Skandynawski pumpernikiel i lodowa(ta) opowieść.
Polska
Zima
Wybrzeże Bałtyku
Wpadłam pod lód. Tylko do pasa. Miałam 300 metrów do samochodu i 3 km do mieszkania z wanną i gorącą wodą. Było to i tak wystarczająco traumatyczne doświadczenie, żebym zapamiętała je do końca życia. Wcale nie byłam tak beztroska, żeby wchodzić na zamarznięte morze. Na plaży było tak dużo śniegu, że nie było widać granicy plaży i morza. W jednej chwili znalazłam się w lodowatej wodzie. Niby znałam w teorii zasady zachowania się w takiej sytuacji, ale w panice postąpiłam bezmyślnie. Wydostałam się na powierzchnię, stanęłam na nogi i znowu załamał się pode mną lód. Drugie podejście było zgodne z zasadami. Na płasko. Już się nie zbliżam do zamarzniętej wody. Oprócz sztucznych lodowisk.
Szwecja
Zima
Wybrzeże Bałtyku
Grupa dzieci ze szkolnej klasy szykuje się do zimowych ćwiczeń. Dzieci ubrane w ciepłe kurtki i śniegowe buty stoją zgromadzone wokół przerębla wyciętego przez ratownika. Każde z dzieci ma na szyi opaskę z gwizdkiem i dwoma gryfami, a każdy gryf zakończony jest kolcem. Dzięki nim, po wpadnięciu pod lód, można łatwo wydostać się na powierzchnię. Na sygnał ratownika dzieci w małych grupkach wskakują do przerębla i próbują same wydostać się na powierzchnię wbijając w lód wyciągnięte z opasek gryfy. Po wydostaniu się z lodowatej wody, pozostaje krótki bieg do furgonetki, która natychmiast odwieziezie dzieci do szkoły. Tam na nie czeka suche ubranie i gorący prysznic. Zdobyte doświadczenie pozwala oswoić się z tą niezwykłą sytuacją i utwierdzić w przekonaniu, że potrafią poradzić sobie w tak ekstremalnych warunkach.
Jak się dowiedziałam o tych szwedzkich praktykach to w pierwszej chwili byłam w szoku. Po chwili pomyślałam, że jednak nie jest to takie głupie. Zapytałam kilkoro Szwedów o te szkolne praktyki. Potwierdzili, że takie ćwiczenia odbywają się i że nikt (prawie nikt) nie wchodzi na lód bez opaski z gryfami.
Wyobrażacie sobie takie ćwiczenia w polskiej szkole?
A jak skandynawskie klimaty to i skandynawskie jedzenie. Duński pumpernikiel z dzisiejszego przepisu różni się w smaku i konsystencji od pumpernikla znanego z polskich sklepów. Jest lżejszy i delikatniejszy w konsystencji, inny jest też w smaku. Słodkawy i lekko korzenny (a ma tylko kminek). Świetnie komponuje się z kanapkami w skandynawskim stylu. Podałam go posmarowanego serkiem Philadelphia i obłożonego wędzonym łososiem, kaparami, czerwoną cebulą i koprem. Na wierzch kilka kropli cytryny.
Duński pumpernikiel
Rugbrød
2 szklanki żytnich płatków lub mąki żytniej z grubego przemiału (razowej) lub mieszanki obu
1 szklanka gorącej wody
25 g świeżych drożdży
1/2 szklanki ciepłej wody
1/2 szklanki ciemnego syropu kukurydzianego lub jasnej melasy (dałam pół na pół miodu i ciemnej melasy)
3 łyżki masła
2 łyżki kminku (dałam 1 łyżkę)
1 łyżeczka soli
3 1/2 - 4 szklanki mąki pszennej chlebowej (użyłam 3 1/2 szklanki)
do posmarowania
1 łyżeczka ciemnej melasy
1 łyżeczka gorącej wody
W dużej misce wymieszać płatki/mąkę razem z gorącą wodą. Odstawić do czasu, aż mieszanka osiągnie letnią temperaturę. W małej miseczce wymieszać drożdże z letnią wodą. Odstawić na 5 minut. Do miski z mieszanką mączną dodać melasę/syrop, rozpuszczone drożdże, sól, kminek i masło. Wymieszać. Dodać 3 1/2 szklanki mąki i zmiksować całość (końcówki haki) do uzyskania gładkiej dość lepkiej masy. Jeżeli masa jest bardzo rzadka dodać jeszcze mąki i ponownie zmiksować. Miskę przykryć folią spożywczą i odstawić w ciepłe miejsce na około 2 godziny. Ciasto powinno podwoić swoją objętość. Wyrośnięte przełożyć do dużej foremki keksówki wyłożonej papierem do pieczenia i odstawić do ponownego wyrośnięcia (na około 1 godzinę). Melasę wymieszać z gorącą wodą i tą mieszanką posmarować wierzch chleba. Foremkę wstawić do piekarnika nagrzanego do 175 stopni C. Piec 40 - 45 minut. Wyjąć z formy i studzić na kratce.
