zjeść gdzieś w połowie drogi nad morze (z Warszawy)? Polecam nadrobić te cztery kilometry i zajechać do Mariaszka. Obecnie restauracja czynna jest od piątku do niedzieli. Na miejscu można kupić na wynos produkty z Warmii i wytwarzane na miejscu (rogaliki kruche z różą, drożdżówki, żyletę, konfitury, chleb...)
Kiedy wracamy znad morza do domu, to skupiamy się na pracy i nadrabianiu zaległości. Znajdujemy też czas na randki. Kolację gdzieś "na mieście" czy wyjście do kina (po ponad roku niechodzenia - uczciliśmy powrót do kina nowym, wyczekanym Bondem). Włócząc się po centrum trafiliśmy do maleńkiej knajpki MISS BANH MI. Banh mi to wietnamskie kanapki, które uwielbiam, ale nie trafiam zbyt często, na takie, które wynoszą mnie na wyżyny szczęścia. Jak nadzienie jest dobre, to bagietka jest nieodpowiednia albo odwrotnie. Dobra bułka do banh mi musi mieć cienką chrupiącą skórkę i miękkie nadzienie. Francuskie bagietki nie sprawdzą się. W Miss Banh mi pieczone są codziennie rano z dodatkiem mąki ryżowej i są pyszne. Znajdziecie tam wersje mięsne i wegetariańskie tych kanapek.
Mam wrażenie, że jesienią jemy więcej lodów niż latem. Mamy swoje ulubione lodziarnie, ale zawsze dobrze odkryć coś nowego. Do lodziarni "NA KOŃCU TĘCZY" wybieraliśmy się już wiele razy, ale albo była długa kolejka albo było za zimno albo mieliśmy już pełne brzuchy. Teraz w październiku nam się udało. Lody stamtąd są pyszne. Duże porcje (80 g - 1 porcja - 5zł), najlepsze składniki i bogaty wybór smaków. Są smaki stałe i sezonowe. Potrafią zmieniać się codziennie. Jedliśmy słony karmel, pistacjowe, waniliowe i truskawkę z szampanem.
Na koniec październikowych wspomnień chcę Wam jeszcze powiedzieć o ostatnich dwóch odkryciach, które z przyjemnością Wam polecam. Uwielbiam dobry chleb i jestem wstanie pojechać po niego na drugi koniec miasta. Mam to szczęście, że mam w sąsiedztwie (bliższym i dalszym) jedne z najlepszych piekarni rzemieślniczych w Warszawie, ale lubię też spróbować czegoś nowego. "BĘDZIE DOBRZE" to nowo otwarta piekarnia na warszawskim Mokotowie. Prowadzi ją para Daga i Boris i... mam nadzieję, że będą prowadzić ją BARDZO długo. Ich wypieki są rewelacyjne. Chleb niedzielny i żytni to jest mistrzostwo świata, a brownie z dodatkiem zakwasu zasługuje na nagrodę. Więcej o piekarni napiszę Wam wkrótce w poście o warszawskim piekarniach, a tymczasem... lećcie po chleb na Mokotów.
Wracając do domu na rowerze z piekarni (po emocjach związanych z wyciąganiem mnie z rowerem z windy przez pogotowie dźwigowe ;-)) trafiłam do nowego sklepu z przyprawami i azjatyckimi produktami "SKŁADNIKI". Uwielbiam orientalne kuchnie, uwielbiam przyprawy i uwielbiam gotowanie, więc ten sklep to dla mnie raj. Wielki wybór produktów produktów (samego sosu rybnego jest kilka rodzajów w tym islandzki) to wielki atut, ale to co mnie zachwyciło i co wyróżnia ten sklep to możliwość zakupu przypraw i różnych odmian ryżu na wagę. Produktów tak sprzedawanych będzie tam więcej. Uważam , że ta forma sprzedaży jest świetna, bo czasami jakiegoś egzotycznego składnika potrzebujemy mało, a nie 100 gramowego opakowania. I powiem Wam w sekrecie: można tak kupić na wagę ziarno tonka.
