Backoëfe czyli francuski obiad na zimowy czas.


Siarczyste mrozy mają duży wpływ na moje życie. Zwalniam tempo, wyjścia  z domu ograniczam do minimum, marzę o wazonie pełnym tulipanów, czas spędzam najchętniej w kuchni przy włączonym piekarniku i jem mieso, duże ilości mięsa. Nigdy nie byłam wegetarianką, ale warzywa dominowały w mojej diecie. Pory roku naturalnie narzucały mi sposób jedzenia. Latem królowały warzywa i owoce, a jesienią mięso wracało do łask. Im bardziej słupek rtęci spada na okiennem termometrze, tym więcej mięsa na naszym stole. Owinięta kocem czytam książki, piję rozgrzewające herbaty i czekam na ocieplenie. Dzisiejsze danie to coś co bardzo posmakuje miłośnikom daube i boeuf bourguignonne. Marynowane przez dobę mięso jest następnie długo pieczone. To danie z cyklu, które nie wymaga od nas wysiłku, ale czasu. Doskonale sprawdza się jako danie odgrzewane na drugi dzień. Jeszcze bardziej zyskuje na smaku, a ziemniaki na wierzchu lekko się karmelizują od własnych cukrów. Dobre na mroźny weekend. Z piekarnika będą wydobywać się zapachy, a wy zawinięci w koc będziecie mogli oddać się innym zimowym przyjemnościom.
Backoëfe w alzackim dialekcie oznacza piec piekarza (chodzi oczywiście o piec do wypieku chleba, a nie żeby upiec samego piekarza). W dawnych czasach poniedziałek był dniem prania w alzackich domach. Zajmowało to dużo czasu (był to okres balii i tary, a nie pralek i suszarek) i gospodynie nie miały czasu na przygotowywanie posiłku. Aby nie stawać przed dylematem czyste obrusy, czy obiad na stole, w niedzielne poranki marynowały mięso na backoëfe. Rano w poniedziałek wystarczyło ułożyć składniki warstwami i zanieść naczynie do piekarza. Piece nagrzane od porannego wypieku chleba, jeszcze długo utrzymywały wysoką temperaturę.  Po skończonym praniu, alzackie kobiety odbierały naczynia od piekarza i zanosiły gorący, gotowy obiad do domu. Dobre i pomysłowe rozwiązanie, tak samo jak oznaczenia naczyń, które było stosowane. Każdy dostawał swoje naczynie pełne backoëfe. Nie dochodziło do pomyłek.

Do backoëfe najlepiej użyć mieszanki mięs, ale jeżeli nie bedziecie mieli takiej możliwości użyjcie tego co macie. Mieszanka wołowiny i wieprzowiny też jest bardzo dobra. 
Jednak wyjdę z domu (muszę gdzieś kupić te tulipany, a potem przyjdzie czas na pieczenie czegoś słodkiego). 


Backoëfe (alzackie danie jednogarnkowe)

675 g chudej wieprzowiny pokrojonej w 4 cm kostkę
675 g chudej jagnięciny pokrojonej w 4 cm kostkę
675 g chudej wołowiny pokrojonej w 2 cm kostkę
2 łyżki oleju - może być potrzebne więcej
3 cebule (450 g) pokrojone w cienkie plastry
1800 g ziemniaków - obranych i pokrojonych w cienkie plastry
sól i swieżo zmielony pieprz do smaku
2 szklanki (500 ml) wody - może być potrzebne więcej

marynata
2 marchwie pokrojone w plastry
2 cebule pokrojone w plastry
1 bouquet garni (2 duże gałązki tymianku, 2 duże liście laurowe, 5 gałązek natki - związane razem bawełnianą nitką)
2 zmiażdżone ząbki czosnku
1 butelka (750 ml) białego wina - najlepszy będzie Riesling
1 łyżka oleju

