Trzy przepisy na pesto i toskańskie rozmyślania piknikowe.
aa
Początek miesiąca spędziłam w regionie Chianti w Toskanii. Pogoda mimo zmienności, sprzyjała posiłkom na dworze. Śniadaniom na tarasach, lunchom na dziedzińcach, degustacjom win na obrzeżach winnic i kolacjom przy otwartych oknach. I kiedy tak delektowałam się toskańskimi specjałami przy wietrze targającym obrusami, zaczęłam rozmyślać nad wiosennymi piknikami. Mam słabość do weekendowych wyjazdów z koszykami pełnymi wiktuałów, do posiłków jedzonych w mieście w parku i przerw w podróży spędzanych na kocu w jakimś uroczym miejscu. O moich patentach piknikowych pisałam nieraz, więc nie będę się już powtarzać. Muszę się natomiast przyznać, że patrzę na różne miejsca pod kątem możliwości piknikowych. Mam wręcz w głowie listę krajów i regionów, które szczególnie sprzyjają takim formom odpoczynku i posiłków. Tak samo patrzyłam na Toskanię. Zapełnienie tam koszy piknikowych to sama przyjemność. Odwiedziny na targu, w winnicy, w małym sklepiku z lokalnymi specjałami, w piekarni sprzyjają zebraniu wiktuałów. Potem wystarczy znaleźć miejsce. A pięknych miejsc jest w Toskanii mnóstwo. Szczerze mówiąc nie ma tam miejsc brzydkich. Widoki jak z pocztówki to typowe toskańskie krajobrazy. Wzgórza, stare miasteczka, pałace i wille na wzniesieniach, wijące się drogi, hektary winnic i gajów oliwnych, cyprysy i mnóstwo lasów. Architektura, także ta współczesna, jest spójna z krajobrazem i starymi budynkami. Szyldy na sklepach i restauracjach komponują się z otoczeniem. Brak bilbordów i tablic reklamowych to niby nic niezwykłego, ale z przyjemnością przebywa się w takim otoczeniu.
Obrzeża winnic, gaje oliwne i zagajniki to idealne miejsca na pikniki. Jeżeli je wybierzecie pamiętajcie o jednym. Kiedy zobaczycie w pobliżu dom, udajcie się tam, żeby spytać o zgodę na rozłożenie się na danym terenie. Wszystkie te miejsca to czyjaś własność i dobrze uzyskać zgodę. Będzie to dobrze widziane, a często dostaniecie jeszcze kawałek sera czy ciasta. Rozmawiałam o piknikowaniu w Chianti z mieszkańcami tego regionu i od nich dostałam te rady.
Dzisiaj mam dla Was trzy przepisy na pesto. Przyznam się, że mam pewien problem z nazywaniem tych past w ten sposób, bo dla mnie pesto to jest jednak tylko to klasyczne bazyliowe z Ligurii. Zostawmy jednak nazewnictwo. Najważniejszy jest smak. Każda z past ma w sobie inny dodatek orzechów i sera. Te przepisy można potraktować jako bazę, jako wyjście do własnych pomysłów. Zamiast orzechów można użyć też pestek słonecznika lub dyni. Zamienić oliwę na olej z awokado, orzechowy...
A do czego używać tych past? Wspaniale smakują z grilowanymi warzywami lub mięsem, jako dodatek do grzanki. Foccacia z tymi pastami stanowi świetną przekąskę.
Trzeba przechowywać je w lodówce i wyjąć na 1 godzinę przed podaniem.
Początek miesiąca spędziłam w regionie Chianti w Toskanii. Pogoda mimo zmienności, sprzyjała posiłkom na dworze. Śniadaniom na tarasach, lunchom na dziedzińcach, degustacjom win na obrzeżach winnic i kolacjom przy otwartych oknach. I kiedy tak delektowałam się toskańskimi specjałami przy wietrze targającym obrusami, zaczęłam rozmyślać nad wiosennymi piknikami. Mam słabość do weekendowych wyjazdów z koszykami pełnymi wiktuałów, do posiłków jedzonych w mieście w parku i przerw w podróży spędzanych na kocu w jakimś uroczym miejscu. O moich patentach piknikowych pisałam nieraz, więc nie będę się już powtarzać. Muszę się natomiast przyznać, że patrzę na różne miejsca pod kątem możliwości piknikowych. Mam wręcz w głowie listę krajów i regionów, które szczególnie sprzyjają takim formom odpoczynku i posiłków. Tak samo patrzyłam na Toskanię. Zapełnienie tam koszy piknikowych to sama przyjemność. Odwiedziny na targu, w winnicy, w małym sklepiku z lokalnymi specjałami, w piekarni sprzyjają zebraniu wiktuałów. Potem wystarczy znaleźć miejsce. A pięknych miejsc jest w Toskanii mnóstwo. Szczerze mówiąc nie ma tam miejsc brzydkich. Widoki jak z pocztówki to typowe toskańskie krajobrazy. Wzgórza, stare miasteczka, pałace i wille na wzniesieniach, wijące się drogi, hektary winnic i gajów oliwnych, cyprysy i mnóstwo lasów. Architektura, także ta współczesna, jest spójna z krajobrazem i starymi budynkami. Szyldy na sklepach i restauracjach komponują się z otoczeniem. Brak bilbordów i tablic reklamowych to niby nic niezwykłego, ale z przyjemnością przebywa się w takim otoczeniu.
Obrzeża winnic, gaje oliwne i zagajniki to idealne miejsca na pikniki. Jeżeli je wybierzecie pamiętajcie o jednym. Kiedy zobaczycie w pobliżu dom, udajcie się tam, żeby spytać o zgodę na rozłożenie się na danym terenie. Wszystkie te miejsca to czyjaś własność i dobrze uzyskać zgodę. Będzie to dobrze widziane, a często dostaniecie jeszcze kawałek sera czy ciasta. Rozmawiałam o piknikowaniu w Chianti z mieszkańcami tego regionu i od nich dostałam te rady.
