Love story z espadrylami w tle i tarta owocowa Christine Ferber.
Wróciliśmy. Przywitał nas upał i ukochany dom. Z wysokimi temperaturami radzę sobie już całkiem nieźle. Skwar na południu Francji i w Szwajcarii był dla mnie dobrą szkołą. Za nami niezwykłe miejsca, przygody, smaki. Wspaniała podróż pełna wrażeń i wspaniałych przeżyć. Teraz nadszedł czas na rozpakowanie bagaży, przejrzenie blisko czterech tysięcy zdjęć i ułożenie sobie w głowie wszystkich przeżytych chwil. Dużo tego wszystkiego.
Tydzień temu była nasza rocznica ślubu. Byliśmy wtedy w Prowansji w naszym ukochanym miejscu. Kamienny, tradycyjny dom, cudowni prowansalscy gospodarze i nasze święto. Słońce grzało od samego rana, cykady szalały, a nas otaczał zapach dzikiego tymianku, rozmarynu i lawendy, który roznosił na około silnie wiejący mistral. Francuzi cmokali niezadowoleni z wiatru, a my byliśmy szczęśliwi. Zimny wiatr dawał ukojenie rozgrzanym ciałom i porywał wszystko co spotykał na swojej drodze. Po pysznym, tradycyjnie francuskim śniadaniu, wyruszyliśmy w drogę. Targ staroci w L'Isle-sur-la-Sorgue, czterogodzinny, niesamowity obiad w wyróżnionej przez Michelin restauracji i wizyta w słynnych winnicach Châteauneuf-du-Pape. Tak wyglądał ten nasz dzień. Poza planem dostaliśmy siedzenie na brzegu Rodanu w porywającym wietrze i obserwowanie akcji gaśniczej lasu przeprowadzanej przez samoloty Canadair. To naprawdę robi wrażenie, kiedy pod nosem trzy samoloty podchodzą do lądowania na rzece, nabierają wodę, wznoszą się wypełnione nią i lecą na drugi brzeg, żeby wypuścić tony wody na płonący las.
Tak siedzieliśmy sobie patrząc na to wszystko. Nad nami prażące słońce i niebo o niezwykłym kolorze, wokół nas szalejący mistral, a na stopach espadryle. Już takie dobrze zużyte, lekko spłowiałe od słońca, najwygodniejsze. Kiedy zobaczyłam pierwszy raz mojego przyszłego męża miał na sobie espadryle. Wokół nas była szarość i bród warszawskiego dworca wschodniego, a ja widziałam tylko te szmaragdowe espadryle na opalonych, gołych stopach. On podobno zapamiętał mnie całą z tej chwili, ja tylko te stopy. Minęło dwdzieścia kilka wspólnych lat, a my wspólnie w espadrylach, świętowaliśmy naszą rocznicę ślubu pijąc najdroższe w życiu wino. Zaszaleliśmy i kupiliśmy jeszcze jedną, szlachetną butelkę wina, której kilkuletnie leżakowanie nada jeszcze pełni. Wypijemy ją na trzydziestą rocznicę ślubu.
Dzisiaj dzielę się z Wami tylko odrobiną tego co za nami. Muszę sama wszystko ułożyć w swojej głowie i ochłonąć. A było tego trochę. Wspaniały pobyt w Alzacji i wina z tego regionu i słodkości i konfitury Christine Ferber, tydzień na barce po kanałach Langwedocji, kilka dni w Prowansji, czekoladowe warsztaty w najstarszej fabryce czekolady w Szwajcarii, wytwórnie serów, tłocznie oliwy. Przygody, nieprzewidziane sytuacje, wspaniałe pikniki, nowe smaki i wspaniali ludzie... Mam co Wam opowiadać.
Dzisiejszy przepis to taka kwintesencja naszych wakacji. Przepis Christine Ferber (której poświęcę osobny post) na letnią tartę owocową z kremem z dodatkiem werbeny. Uwielbiam ten smak. Tak dla mnie smakuje Prowansja.
Udanego, letniego tygodnia Wam życzę. Dziękuję za Wasze komentarze i maile. Będę na nie wkrótce odpowiadać.