Przepis Beatrice Ojakangas z książki "The great Scandinavian baking book".
Jestem bardzo zaskoczona pomysłem tych ćwiczeń ale również wydaje mi się, że jest to dobry pomysł. Nie dość, że uczy korzystania z tych gryfów to myślę jeszcze, że skutecznie odstrasza od chodzenia po lodzie.
OdpowiedzUsuńA domowy pumpernikiel to moje niespełnione marzenie :)
Ja też byłam zaskoczona, ale tylko w pierwszej chwili. Szwedzi tradycyjnie jeżdżą na łyżwach na zamarzniętych jeziorach, łowią też ryby w przeręblach i spacerują po zamarzniętym Bałtyku. Przy takich zwyczajach warto znać zasady. Niezwykłe jest to, że nie operają się tylko na teorii, ale też na praktyce. Kiedyś piekłam taki pumpernikiel bardzo podobny w smaku do tego sklepowego. Był pyszny, ale... czas pieczenia wynosił 10(!) godzin.
UsuńWow, chyba mamy do czynienia z miloscia od pierwszego wejrzenia... genialny ten chleb... a jaki prosty...
OdpowiedzUsuńMiłość od pierwszego wrażenia to wspaniała rzecz. Niech trwa jak najdłużej.
UsuńMieszkam nad morzem, rok temu było sporo wypadków takich jak twój,dlatego te ćwiczenia to doskonały sposób:)
OdpowiedzUsuńSama widziałam w zeszłym roku w Sopocie ludzi świadomie idących na spacer wgłąb zamarzniętego morza. Bezmyślność totalna. A mój przypadek to taka wypadkowa wielu rzeczy. Świadomie nigdy nie weszłabym na zamarznięte morze, rzekę, jezioro...
Usuńbrrr ...
OdpowiedzUsuńcóż, we francuskiej szkole tez nie do pomyślenia i nie tylko z powodu braku lodu.
dawno temu, jeszcze w latach 80tych mój mąż pracował w ekipie technicznej merostwa w jednym z miasteczek-satelitów Paryża. jego kolega zakładał zabezpieczenia drzwi w przedszkolu, żeby dzieciaki palców sobie nie przytrzaskiwały, jakiś czas później to samo trzeba było zrobić w szkole podstawowej. komentarz majstra był taki: za parę lat będziemy zakładać te zabezpieczenia we wszystkich urzędach bo ci dorośli już wtedy ludzie nie będą wiedzieli, ze paluchów w drzwi się nie pcha :/
pumpernikiel w wersji niemieckiej baaardzo ale Twojego bym nawet nie tknęła - kminek ;D
pozdrawiam
Leloop, myślę, że nie byłoby za to problemu z nauką oprawiania królika, albo z wyprawą na polowanie. Co kraj to obyczaj. Widzę, że Francuzi idą w kierunku Amerykanów z tymi zabezpieczeniami, ostrzeżeniami... Chyba najważniejsze jest zachowanie zdrowego rozsądku. A wiesz, że ja kiedyś wręcz nie znosiłam kminku. Zmieniło mi się. Poszukam przepisu bez kminku... dla Ciebie.
Usuńno nie wiem, nie wiem (to o króliku). w szkole nie ma żadnych zajęć praktycznych, które wymagają użycia ostrzejszych czy kłujących narzędzi, aż cud ze w stołówce dają im do reki widelce :]
Usuńcodziennie odprowadzam dzieci na autobus, piechotą, przez ciemny las !!! inni rodzice patrzą się na mnie jak na ufo ;)
nie trudź się z przepisem, wystarczy, ze nie doda się kminku do tego powyżej ;)
To nie masz nudno. Jesteś odważna i nietypowa. Fajnie. A w szkole dzieci mają jakieś zajęcia związane z gotowaniem?
Usuńchyba żartujesz, przecież mogą się poparzyć ;D
Usuńte spacery przez las to raczej z konieczności ale nie ma tego złego, poranne przewietrzenie mózgownicy oraz rozruszanie mięśni na pewno nam nie szkodzi :) a las jest przyjazny nie to co ciemne, miejskie zaułki.