Przygotowanie dania najlepiej zacząć jeden dzień wcześniej. Mięsa włożyć do dużego naczynia, dodać składniki marynaty (cebulę, marchew, czosnek i  bouquet garni). Wymieszać i zalać winem. Wierzch polać olejem.  Naczynie przykryć folią spożywczą i wstawić do lodówki na 12-24 godziny. Na patelni rozgrzać olej i dodać cebulę. Smażyć mieszając od czasu do czasu przez 7-10 minut. Cebula powinna być lekko zrumieniona. W dużym naczyniu do zapiekania ułożyć podsmażoną cebulę, na nią wyłożyć połowę ziemniaków w plastrach. Posolić i popieprzyć. Na ziemniaki wyłożyć odsączone z marynaty mięso, a na nie resztę plastrów ziemniaków. Marynatę przecedzić i zalać nią całość. Posolić i popieprzyć. Zalać całość wodą, żeby płyn sięgał do poziomu górnej warstwy ziemniaków. Jeżeli naczynie (np. żeliwne) nadaje się do gotowania na kuchence, postawić je na średnim gazie i doprowadzić całość do zagotowania, a następnie wstawić przykryte do piekarnika nagrzanego do 160 stopni. Piec całość około 2-3 godzin do miękkości mięsa. Można i dłużej (nic się nie stanie). Jeżeli wasze naczynie do zapiekania nie nadaje się do gotowania na kuchence, wstawcie je przykryte pokrywką (lub folią aluminiową) do piekarnika nagrzanego do 200 stopni C na 15 minut, a następnie obniżcie temperaturę piekarnika do 160 stopni. Pod koniec pieczenia należy zdjąć pokrywkę z naczynia i podwyższyć temperaturę piekarnika do 200 stopni, aby ziemniaki na wierzchu uległy zrumienieniu. Trwa to około 15 minut. 
Ewentualnie dosolić i dopieprzyć danie na talerzach.


Przepis Anne Willan z książki "Country cooking of France".

Komentarze

  1. Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję. Przemiło mi czytać takie słowa. Miłego dnia.

      Usuń
  2. Oj tak, zimno sie zrobilo, tak zimno, ze z roweru przesiadlam sie na metro.. Twoja zapiekanka idealna na zime, a zdjecia powalaja!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niedawno przesiadłaś się na metro? Ja jakoś nie umiem jeździć na rowerze po śniegu, ale podziwiam innych, którzy to robią. Przemiłe jest to co piszesz o zdjęciach. Serdecznie dziękuję i miłego dnia.

      Usuń
  3. Lo,ja czuję ,że myśli mi zamarzają...
    Tulipany u mnie stoją w wazonie i chętniej jem sycące dania.
    Kuchnię alzacką bardzo lubię.Wspaniałe połączenie kilku narodowych wpływów wydało piękny owoc.
    Twoje backoefe wygląda idealnie!
    Ciepło Cię pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj nieżle zmroziło. Musiałam pojechać po jedzenie dla królika i myślałam, że mi samochód pęknie na ostrym zakręcie. Tulipanów nie mam, ale za to całe pudło hiacyntów w pąkach. Już się nie mogę doczekać ich zapachu jak zaczną kwitnąc. Ja też mam słabość do Alzackiej kuchni. Do kuchni przykładają wielką wagę i stamtąd pochodzą moi ukochani francuscy cukiernicy.

      Usuń
  4. lo- dziękuję za odwiedziny..i ja będę odwiedzać Ciebie:-) Ja chciałabym postanowić nie jeść mięsa choć jem go mało ale jak tu go nie jeść skoro i u Ciebie mięsno aż ślinka cieknie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To były bardzo miłe odwiedziny. Bardzo się z nich cieszę. Ja też jadam mało mięsa, a latem w ogóle. Ale teraz mam na nie ciągle ochotę. Pewnie przez te mrozy.

      Usuń
  5. Musze spróbować bo przepis brzmi genialnie. Ja również lubię zimą zaszyć się w kuchni.
    Bardzo ciekawy post!Szkoda że teraz ludzie tak nie potrafią współpracować:)))
    Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że będziesz bardzo zadowolona ze smaku. Dla mnie dużą zaletą tego dania jest możliwość jego ponownego odgrzania bez stratu dla smaku, a nawet z zyskiem. Ja nie umiem gotować posiłków na dwa dni, a czasami mam tak mało czasu, że chciałabym mieć coś gotowego do podgrzania. Jak nawet ugotuję na dwa dni, to i tak moja rodzina zje to w jeden. Tego dania na szczęście nie dali rady, bo to duża porcja. Co do współpracy, to takie wzajemne współdziałanie było niesamowicie pomocne i pomagało tworzyć wspólnotę. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  6. Fajne danie i ciekawa jego historia - przeczytałam z zainteresowaniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się bardzo, że Ci się podobało. Ja bardzo lubię historie związane z potrawami. Chociaż chyba nie przepadam za tymi najbardziej znanymi i powszechnymi np historia tarty Tatin. Są tak okrojone i ciągle powtarzane, że już zrobiły się nieciekawe.

