Jesienny deser i poznańskie migawki
W połowie tygodnia padł nam domowy internet. W piątek zadzwonił serwisant z pytaniem, "czy wieczorem ktoś będzie na lokalu", a ponieważ "byliśmy na lokalu" znowu mogę dzielić się z Wami przepisami. Ta przymusowa przerwa nie była taka zła. Miałam więcej czasu na nadrobienie zaległości, przeczytanie kolejnej książki, celebrowanie chwil...
W zeszłym tygodniu spędziłam dwa dni w Poznaniu. Co tam robiłam opiszę wkrótce. Dzisiaj trochę zdjęć z tej wyprawy. Miałam kilka godzin na włóczenie się po mieście. Mimo deszczu to był uroczy spacer. Poznań ma tyle pięknych miejsc. Na każdym kroku można znaleźć urocze kafejki, zachęcające restauracje, piękne uliczki. Przebudowa miasta trochę utrudnia poruszanie się komunikacją miejską lub samochodem, ale i tak najlepiej po centrum poruszać się pieszo.
Jednym z miejsc, które odkryłam w czasie tej podróży było PIECE OF CAKE. Pyszne grilowane kanapki (z intrygującymi dodatkami) na świeżo wypiekanym chlebie, wybór słodkich, domowych tart, świetna kawa i herbata, fajny wystrój wnętrza, uroczy ogródek na dziedzińcu, ciekawy wybór gazet i książek... i przeurocza obsługa... Potrzebujecie więcej na zachętę? Można tam spędzić dużo czasu wśród pięknych zapachów ciast, które co jakiś czas wyjmowane są z pieca. Mnie zachwyciła tarta malinowa z mascarpone i tarta boscoop czyli dwie warstwy cieniutkiego, kruchego ciasta na mące orkiszowej (oczywiście bez dodatku proszku do pieczenia) i warstwa kwaskowatych jabłek odmiany boscoop. Po zjedzeniu kawałka uzmysłowiłam sobie Ile czasu nie jadłam tych jabłek i jak je lubię. Wróciłam do domu, poleciałam na targ i kupiłam boscoopy. Co z tego wyszło możecie już zobaczyć.
Kwaskowata warstwa jabłek doprawionych cynamonem, brązowym cukrem muscovado i wanilią, a na niej warstwa zapieczonego kremu waniliowego doprawionego kardamonem. Pyszne jesienne smaki. Wierzch można również posypać cukrem i skarmelizować go jak w kremie brûlée. Z poniższego przepisu wychodzi trochę więcej musu, niż potrzebne jest do deseru. Nadmiar można wykorzystać do naleśników, jako dodatek do jogurtu naturalnego... lub zjeść sam.
Ostatnio byłam w Poznaniu wiosną, teraz jesienią. Przede mną (mam nadzieję) odkrywanie zimowych uroków Poznania.
PIECE OF CAKE
ul. Żydowska 29
Poznań
Mus jabłkowy zapiekany pod kremem waniliowym
Petits pots de créme flavored with cardamon and vanilla
mus jabłkowy
3 jabłka* (obrane, bez gniazd nasiennych i pokrojone w 1 cm kostkę)
2 łyżki jasnego cukru trzcinowego (lub zwykłego)
1 łyżka jasnego Muscovado
starta skórka i sok z 1/2 cytryny
1/2 laski wanilii (rozciętej)
1/2 laski cynamonu
1/4 szklanki (60 ml) wody
krem
2 1/3 szklanki (550 ml) mleka
1 laska wanilii (rozcięta)
4 ziarna kardamonu (zmiażdżone)
1/2 laski cynamonu
1 duże jajko
3 żółtka
1/4 szklanki (50 g) jasnego cukru trzcinowego (lub zwykłego)
Mus: wszystkie składniki wymieszać w rondelku. Całość podgrzewać na małym ogniu przez 25 minut lub do chwili, kiedy jabłka staną się miękkie. Mieszać od czasu do czasu w trakcie gotowania. Wyjąć cynamon i wanilię. Zmiksować i wystudzić.