Tarta owocowa z kremem werbenowym
kruche ciasto
250 g mąki pszennej
75 g cukru pudru
150 g miękkiego masła
1 jajko lekko ubite
1/4 łyżeczki soli
1 łyżka cukru z prawdziwą wanilią
masło do wysmarowania formy
werbenowy krem pâtissière
500 ml (2 szklanki) mleka pełnotłustego
2 x 10 cm gałązki z listkami świeżej werbeny cytrynowej lub 1 łyżka wysuszonych liści
125 g drobnego cukru
5 żółtek
50 g śmietanki kremówki
40 g mąki ziemniaczanej lub skrobi kukurydzianej
obłożenie
400 g letnich owoców (jagód, truskawek, malin, porzeczek...)
Zmiksować w misce masło z cukrem pudrem, cukrem waniliowym, solą i jajkiem. Dodać mąkę i krótko zmiksować do połączenia się składników. Z ciasta uformować płaski dysk, zawinąć go w folię spożywczą i włożyć do lodówki na 3 godziny (lub całą noc). Ciasto wyjąć z lodówki, odstawić na kilka minut, żeby lekko zmiękło i rozwałkować na średnicę około 30 cm. Posmarować masłem foremkę do tart o średnicy 28 cm. Wyłożyć ją ciastem i przyciąć brzegi do wielkości formy. Wstawić formę z ciastem do lodówki na 30 minut. Wyjać ciasto z lodówki i wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na około 20 minut. Upieczone ciasto powinno być złociste. Ja swoje piekłam przez połowę czasu obciążone kulkami ceramicznymi ułożonymi na cieście na arkuszu papieru, następnie zdjęłam je razem z papierem do pieczenia i dopiekłam ciasto na złoto. Ciasto pozostawić do całkowitego wystudzenia.
W rondlu zagotować mleko ze śmietanką i z listkami werbeny. Zdjąć je z ognia i odstawić na 30-40 minut do naciągnięcia. Po tym czasie mleko przecedzić i ponownie zagotować. Kiedy mleko się podgrzewa zmiksować żółtka z cukrem i z mąką. Cały czas miksując dolewać do żółtek wąskim strumieniem gorące mleko. Przelać całość z powrotem do rondla i ponownie podgrzewać do zgęstnienia kremu cały czas mieszając. Krem powinien być gładki i jedwabisty, bez grudek. Krem przełożyć do czystej miski, przykryć folią spożywczą (tak, żeby przylegała do powierzchni kremu) i odstawić do wystudzenia. Następnie przełożyć do lodówki do schłodzenia (można go tam przechowywać do 24 godzin).
Krem wyłożyć na upieczony spód. Wierzch przybrać owocami.
W gorące dni tartę przechowuję w lodówce.
Przepis Christine Ferber z książki "Mes tartes".
cieszę się, że już jesteś i będziesz we wtorek na spotkaniu :) a tarta wygląda pysznie
OdpowiedzUsuńJa też się cieszę. Do jutra.
UsuńNie tylko do opowiadania bedzie, ale i do powspominania za kilka lat ;))
OdpowiedzUsuńA tarta przesliczna!
Takie wspominanie jest bardzo miłe. Z tego roku mamy też datę 20 lipca, kiedy jedliśmy z przyjaciółmi krewetki w zachodzącym słońcu nad Castelnaudary. Mamy wspólnie zapamiętać tę datę i chwilę.
UsuńJesteś! Jak dobrze:) Piękna opowieść! Czekam na więcej, więcej...
OdpowiedzUsuńUściski:*
Jestem, jestem... Próbuję wrócić na domowe tory, ale po głowie wciąż przetaczają się rzeki wspomnień.
UsuńWszystkiego dobrego na następne 20+ lat :-)
OdpowiedzUsuńPiękna tarta!
Dziękuję Ci bardzo. Z przyjemnością patrzę na naszą przyszłość.
Usuńpiękna powakacyjna tarta!
OdpowiedzUsuńOby jak najwięcej takich cudownych rocznic! :)
uściski!
Dziękuję.I ja sobie tego życzę. Wszystkie, które były do tej pory zapisały się w mojej pamięci bardzo pięknie.
UsuńWitaj ! :)
OdpowiedzUsuńMusiało być fantastycznie. Piękne zdjęcia,a tarta wygląda pysznie.:)
Pozdrowienia i wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy!:)
Było cudnie. Intensywnie i leniwie, twórczo i błogo, inspirująco i beztrosko... wakacyjnie. Dziękuję Ci bardzo za życzenia. Ściskam mocno.
UsuńCudownych następnych lat! Wspaniała tarta o niesamowitym smaku :)
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuję. Ten smak werbeny jest rzeczywiście niezwykły.
