Idealne brioszki i konfitura z owoców róży na jesienne śniadanie.


Jak patrzę na owoce róży, przypomina mi się mój cudowny dziadziuś Jan. Był niesamowicie dokładny, spokojny, cierpliwy i precyzyjny. Moje pierwsze próby gotowania w podstawówce, często kończyły się przypalonymi patelniami, garnkami i przede wszystkim czajnikiem. Wtedy otwierałam okna, żeby przewietrzyć dom ze spalenizny i leciałam po pomoc piętro wyżej do dziadziusia. A on cierpliwie szorował gary, doprowadzając je do połysku i zacierając ślady moich kulinarnych porażek. Na emeryturze zajął się hobbystycznie introligatorstwem. Do tej pory mam niesamowicie starannie oprawione przez niego książki. Cała seria książek o Panu Samochodziku zyskała sztywne lniane okładki. Wszystkie strony były ręcznie zszyte. Tych książek mam niezły zbiór. Jak je biorę do ręki, widzę dłonie dziadziusia starannie oprawiającego je przez wiele godzin. Te dłonie zawsze kroiły warzywa na sałatkę w precyzyjną 4 mm kostkę (kiedyś z bratem zmierzyliśmy te kawałeczki). Te dłonie zawsze też zbierały w czasie pobytów nad morzem owoce róży. Potem była mordercza praca oczyszczenia owoców z pestek. Jako morderczą widzę ją teraz, kiedy w czasie ostatniego wyjazdu nad morze zebrałam na wydmie cały koszyk tych owoców i wzięłam się za ich oczyszczanie. Po dziesiątym poddałam się. Pestek są dziesiątki, lepią się i przyklejają do wszystkiego. Niedużo brakowało, a zrezygnowałabym z konfitury. Wtedy doznałam olśnienia i wpadłam na pomysł szybkiego i bezproblemowego ich oczyszczania. Każdy z owoców róży przekrawam na pół i pod bieżącą wodą nad durszlakiem/sitkiem wydłubuję pestki. Woda ułatwia ich odpadanie i zapobiega przyklejeniu się pestek do wszystkiego. Durszlak zaś chroni odpływ zlewu przed zapchaniem pestkami. I tak bezproblemowo pozyskałam różę do konfitury na weekendowe śniadanie. Robiąc ją, miałam przed oczami dziadziusia, który wiele, wiele lat temu przyrządzałam ją dla wnuków na śniadanie...

Do konfitury cudownie pasują brioszki. Upiekłam ich już dziesiątki, wypróbowałam niezliczone ilości przepisów. Te dzisiejsze są z nich wszystkich najbardziej delikatne i puszyste. Miękkie, pachnące... doskonałe. 



Brioszki Sarabeth.

30 g świeżych drożdży (3 łyżeczki suszonych)
2 łyżki drobnego cukru
1/3 szklanki + 1 łyżka mleka (pełnotłustego)
8 żółtek z dużych jajek
2 1/4 szklanki mąki pszennej
1/4 łyżeczki soli
8 łyżek (115 g) miękkiego masła
1 jajko lekko ubite do posmarowania broszek
masło do nasmarowania foremek i miski