Na koniec trochę niekulinarnie.
Jesień to cudowna pora jeżeli chodzi o ubiór. Miękkie swetry, wełniane płaszcze, lekkie puchowe kurtki, szale i czapki to te części garderoby, które uwielbiam. Wiem co lubię i w czym jest mi dobrze. Moja baza kolorów jest prosta i krótka. Dzięki temu mogę łączyć rzeczy tworząc wiele zestawów. Moje kolory są klasyczne: beżowy, szary, biały, granatowy, czarny, camel i... taupe. O tym kolorze chcę Wam powiedzieć kilka słów. To taka nieoczywista barwa. Taupe to połączenie beżu, brązu i szarości. Ze względu na domieszkę tego ostatniego koloru, barwa ta nie jest ani ciepła, ani zimna. W zależności od rodzaju światła, będzie prezentować się nieco inaczej.
Taupe świetnie łączy się z bielem, granatem, czarnym czy burgundem. Total look w tym kolorze wygląda pięknie. Jasne odcienie teoretycznie lepiej pasują blondynkom, a ciemne szatynkom, ale według mnie blondynka w ciemnym swetrze w odcieniu taupe wygląda świetnie.
Ten kolor wygląda bardzo szlachetnie na ubraniach, ale też we wnętrzach. Nasza nowa sypialnia to połączenie bieli ścian, dodatków w kolorze taupe i dość ciemnego drewna. Len delikatnych, przezroczystych firanek, aksamit zasłon i wezgłowia, wełna koców tworzą przytulną kompozycję tkanin i faktur, które się dobrze uzupełniają.
Do tego koloru miałam słabość od dawna. Czasami znajduję jakieś swoje stare ubrania i z przyjemnością patrzę na moje wcześniejsze wybory ;-)
Nasz kot, który kiedyś miał odcień szaro srebrzysty, teraz nabrał barw taupe. Może dlatego tak lubi spać na naszym łóżku, bo idealnie komponuje się kolorystycznie;-)
Rozpisałam się :-)
Udało Wam się dotrwać do końca ? :-)
Jeszcze przed Wami duuuużo zdjęć:-)
A jesień mamy piękną. Przynajmniej październik.
Zobaczymy co przyniesie listopad.
FOLWARK JACKOWO
Jackowo 2,
84-210 Choczewo
84-210 Choczewo
RESTAURACJA EWA ZAPRASZA
ul. Morska 49, Sasino
MŁYN POD MARIASZKIEM
Idzbarski Młyn 2
14-100 Idzbark
przy starej trasie E-7
PIZZERIA WŁOSZCZYZNA GARNIZON
ul. Słonimskiego 6, Gdańsk
MARMOLADA, CHLEB I KAWA
Słonimskiego 5, Gdańsk
SKŁAD WINA I LAWENDY
ul. C.K. Norwida 17, Gdańsk
SKŁADNIKI - SKLEP AZJATYCKI
ul. Andersa 31, Warszawa
PIEKARNIA RZEMIEŚLNICZA "BĘDZIE DOBRZE"
ul. Puławska 23/25, Warszawa
MISS BANH MI
ul. Lwowska 9, Warszawa
LODZIARNIA NA KOŃCU TĘCZY
aleja Wyzwolenia 15, Warszawa
1. ulubione samotne drzewo tuż przed deszczem // 2, 3 stare, drewniane rybackie łodzie ciągle w użyciu // 4. drzewo zmienia kolor jesiennie, ale nasadzenia wokół wyglądają wiosennie |
W KTÓRĄ STRONĘ IDZIEMY DZISIAJ NA SPACER? 1, 2. spacer na wschód oznacza łodzie rybackie // 3, 4. spacer na zachód oznacza rzekę Piaśnicę i puste plaże |