UsuńGratulacje z okazji rocznicy ślubu!
OdpowiedzUsuńJa też zawsze będę wspominać mojego męża jak sunął Żurawią, a mnie wydawało się, że lekko unosi się nad ziemią:))) ech, te wspomnienia!:)
życie & podróże
gotowanie
Serdecznie dziękuję. Cudowne są takie osobiste wspomnienia. Zostają na lata i tkwią w naszej pamięci.
UsuńAleż mi się podoba ta tarta! Mniam :)
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo. Dziękuję.
UsuńKiedyś nie wyobrażałam sobie lata bez espadryli, a później o nich zapomniałam, szkoda...
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem Twoich wakacyjnych wspomnień, do zobaczenia!
Przypomnij sobie o nich koniecznie. Nie ma wygodniejszych butów na lato. Powspominam mam nadzieje, ze z Tobą... jutro.
UsuńCieszę się, że mieliście tak udane wakacje. Ja o takich właśnie marzę.
OdpowiedzUsuńMam do Ciebie parę pytań, napiszę na @.
Wakacje rzeczywiście były wspaniałe. Czekam na @!
UsuńŁadna kwintesencja :-)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się podoba.
Usuń♥ MERCI!
OdpowiedzUsuńVivat espadryle :-)
Moje poszły nawet do książki, ale na szybkiego. Mam z nimi pewien plan, ale kartek zabrakło.
Werbenowy krem pâtissière- uwielbiam! I to wino też ;-)))
Vivat. Moje po trzech tygodniach wakacji wyglądają jak szczęśliwy Francuz nad ranem. Są wyblakłe, znoszone, mocno nadwyrężone, ale przez to jeszcze piękniejsze... i najwygodniejsze. I to wino...
UsuńChciałabym znaleźć się na takim lawendowym polu:)
OdpowiedzUsuńJa też chciałabym tam teraz być. Na szczęście widok i zapach pozostają w głowie na zawsze.
UsuńWygląda smakowicie, na pewno spróbuję, zwłaszcza. Fajny blog, obserwuję i będę wpadać. iż kocham tary.
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo z Twoich odwiedzin. Mam nadzieję, że wizyty tutaj sprawią Ci dużo radości. Wkrótce kolejny przepis na tartę.
UsuńPiękne słowa i piękne wspomnienia, życzę Wam, abyście patrzyli na siebie przez całe życie tak, jak w tych pierwszych chwilach zauroczenia ;) i kolejnych cudownych wspólnych wojaży ;)
OdpowiedzUsuńa mistral czuć - wspaniale, choć zimą bywa przenikliwy ;)
Dziękuję bardzo za Twoje słowa. Są piękne i sprawiły mi wielką przyjemność. O tym zimowym mistralu dużo słyszałam, ale nigdy go nie zaznałam. Za to letni jest dla mnie ukojeniem.
UsuńPiekne wspomnienia,az milo czytac,samych dobrych lat nastepnych zycze,tez mam juz za soba ponad dwadziescia i super pomysl z tym winkiem,takie rzeczy pozostaja w spomnieniach na zawsze,a jeszcze w takim miejscu to marzenie,gratuluje udanych wakacji,a slodkosci juz czuje na jezyku,pozdr.kasia
OdpowiedzUsuńKasiu, bardzo dziękuję za Twoje słowa. I dla Was następnych wielu wspaniałych lat. A winko leżakuje i czeka...
UsuńPoczułam się przez chwilkę jakbym tam była.20LAT to piękny czas u mnie za kilka dni 21 rocznica.Życzę Wam następnych tak pięknych ciepłych i uroczych rocznic przedreptanych w wygodnych espadrylach;))
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci serdecznie. Myślę, że espadryle będą nam już zawsze towarzyszyć. I Wam następnych, pięknych i szczęśliwych lat.
UsuńUwielbiam te francuskie klimaty tartowe i nie tylko. Jeżeli uda mi się zdobyć werbenę, za tartę zabieram się natychmiast. Może być nie cytrynowa?maja
OdpowiedzUsuńwww.majaskorupska.blogspot.com
Może być i zwykła werbena. Jak najbardziej. Życzę Ci, żebyś znalazła ją jak najszybciej, bo warto cieszyć się tym smakiem. Wkrótce u mnie dalszy ciąg francuskich (i nie tylko) klimatów.
Usuń