Prosto i aromatycznie. Pesto z lubczyku.
Walentynki nie są świętem, które mają dla mnie szczególne znaczenia. Ominęło mnie oglądanie czerwono różowych ozdób na sklepowych wystawach. Byliśmy ostatnio na nartach, a tam walentynkowe ozdoby były praktycznie niewidoczne. Po powrocie nie miałam ani czasu, ani potrzeby na chodzenie po sklepach. Walentynkowy dzień był jednak niezwykły. O świcie zadzwonił mąż, który jest setki kilometrów od domu i powiedział: "złota kaczka". Jeszcze ciężko myślałam, bo akurat tego dnia ekspres zażyczył sobie gruntownego czyszczenia. Przez dwadzieścia minut syczał i prychał, lała się z jego dysz woda i buchała para. Bez kawy ciężko mi zacząć dzień, więc półprzytomna trwałam, aż skończy. Hasło "złota kaczka" nic mi nie mówiło. Mózg zaczął ciężko pracować i wiódł mnie raczej ku hasłom typowym dla krzyżówek z "Przekroju". To była błędna droga. Męska "złota kaczka" to drewniana kaczka z delikatnymi złotymi wykończeniami, która stoi u nas od niepamiętnych czasów na najwyższej półce. Za nią czekał na mnie cudowny prezent - niespodzianka od męża. Po chwili ekspres był gotowy do pracy i mogłam zacząć proces budzenia ciała i umysłu. Tak pięknie rozpoczęty dzień miał piękny ciąg dalszy. Po powrocie z pracy czekały na mnie dwie przesyłki - niespodzianki. Książka od Mimi, na którą niecierpliwie czekałam i do której mam bardzo osobisty stosunek. I wielka paczka od Teściowej pełna cudownych prezentów dla wszystkich. Założyłam nowy sweter, owinęłam się kocem i w towarzystwie filiżanki popołudniowego espresso i norweskiego kota oddałam się poznawaniu jesienno zimowych klimatów Mimi i Sebastiana. Ukojona atmosferą prawie zasnęłam, a wtedy obudził mnie dzwonek do furtki. Za nią stał kurier z torbą pełną ziół. Znalazłam tam też przepis na lubczykowe pesto. Miałam wszystkie składniki i dobry chleb, więc wzięłam się za przygotowanie. Ten przepis był dla mnie inspiracją, bo zmieniłam trochę proporcje i składniki. Lubię bardzo smak lubczyku, a więc bardzo smakowało mi to nietypowe pesto. Dodam je też do dzisiejszej zupy dyniowej. Myślę, że będzie też świetnie smakować z kawałkiem pieczonej ryby, na grzance z kozim twarożkiem, z zupą ziemniaczaną...
Dobrego weekendu Wam życzę.
Pesto lubczykowe
liście z jednego krzaczka lubczyku (jedna doniczka)
2 ząbki czosnku (wyciśnięte przez praskę lub starte)
25 g orzeszków pinii
50 g pestek ze słonecznika
1 łyżka octu balsamicznego
5 łyżek oliwy z oliwek
1 łyżka oleju z pestek dyni
3 łyżki (10 g) świeżo startego parmezanu
2 szczypty soli
2 połówki suszonego pomidora (pokrojone w małe kawałeczki)
Posiekać dość grubo liście lubczyku. Na patelni podgrzać 1 łyżkę oliwy z oliwek i dodać połowę lubczyku. Podsmażać przez około 30 sekund cały czas mieszając. Dodać czosnek i ocet balsamiczny. Podgrzewać mieszając kolejne 30 sekund. Zdjąć z ognia. Na patelni podprażyć orzeszki pinii i ziarna słonecznika. Utrzeć je dość grubo w moździerzu lub zmiksować malakserem. Do utartych nasion dodać sól, resztę oliwy z oliwek, olej z dyni, parmezan, suszone pomidory i resztę listków lubczyku. Całość wymieszać i odstawić na kilka godzin, żeby wszystkie smaki "przegryzły" się.
Inspiracją był dla mnie przepis na lubczykowe pesto firmy Swedeponic.
Kochana! też nad tym pesto dumałam :) ciekawe czy kurier był najpierw u Ciebie, czy u mnie, taki zmarznięty mi się wydał... Ja zaklęłam lubczyk w zupę-krem z batatów i lubczyku na mleku kokosowym, a pesto czeka na swoją kolej :) piękne zdjęcia, jak zawsze. Dobrego weekendu Lo!