FOLWARK JACKOWO 1. starodrzew w pałacowym parku // 2. pałac w trakcie remontu // 3. wybarwiony jesiennie bluszcz i stare okna - uwielbiam // 4. przeszklona weranda w starym pałacu z widokiem na park |
MŁYN POD MARIASZKIEM 1. wnętrze młyna - część restauracyjna // 2. woda i stare kamienie // 3. jesienny bluszcz i cegły // 4. wchodzimy |
RESTAURACJA EWA ZAPRASZA 1. kochanie pojedźmy do Médoc // 2. kaczkę potrafią tutaj przyrządzić // 3. to co dzisiaj zjemy? // 4. dawno już tak mi beza nie smakowała |
1. nocny spacer po Gdańsku // 2. tost francuski z kurkami na śniadanie // 3. lubię sobie wyobrażać jak mieszka się w takiej kamienicy // 4. słodkości w Błogo w Słonym Spichlerzu/Gdańsk |
SKŁAD WINA I LAWENDY 1. miód lawendowy // 2. to ile kupujemy? // 3. wejdziemy do środka i zobaczymy? // 4. jesień to idealny sezon na czerwone |
SŁODKI PAŹDZIERNIK 1,2. ciasto ze śliwkami i migdałami // 3. ciasto bananowo czekoladowe // 3. sernik czekoladowy z mascarpone |
1. buty Flattered // 2. bluza H&M // 3. torebka Polène Paris // 4. sweter kaszmirowo wełniany Arket |
1. wzornik kolorów Pantone // szal wełniano kaszmirowy Filippa K. // 3. plecak Rains // 4. szal i płaszcz 12 Storrez |
1. jedwabna koszulka Intimissimi // 2. kurtka H&M // 3. wełniana torba Massimo Dutti // 4. kanapa SF MEBLE |
wzornik Pantone koloru taupe |
1. Massimo Dutti // 2. wełniany płaszcz Arket // torebka na ramię i do ręki Flattered // 4. czapka kaszmirowa Bonpoint |
WARSZAWSKA JESIEŃ 1. to niebo zachwyca // 2. w drodze - z chlebem w koszyku // 3. w drodze - na randkę // 4. w drodze - po chleb |
1. jest zimno, ale pięknie // 2. ten widok, kiedy rano lecisz przywitać się z morzem // 3. na zapieksy z pieczarkami nas naszło // 4. uwielbiam fotografować chmury |
WARSZAWSKA JESIEŃ 1., 3., 4. złociste liście i słońce // 2. resztki rajskich jabłuszek na drzewie na mojej ulicy |
1. ulubiona ostatnio czarna torebka - Arket // 2. odstawiam cię tylko na chwilę // 3. obrośnięte mury i okna - uwielbiam // 4. może czas znowu pojeździć konno |
1., 2., 3., 4., cisza przed burzą |
CZARNO BIAŁE 1., 2., 3., 4., w obiektywie męża |
1, 2, 3 rzeka Piaśnica // 4. śniadania jadamy najchętniej na tarasie |
1,2,3,4 Pizzeria Włoszczyzna Gdańsk Garnizon |
ULUBIEŃCY PAŹDZIERNIKA 1. sweter Massimo Dutti // 2. sweter Arket // 3. torebka na ramię Sandqvist //4. cienie Chanel 266 tissé essentiel |
Dzięki za różne inspiracje. Przypomniałam sobie, że skończył nam się miód lawendowy. W Polsce nie jest go tak łatwo znaleźć, to najczęściej miody aromatyzowane lawendą. Jeśli ten jest faktycznie lawendowy, to chętnie sobie ściągnę. Zwłaszcza że i wina ciekawe. Czy możesz napisać coś więcej o tym miodzie?
OdpowiedzUsuńWspaniały wpis, jak miło przeczytać coś takiego.
OdpowiedzUsuń