W garnku zagotować mleko z wanilią, cynamonem i kardamonem. Zdjąć z ognia i pozostawić na 30 minut do naciągnięcia aromatów. Przecedzić. W misce zmiksować jajko i żółtka z cukrem. Dodać mleko i wymieszać. Zdjąć powstałą na wierzchu pianę. Nagrzać piekarnik do 160 stopni C. Do sześciu słoiczków o pojemności około 170 ml nałożyć po 1 czubatej łyżce musu. Na wierzch wlać masę jajeczno mleczną. Słoiczki wstawić do głębokiej foremki. Całość wstawić do piekarnika. Do foremki wlać gorącą wodę do połowy wysokości słoiczków. Piec w kąpieli wodnej około 45-50 minut. Ostrożnie wyjąć z foremki słoiczki z gotowym kremem. Pozostawić do wystudzenia. Wierzch słoiczków przykryć folią spożywczą. Wstawić do lodówki i schładzać przez kilka godzin. Deser można przechowywać w lodówce do czterech dni.
*użyłam dwóch jabłek odmiany boscoop i jednego golden delicious.
Przepis Béatrice Peltre z książki "La tartine gourmande".
Pięknie wygląda i na pewno zrobię :)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę. Czekam na wieści po zrobieniu. Pozdrawiam.
UsuńZdjęcia piękne. Mam pytanie : dlaczego tytuł w połowie francuski, w połowie angielski ?
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa o zdjęciach. Autorka książki jest Francuzką, mieszka w Bostonie i napisała książkę po angielsku. Zawsze pisząc przepis podaję źródło i oryginalną nazwę potrawy z książki, a w książce tak właśnie jest napisane...
Usuńmam sentyment do Poznania, nawet w przedziwnych latach 80tych był kolorowy i pełen knajpek. przemieszkałam tam cały letni miesiąc na studenckiej praktyce. pamiętam z tego czasu ciastko 'brzdąc', które się kupowało w pewnej cukierni, której ? nie pamiętam :/ wyglądało trochę jak Twój deser, tez było ciemno-jasne ale chyba nie jabłkowe.
OdpowiedzUsuńchętnie bym pospacerowała po Poznaniu po Twoich śladach :)
Ja bywałam w tamtych latach z rodzicami. Nie pamiętam prawie niczego. Jedyne wspomnienie to wysokie schody w Muzeum Narodowym i jak siedziałam tam na podłodze i coś rysowałam. Cały czas odkrywam Poznań i za każdym razem znajduję coś nowego. Zgłębię temat brzdąca, bo mnie zaciekawiłaś. Odpowiedziałam Ci na zaległe komentarze. Jeszcze raz pozdrawiam Was urodzinowo.
Usuńto ciastko to firmowy wyrób jednej cukierni, podobno receptura utrzymywana w ścisłej tajemnicy. domowe przepisy, które można znaleźć w necie to nie to samo.
Usuńnajlepiej spytać rodowitego poznaniaka czy i gdzie można to ciastko nabyć. dziękujemy za pamięć :)
Miałam zamiar popytać Poznaniaków, ale już jest odpowiedź.
Usuńzrobiłam Twój deser, dosmaczyłam po swojemu, będzie powtórka :)
UsuńCieszę się bardzo. Dziękuję za wiadomość.
UsuńWspaniały przepis, trochę kojarzy mi się z creme brule, zrobię z pewnością.W Poznaniu byłam tylko raz, w dodatku dawno temu, ale Twoje zdjęcia zachęcają mnie do ponownej wizyty;)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo. Ta górna warstwa rzeczywiście przypomina krem brûlée. Szczególnie jak posypie się wierzch cukrem i opali palnikiem. Jak zrobisz, daj znać. A na wyprawę do Poznania NAMAWIAM.
Usuńbrzdąc to ciastko w kształcie kostki, przekładane warstwy biszkoptu bitą śmietaną o smaku i kolorze kakaowo - czekoladowym, wierzchnia warstwa to właśnie bita śmietana, koniecznie w falisty deseń; musi być zimne! miło mi, że mój Poznań tak się Wam podoba, tylko dlaczego, jak się gdzieś mieszka, to się tego miejsca nie docenia?