Dzisiaj mam dla Was trzy przepisy na pesto. Przyznam się, że mam pewien problem z nazywaniem tych past w ten sposób, bo dla mnie pesto to jest jednak tylko to klasyczne bazyliowe z Ligurii. Zostawmy jednak nazewnictwo. Najważniejszy jest smak. Każda z past ma w sobie inny dodatek orzechów i sera. Te przepisy można potraktować jako bazę, jako wyjście do własnych pomysłów. Zamiast orzechów można użyć też pestek słonecznika lub dyni. Zamienić oliwę na olej z awokado, orzechowy...
A do czego używać tych past? Wspaniale smakują z grilowanymi warzywami lub mięsem, jako dodatek do grzanki. Foccacia z tymi pastami stanowi świetną przekąskę.
Trzeba przechowywać je w lodówce i wyjąć na 1 godzinę przed podaniem.
Pesto z kolendry i pistacji
liście i łodyżki z jednej dużej doniczki kolendry
1 ząbek czosnku
100 ml oliwy z oliwek
50 g wyłuskanych pistacji
50 g startego sera Manchego (może być też parmezan, pecorino lub grana padano)
35 ml soku z limonki
sól i pieprz do smaku
Do miski malaksera włożyć wszystkie składniki i zmiksować na pastę. Doprawić solą i pieprzem do smaku. Przełożyć do słoiczka. Wierzch zalać oliwą. Pesto można również utrzeć w moździerzu. Przechowywać w lodówce do 1 tygodnia.
Pesto z papryki i orzeszków pinii
2 papryki (opieczone na grillu lub gazie, pozbawione skóry i gniazd nasiennych)
2 ząbki czosnku
30 g suszonych pomidorów
1 łyżeczka suszonej papryczki chilli
50 ml oliwy z oliwek
30 g orzeszków pinii
40 g świeżo startego sera pecorino
2 łyżki soku z cytryny
sól do smaku
Do miski malaksera
włożyć wszystkie składniki i zmiksować na pastę. Doprawić solą do smaku. Przełożyć do słoiczka. Wierzch zalać oliwą. Pesto można również utrzeć w moździerzu. Przechowywać w lodówce do 4 dni.
Pesto z bazylii i orzechów laskowych
30 g prażonych orzechów laskowych*
60 g liści bazylii
100 ml oliwy z oliwek
40 g świeżo startego parmezanu
35 ml soku z cytryny
sól i pieprz do smaku
Do
miski malaksera
włożyć wszystkie składniki i zmiksować na pastę. Doprawić solą i
pieprzem do smaku. Przełożyć do słoiczka. Wierzch zalać oliwą. Pesto
można również utrzeć w moździerzu. Przechowywać w lodówce do 1 tygodnia.
Orzechy
wykładam na blachę i wstawiam do piekarnika nagrzanego do 200 stopni C
na 5 minut. Po tym czasie w ściereczce ocieram ze skórki.
Przepisy Harry Eastwood z książki "A salad for all seasons".
rewelacyjne pasty! dla mnie najlepsze są do pełnoziarnistego makaronu :]
OdpowiedzUsuńuwielbiam!
Z makaronami rzeczywiście są pyszne. Dobrze mieć w lodówce takie pasty, bo wystarczy chwila, żeby zrobić szybko coś dobrego. Mój syn lubi kanapki do szkoły "z czymś" i chlebem posmarowanym taką pastą.
UsuńPychota, skorzystam na bank:)
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo.
UsuńTwój blog jest MEGA inspirujący :)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że tak myślisz. Dziękuję.
UsuńWyglądają mega smakowicie- pesto mogłabym jeść w każdej postaci. Zrobiliśmy kiedyś jarmużowo-słonecznikowe pesto z serem Bursztyn, od tego czasu wierzę we wszelkie eksperymenty z pesto:)
OdpowiedzUsuńJa właśnie dodałam jedną z tych past do domowego makaronu z dodatkiem pancetty i szparagów. Wyszło błyskawiczne, pyszne danie. Jarmuż jest pyszny, szkoda, że musimy trochę na niego poczekać. Podoba mi się ten Twój dodatek sera Bursztyn. Muszę spróbować.
UsuńUwielbiam pesto (to tradycyjne), zapach bazylii to zapach lata!. W zimie robie pesto z zielonej pietruszki, a Twoje propozycje zapisuje, na pewno to wyprobowania na jakims "babskim lunchu", pozdrawiam! Zdjecia..... takie toskanskie, cudne!
OdpowiedzUsuńMuszę wypróbować Twoją wersję z natką, bo brzmi bardzo ciekawie. Pozdrawiam serdecznie.
Usuńależ smakowicie! ostatnio wszędzie mi mało smaku a u ciebie aż potrójnie smakowicie :) dzięki :)
OdpowiedzUsuńBardzo się z tego cieszę. Miło mi bardzo. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńZa każdy dałabym się pokroić;-)
OdpowiedzUsuńTo dla Ciebie tylko jedno pesto, żeby coś z Ciebie zostało ;)
UsuńLo, coż za piękne widoki, zazdroszczę, bo tęsknię straszliwie za Italią... ach...
OdpowiedzUsuńPesto - w każdym wydaniu mi się podoba i jestem pewna,że by mi posmakowało.:)
Cieszę się bardzo, że Ci się spodobały. Ja zachwycałam się nimi na każdym kroku. To wspaniałe uczucie widzieć piękno na każdym kroku.
Usuń