Zdecydowanie lepszy las niż miejskie zaułki. No i ten wspólnie spędzony czas. Poranny spacer to coś co i ja uprawiam codziennie.
UsuńTe praktyki w szkole jednak chyba mają sens, ale w naszej faktycznie ciężko to sobie wyobrazić.
OdpowiedzUsuńTo przerażające przeżycie znaleźć się nagle w lodowatej wodzie. Współczuję.
Twój chlebek wygląda pysznie, z łososiem wspaniale się komponuje. I takie piękne zdjęcia!
Pozdrawiam Cię :)
Ja teraz też zupełnie inaczej patrzę na te szwedzkie ćwiczenia. Dobrze jest oswoić takie sytuacje. W polskiej szkole nie wyobrażam sobie jednak takich praktyk. Cieszę się, że podoba Ci się moja propozycja. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńBardzo lubię pumpernikiel - brakuje mi tylko melasy. Jak zdobędę to upiekę na bank!
OdpowiedzUsuńA po samym czytaniu zrobiło mi się... lodowato ;) Mimo że siedzę pod kołdrą ;)
ps. śliczny talerzyk
ściskam ciepło :)
Pod kołdrą dla przyjemności, czy dla zdrowia? Siedź tam jeszcze i ciesz się, że masz cieplutko. Też lubię ten talerzyk. Pozdrawiam serdecznie.
Usuńuwielbiam domowe razowe pieczywo...
OdpowiedzUsuńI ten cudny zapach, który rozchodzi się podczas pieczenia...
UsuńDomowy pumpernikiel to świetny pomysł. Często piekę chleb, ale takie jeszcze nigdy. Spróbuję na pewno!
OdpowiedzUsuńJa mam potrzebę ciągłych poszukiwań, chociaż są takie przepisy bez których nie wyobrażam sobie swojej kuchni. Daj znać jak zrobisz.
Usuńsuper yummy :)
OdpowiedzUsuń<3
Thanks.
UsuńLo, nie zazdroszczę Ci tej "kąpieli"... A jak czytałam o szwedzkich dzieciakach, to nawet zazdrościłam im tych "szkoleń" i nie dziwiłam się, bo przecież tam jezioro na jeziorze...
OdpowiedzUsuńLo, pumpernikel uwielbiam, ale jadłam tylko w sklepowej wersji. Jak długo wytrzymuje ten pumpernikel?
Resztki pumpernikla jadłam trzeciego dnia od upieczenia. Był ciągle wilgotny. Trzymałam go zawiniętego w ściereczkę. Co do kąpieli. Szczerze mówiąc nie chcę już tego nigdy poczuć. Zimno, lęk, panika... Lepiej to oswoić.
UsuńRozpieszczasz mnie tymi, ukochanymi dla mnie, smakami:-)
OdpowiedzUsuńW Pl podejście do bezpieczeństwa est w ogóle do tyłu - brak choćby czujników dymu, schodów przeciwpożarowych w blokach, brak sensownego szkolenia zwykłych obywateli, co robić, gdy np. wybucha pożar - tutaj standard. Dodajmy do tego niebezpieczne drogi, brawurę kierowców i łamanie przepisów, czego efektem są najniebezpieczniejsze drogi w Europie (nawet niedawno był o tym reportaż na BBC) - nie wiem, kiedy Pl wreszcie dołączy do cywilizowanych krajów pod tym względem.
Zawsze jak publikuję jakiś skandynawski przepis to myslę o Tobie. Co do bezpieczeństwa w Pl - niestety masz rację. Mnie jeszcze boli brak powszechnej umiejętności udzielania pierwszej pomocy albo lęk przed działaniem. Niby jest obowiązek, ale rzeczywistość smutno wygląda. Mamy nad czym pracować.
UsuńBardzo ciekawe to, co piszesz o skandynawskich metodach dydaktycznych. W polskiej szkole to niestety nie do pomyślenia. Szkoda, że nie uczymy się od innych...
OdpowiedzUsuńA Twoje jedzonko pyszne, bardzo w sam raz na jesień :) Pozdrawiam!
No właśnie. Czy my musimy zawsze przecierać sami wszystkie ścieżki. O wiele łatwiej byłoby korzystać z doświadczeń innych. Jesienne pozdrowienia.