OdpowiedzUsuńo tak, pamiętam, ze na wierzchu były fale :)
Usuńbo taka już paskudna ludzka natura, wszędzie dobrze gdzie nas nie ma ;)
pozdrawiam Poznaniankę i Poznań :)
dzięki! również pozdrawiam serdecznie:)chciałam odwiedzić bloga, ale nie udało mi się?
Usuńblog to już historia, tam tylko kurz i pajęczyny ;)
Usuńwłaściwie powinnam usunąć ale ponieważ nie lubię nic wyrzucać to i ten wirtualny śmieć ciągle się pałęta :)
Maju, jesteś WIELKA. Dziękuję za wyjaśnienia. Poznań jest dla mnie piękny i bardzo przyjazny dla turystów. Rzeczywiście łatwiej dostrzec nam piękno miejsca świeżym okiem - okiem turysty. Ja planuję wyruszyć w swoje miasto z aparatem. Ciekawa jestem co z tego wyjdzie. Pozdrawiam serdecznie.
Usuńdeser jest świetny , idealne połączenie smaków ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że zyskał Twoje uznanie. Pozdrawiam.
UsuńLubię Twoje wędrówki po Poznaniu,bo bardzo dawno tam nie byłam...
OdpowiedzUsuńA z dzieciństwa pamiętam poznańskie koziołki,oranżerię i rogale marcińskie.
Ten zapiekany mus bardzo do poznańskich klimatów pasuje.
Miłej niedzieli!
Amber, jedź do Poznania - koniecznie. Na przykład kiedy wszystko wiosennie zazieleni się, a ty będziesz mogła siąść na trawie z książką w parku Chopina. Potem wędrówki po kafejkach, restauracjach, galeriach... Uściski i dobrego tygodnia.
Usuńjestem zachwycona :)
OdpowiedzUsuńprzepiękne zdjęcia, fantastyczny deser :)
Paulina, serdecznie dziękuję. Bardzo mnie cieszą Twoje słowa.
UsuńPiękne zdjęcia, takie klimatyczne, doskonale dobrane kolorystycznie.
OdpowiedzUsuńA przepis jak zwykle bardzo zachęcający tylko dopisz proszę co dodajemy do kremu, 550 ml mleka? kremówki? ;)
Ale mi miło! Dziękuję Ci bardzo. Już poprawiłam. Dobrze, że jesteś czujna (i miło, że taka uważna). Pozdrawiam. Dobrego tygodnia.
UsuńPiękne kartki z podróży...i cudowne smaki zamknięte w słoiku :)
OdpowiedzUsuńŁadnie to nazwałaś - kartki z podróży. Muszę zapamiętać.
UsuńMi sie marzy Poznań odkąd pochłaniałam Jeżycjadę Musierowiczowej ale jakoś mi nie po drodze :( mam nadzieje, ze to się zmieni.
OdpowiedzUsuńA mus wygląda przecudnie! obawiam sie, że smakuje podobnie :)
I ja zaczytywałam się w ksiażkach Musierowicz. W czasie tej podróży pierwszy raz byłam dzielnicy Jeżyce, gdzie toczyły się losy bohaterów. Fajna dzielnica z klimatem. Życzę Ci tego Poznania. Warto.
UsuńPiękny ten mus :) uwielbiam Twoje zdjęcia.
OdpowiedzUsuńW Poznaniu byłam często będąc małą dziewczynką - wakacje u babci. Teraz, mimo, że blisko jakoś tam nie zaglądam - prędzej wybieram Wrocław, których kocham :)
Jutro za to będę w stolicy - może uchwycę coś ciekawego? ;) Ty uchwyciłaś cudne momenty w swojej wyprawie :)
Myślę, że uchwycisz bez problemu. Czasami łatwiej dostrzec piekno patrząc świeżym okiem. Długo będziesz w W-wie? Wrocław piękny, ale daleeeeki...