OdpowiedzUsuńChyba u mnie był na końcu. Późno już było. Podoba mi się to Twoje połączenie lubczyku z mlekiem kokosowym. Pesto jak widzisz przerobiłam trochę. Fajne wyszło. Buziaki wielkie za te zdjęcia. Wypoczywaj i pięknych chwil weekendowych Ci życzę.
UsuńŚwietne zdjecia :)
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuję. Bardzo mnie cieszą Twoje słowa.
UsuńJej, jakie cudowne zdjęcia! Aż ślinka cieknie <3 Na pewno będę tutaj zaglądać :)
OdpowiedzUsuńSandra bardzo dziękuję. Cieszę się, że Ci się podobają. Czekam w takim razie na Twój powrót.
UsuńAle dzień, Lolinka...! Cieszyć się razem z Tobą tylko:)
OdpowiedzUsuńA lubczykowe pesto w smaku zagadką mi jest:)
U mnie książka lada dzień - może pojutrze...:), ale radość, prawda?
Że tez się nie spotkałyśmy na tych nartach..., a może to Ty na mnie najechałaś...;)
Uściski, Lolinka!
Będziesz miała BARDZO dużo przyjemności z książki. Ja miałam mnóstwo. Nie, to nie ja na Ciebie najechałam. W tym roku nikt nie cierpiał przeze mnie, ani ja przez nikogo. A może to Ty popsułaś mojego męża. Teraz ma na lewej dłoni gips, na prawej temblak. Fajnie wygląda! Uściski weekenowe. A może w przyszłym roku spotkamy się na nartach?
Usuń:)
UsuńNie, nie, dzięki Bogu nie zderzyłam się z żadnym Panem Mężem, jedynie z żołnierzykiem(chyba), bo całe stadko takich zielonych uczyło się jeździć..., ale to on na mnie wjechał - otrzepał się i pojechał dalej:). Oj, jak szkoda, że Mężu Pan zagipsowany... Zdrowia mu ode mnie życz!
O przyszłym roku możemy razem pomyśleć, czemu nie...:):):):)
Fajne takie stadko. Ja najbardziej lubię stadko carabinieri, które zjeżdża na zakonczenie dnia i pogania spóźnialskich. Mąż dzielny i (tak nietypowo wygląda). Fajnie by było się spotkać tak daleko. Uściski.
UsuńLubczykowe pesto - tak idealnie w walentynkowe klimaty :)
OdpowiedzUsuńPrzepiękna główna fotografia na Twoim blogu ... nie mogłam oderwać oczu ... kocham góry ...
Pozdrawiam...
Cieszę się, że ci się podoba. Góry są niesamowite. Ich wygląd tak się zmienia w zależności od pory dnia, pogody... Światło w górach nadaje im niesamowitego klimatu. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńWidze,że na wstepie nowe zdjecie. Cóż za majestatyczne góry.Ciarki po plecach przechodzą. Lubczykowe pesto brzmi i wyglada pysznie.
OdpowiedzUsuńTrochę zimowych klimatów na koniec zimy. Świątecznym ciastom powiedziałam dość. A góry są piękne zawsze.
UsuńPesto wspaniałe, ale ten nagłówek! Ach Lo, jest przepiękny!
OdpowiedzUsuńKocham góry, cudowne!
Majana, cieszę się bardzo, że Ci się podoba. Początkowo miałam trochę wątpliwości czy tu pasuje.
UsuńNIezwykły dzień....Złota kaczka mnie uwiodła.....
OdpowiedzUsuńNie czułaś atmosfery Walentynek a przyrządziłaś najbardziej walentynkowa potrawę z możliwych. Afrodyzjak numer 1!!!
ps. Porchetta genialna:)
Czasami tak mam. Niektóre rzeczy dzieją się niezależnie ode mnie i wychodzi z tego coś wspaniałego dla mnie. I tak swoją drogą cieszę się bardzo, że porchetta Ci zasmakowała. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńFantastyczne, chyba kupię świeży lubczyk i zrobię sobie takie aromatyczne pesto. Polecam też rukolowe!
OdpowiedzUsuńLubczykowe to fajna odmiana w stosunku do typowych smaków pesto. A rukolowe jest pyszne. Bardzo je lubię.
Usuń