UsuńO polskiej szkole to już lepiej nie wspominać, bo rodzice urwaliby głowy nauczycielom za takie praktyki! Siedemnastoletnie hoże dziewoje spowiadają się mamuśkom z każdej chwili spędzonej na wycieczce, a jedna troskliwa mama tłumaczyła mojej koleżance nauczycielce, jak powinna masować jej córeczkę, bo się dziewczątko na nartach wysiliło ;)
OdpowiedzUsuńU mnie dziś po skandynawsku: torcik migdałowy, ulubiona kanapka z krewetkami w IKEA i nowa książka kucharska - też stamtąd. Pozdrawiam :)
Niestety na tym polu jest bardzo dużo do zmiany. Potrzeba dobrych chęci i zdrowego rozsądku. Ja też tam lubię posmakować Szwecji... No i ten torcik...
UsuńMyślę, że w szwedzkich warunkach nie jest to taki głupi pomysł by uczyć dzieci zachowania w takiej sytuacji. Choć w pierwszej chwili taka sytuacja dla kogoś z boku może szokować. A pumpernikiel chciałoby się jeść :D
OdpowiedzUsuńPierwsza reakcja i u mnie taka była. Potem przyszła refleksja. Lepiej uczyć i zapobiegać. Możemy tylko brać przykład ze zdrowo rozsądkowego podejścia.
UsuńDomowy pumpernikiel? Ciekawe. Chyba pora na to, żebym i ja go spróbowała!
OdpowiedzUsuńWersja duńska. Przede mną jeszcze wersja polska i niemiecka. Każdy inny, każdy dobry. Pozdrawiam.
Usuńnie lubię ani zimna, ani "mokra",jestem bardzo ciepłolubna. Połączenie zimno, lód i mokro wydaje się wyjątkowo przerażające, ale dla pewności, że poradziłabym sobie w trudnej sytuacji byłabym nawet gotowa wskoczyć do tego przerębla. A co do polskiej edukacji - pomijam już to czego uczą w szkole, (bo nawet mając przedmiot "przysposobienie" obronne nie uczymy się nic)- chciałam w pewnym momencie sama dla siebie zrobić porządny kurs pierwszej pomocy i natknęłam się na tyle przeszkód i złej woli, że w końcu zniechęciłam się i zrezygnowałam
OdpowiedzUsuńPamiętam jak sama poszukiwałam takich kursów. Nie było to łatwe. Mój kurs na prawo jazdy miał za to genialny kurs pierwszej pomocy. Rozszerzony program, instruktorzy pasjonaci. Minęło wiele lat, a ja ciągle pamiętam jak uczono nas też praktycznych rozwiązań. Niestety takie coś zdarza się rzadko. Bardzo dużo zależy od nauczycieli. Mój synek oprócz nauki w szkole, miał też intensywny kurs na zielonej szkole. I co roku wszystko jest odświeżane i przypominane.
UsuńChciałabym tylko napisać, że Pani sałata z kurkami i gruszką zrobiła w moim domu furorę. Wszystkie składniki były podwójne, bo na porcję czekała banda siedmiu wygłodniałych doktorantek. Na porcyjkę czyhał też mój mąż - był zachwycony.
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuję za podanie przepisu.
Pozdrowienia z Żoliborza,
Maria Antosik - Piela
To te pozdrowienia są z bardzo bliska. Cieszę się bardzo, że sałatka smakowała. Dziękuję za wiadomość. Bardzo lubię dostawać takie "wiadomości zwrotne". Pozdrowienia dla głodnych doktorantek i oczywiście męża.
UsuńZazwyczaj ludzie marzą o wakacjach na gorących plażach , a mnie zawsze ciągnęło w kierunku chłodnej Skandynawii...pumpernikiel lubiłam już będąc dzieckiem...taki lekko podsuszony , krojony w bardzo cienkie kromki , z ostrym żółtym serem i orzechami włoskimi...
OdpowiedzUsuńA mi się marzy ostatnio grudniowa wyprawa do Skandynawii. Zima, atmosfera świąt... Wtedy niskie temperatury i ciemności nie byłyby mi straszne. I ja jako dziecko zajadałam się pumperniklem. Ulubiona wersja to ta z grubą warstwą masła.
UsuńZimno to dla mnie ciągle choroba. Nie lubię jak mi coś z nosa leci... Ale ma w sobie też jakiś spokój i dostojeństwo. Pumpernikiel wygląda ładnie, a kanapeczki porwałabym i pożarła :D Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńGdyby zima trwała miesiąc i była snieżna i słoneczna, to myslę, że wtedy wręcz kochalibyśmy ją. Niestety my mamy inną wersję.
UsuńAleż mi się marzy, żebyś mnie odwiedziła tutaj.... Zrobię dla Ciebie taką kanapkę, otworzymy wino...
OdpowiedzUsuńAch!
Otworzę buteleczkę szwajcarskiego, czerwonego i napiszę do Ciebie maila. W piątek. Spotkamy się. Korkociąg, kanapki i my...
Usuń