UsuńJuż wróciłam, niestety na starym mieście byłam późno - złe światło, mokro. Za to z ciekawością zajrzałam do Gesslerowego Bellini - miło, smacznie, przyjemnie, ładnie :). Uchwycone w pamięci.
UsuńA wielogodzinny powrót pociągiem tylko pomógł nadrobić czytelnicze zaległości ;)
Pozdrawiam ciepło z zachodniej części ;)
To Ty szybka jesteś. Pogoda rzeczywiście nie sprzyja ani zdjęciom, ani spacerom. Ja lubie podróże pociągiem własnie za to, że mam czas na czytanie bez wyrzutów sumienia. Pozdrawiam i odezwij się następnym razem, jak bedziesz wybierać się tu znów.
UsuńBo to wieeeesz, takie tam służbowe ;)
UsuńChętnie dam znać - dzięki! :)
I masz rację - czytać i czytać bez wyrzutów w tych naszych taborach ;)
nie znam tych jabłek i obawiam się, że na lubelskim rynku ich nie znajdę, deser brzmi i wygląda naprawdę zachęcająco, zapewne wypróbuję
OdpowiedzUsuńpozdrawiam gorąco i dziękuję za kolejną wędrówkę:)
Marta
Nie wiem jak na lubelskim rynku, ale na moim też nie wszędzie są. Najczęściej nazwa pisana jest boskop lub boscop. Mam nadzieje, że znajdziesz. W smaku trochę podobne do szarych renet ( w wyglądzie już nie). Pozdrawiam i cieszę się, że Ci się podobało.
UsuńWspaniałe zdjęcia! A mus musi być boski!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Majano serdecznie dziękuję i ściskam mocno.
UsuńLo, PoZnań jest MÓJ, bo tam studiowałam i jak będę duża.... to tam wrócę:).
OdpowiedzUsuńŁadne ujęcia:) Boscopy lubięż, a twój deser... szkoda, e dopiero dziś go zobaczyłam, ale jeszcze nic straconego:)
Nie dziwię się, że tam chcesz wrócić. Ja już też chcę. Zastanawiam się czy jest to związane z duzą ilością pozytywnych chwil jakie mnie tam spotkały, z ludźmi, których tam poznałam, z dobrymi emocjami jakie mi tam towarzyszyły. A co zrobisz bez morza?
UsuńLo, chciałabym..., ale jak to będzie... Dla mnie to tez były dobre chwile i ludzie, których chce pamiętać:).
UsuńBez morza dam radę. I tak mam je od święta, na co dzień chodzę do pracy...
Niech spełniają się Twoje marzenia.
Usuńpyszniasty deser Ci wyszedł, właśnie sobie uświadomiłam, że dawno nic jabłkowego nie robiłam. pozdrowienia z Poznania:)))
OdpowiedzUsuńDziękuję. Jak miło być pozdrowionym z tego pięknego miasta. A z jabłek korzystaj na całego. W końcu mamy pełnię sezonu i wielki wybór odmian. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńLo, uwielbiam Twoje przepisy! Zdjęcia i stylizacja wprost rzucają na kolana! Deser dzisiaj zrobiony! Rodzina zachwycona :) Baaardzo dziękuję! Mam nadzieję, że nie będziesz miała mi za złe jeśli pochwalę się nim na swoim blogu... Pzdr i do zobaczenia wkrótce Aniado
OdpowiedzUsuńPs. Wydaje mi się, że do przepisu wkradł się mały błąd. W instrukcji wykonania kremu nie jest podane kiedy dodać cukier. Ja dodałam go do jajek i razem ubiłam.
Kochana jesteś. Twoje słowa są jak balsam albo ziarno tonka. Urzekające. Chwal się chwal. Dla mnie to sama przyjemność. Oczywiście, że się zakradł błąd. Dziękuję za uwagę. Już poprawiłam. Pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję, że do zobaczenia wkrótce.
UsuńNo to zaraz się pochwalę :)
OdpowiedzUsuńPzdr Aniado
Ps. Szkoda, że Cię nie było na ostatnim spotkaniu :(
Było gwarno, smakowicie i bardzo wesoło!