      Usuń
  7. Wspaniale się czyta takie wpisy :) kawałek historii innych krajów. Myślę, że i w Polsce były takie praktyki. Panie domu zanosiły do piekarza ciasta i chleby... Ja też piekę :) Zobaczymy co z tego wyjdzie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znaczy co innego piekę, ale też mięso :)

      Usuń
    2. Cieszę się, że Coi się podobało (bo tak to odebrałam). Lubię te powiązania pomiedzy potrawą a życiem i historią. W Polsce jak najbardziej były takie praktyki. Moja babcia opowiadała, że ciasta zawsze nosiło się do piekarni. Nie pieczono ich tak często, ale jak je już robiono to w dużych ilościach. Teraz niestety te zwyczaje zanikły. I co upiekłaś?

      Usuń
  8. Odpowiedzi
    1. Oj tak, smaczności. Bardzo przyjemnie się to danie zajada w mroźny dzień.

      Usuń
  9. Baardzo smakowicie wygląda. Takie obiadki zimą są wspaniałe :)
    Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się bardzo, że tak je widzisz. Rzeczywiście takie dania smakują doskonale w zimowy czas. Nie wyobrażam sobie jedzenia takich dań latem. Jednak coś mądrego jest w tej sezonowości kuchni. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  10. wspaniałe zdjęcia.
    cudowne danie.
    chyba się wproszę na obiad xd

    http://www.slodkakarmel-itka.blogspot.com
    http://www.karmel-itka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie dziękuję. Bardzo mi miło czytać takie słowa. Mobilizują, dopingują i sprawiają wielką przyjemność. Co do obiadu, to zapraszam jak najserdeczniej.

      Usuń
  11. kaloryczne dania są najlepsze na taką zimną porę. a mróz mi nie służy.. jestem smutna i chora..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak. W końcu musimy się rozgrzać, a to ciężka praca dla naszego organizmu w takie mrozy. Mi też nie służy. Szczególnie taki duży i tyle trwający. Przesyłam Ci dużo radosnych i ciepłych myśli na smutek i chorobę. Trzymaj się cieplutko.

      Usuń
  12. Odpowiedzi
    1. Oj jest. To bardzo udany przepis. Na zimę idealny. Pozdrawiam weekendowo.

      Usuń
  13. Jak dla mni erewelacja i chętnie spróbowałabym takiego dania:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się bardzo, że wzbudziło to danie u Ciebie taki entuzjazm. Bardzo miło czytać takie radosne słowa. Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  14. Pozostaje mi się przyłaczyć do peanów poprzedniczek nad daniem, wpisem, który jak dla mnie jest czymś więcej niż - przepisem - bo historią dania z kawałkiem opowieści o ludziach, którzy je przyżądzali. A dla mnie takie dania smakują najlepiej. Prekonałam się niejednokrotnie, że te własnie potrawy z tradycją, mają coś w sobie, a zrobione wg przepisu najbliższemu orginałowie - tego jak wykonywano to kiedyś - często okazują sie zaskakująco doskonałe. Ja to prawie wegeterianka jestem, ale z małymi dla zdrowia odstępstwami, więc na te wyjątkowe dni, kiedy mięso ma stanąć na naszym stole, wyszukuję bradzo pieczołowicie przepisy. I ten wskoczył na pierwszą pozycję! Ps. Tulipany u mnie też na stole uroczo białe i fioletowe - zimne kolory jak i temeperatura za oknem. Ale wywołują usmiech całkiem ciepły. Pozdr.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przemiło mi czytać takie słowa. Lubię historie związane z daniami, produktami i cieszy mnie bardzo, że spotyka się to z takim odbiorem. A, że to danie wskoczyło na podium na Twojej liście, to już niesamowita radość. Na nasze stoły przyrządzamy dania, które są nam najbliższe smakowo i cieszy mnie to, że mój przepis może być dla kogoś inspiracją. To jak takie zaproszenie do stołu. Pięknie musi być u Ciebie z tymi tulipanami. U mnie dzisiaj przybyło kolejnych 5 hiacyntów i z niecierpliwością czekam kiedy zaczną pachnąć. Wtedy poczuję wiosnę. Chociaż w marzeniach. Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za tak przemiły komentarz.

      Usuń
  15. Rewelacyjne!
    O/T zajrzyj do mnie po relację z wieczora z W. Curley:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu dziękuję serdecznie. Przeczytałam Twój wspaniały post i szykuję się do weekendowej manufaktury. Wspaniały mieliście wieczór, a Ty doskonały pomysł. Pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję, że na Wyspach jest cieplej niż u nas.

      Usuń

Prześlij komentarz

Dziękuję bardzo za Twój komentarz.