Do miski włożyć pokruszone drożdże i zasypać je cukrem. Odstawić na 3-5 minut, aż drożdże się rozpuszczą pod wpływem cukru. Wymieszać, dodać mleko i żółtka. Zmiksować do połączenia się składników (jeżeli używacie suszonych drożdży, dodajcie je do mleka i pozostawcie na 5 minut. Następnie dodajcie żółtka i cukier i zmiksujcie). Dodać 2 szklanki mąki i sól i miksować całość na małych obrotach (końcówki haki) do uzyskania gładkiej masy (5 minut). Zwiększyć prędkość obrotów do średnich. Cały czas miksując dodawać po około 1 łyżce masła. Następną łyżkę masła, dodajemy, kiedy poprzednia połączy się z ciastem. Zwiększyć obroty miksera i miksować całość do czasu wytworzenia się kuli ciasta wokół  końcówek miksera. Zmniejszyć obroty miksera do średnich i dodać resztę mąki (1/4 szklanki). Miksować przez 3 minuty. Nasmarować czystą miskę masłem, przełożyć do niej ciasto ukształtowane w kule. Obrócić ciasto 2-3 razy, żeby powierzchnia ciasta pokryła się masłem. Przykryć miskę z ciastem folią spożywczą i odstawić ją w ciepłe miejsce na 1 1/2 - 2 godziny. Ciasto powinno podwoić swoją objętość. Nasmarować foremki do brioszek masłem. Z ciasta formować kule i wkładać je do foremek (powinny sięgać do połowy foremek). Na wierzchu każdej można położyć maleńką kulkę z ciasta. Posmarować wierzch rozbełtanym jajkiem. Przykryć całość delikatnie folią spożywczą i odstawić do ponownego wyrastania na 1 godzinę. Ciasto powinno podwoić swoją objętość. Zdjąć folię, ponownie posmarować jajkiem i wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 stopni. Piec na złotobrązowo około 20 minut. Idealne są jedzone na ciepło.

Konfitura z owoców róży i pomarańczy.

4 1/2 szklanki (1000 g) pulpy z owoców róży*
3 3/4 szklanki (800 g) cukru - dałam połowę - 400 g + 1 szklanka (200 g) cukru
2 pomarańcze
sok z dwóch małych pomarańczy
sok z jednej cytryny
Umyte pomarańcze pokroić na bardzo cienkie plastry (zrobiłam do przy pomocy tarki heblowej). Do rondla włożyć 1 szklankę cukru (200 g), sok z pomarańczy i plastry z pomarańczy. Gotować do chwili, aż pomarańcza stanie się szklista. Dodać pulpę różaną, sok z cytryny i resztę cukru. Doprowadzić do zagotowania i gotować przez 5 minut mieszając. Można całość zmiksować do uzyskania gładkiej konfitury. Przechowywać w lodówce lub przełożyć do wypażonych słoików.

Pulpa różana*.
czerwone owoce róży

Owoce róży rozkroić i wyjąć pestki. Ściąć miejsca, gdzie owoc był przymocowany do łodyżki. Przełożyć owoce do rondla i zalać wodą na wysokość owoców. Doprowadzić do zagotowania na dużym ogniu. Zmniejszyć ogień i gotować całość przez pół godziny, mieszając od czasu do czasu. Wystudzić i zmiksować na gładką masę.  



Przepis na brioszki: Sarabeth Levine z książki "Sarabeth's bakery, from my hands to yours".
Przepis na konfiturę: Christine Ferber z książki "Mes confitures".

Komentarze

  1. Piekne brioszki! taki słoneczny mają kolor i mięciutki, puszysty środek. Porywam jedną i wracam pod kocyk:)

    Pozdrowienia dla Ciebie, Lo i dla synka oczywiście!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kornik,
    a co Ciebie wygnało pod ten kocyk? Mam nadzieję, że nie jakiś jesienny wirus. Brioszki dla Ciebie i pozdrowienia ode mnie i od synka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku,co za pysznosci! Wspaniałe brioszki, wspaniała konfitura. Jestem zachwycona!
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. piękne zdjęcia.
    i te wspaniałości, które wyszły spod Twych pracowitych i zdolnych, zwinnych rączek.
    piękności, cuda!

    http://www.karmel-itka.blogspot.com
    http://www.slodkakarmel-itka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Oh,gdy to czytałam, przypomniał mi się mój Dziadziuś - był chirurgiem, i też przypominam sobie jego precyzję w kuchni, gdy tymi swoimi wprawnymi rękoma, spokojnym gestem zszywał galantynę z kurczaka... żeby nam, swoim wnukom, zrobić przyjemność, bo za tą Jego galantyną przepadaliśmy...:)

    A brioszki przepiękne - nic, tylko je jeść!

    OdpowiedzUsuń
  6. pokochalam Twoje brioszki od pirwszego wejrzenia... i ta konfitura.... o rany, slinianki mi nie wyrabiaja...

    OdpowiedzUsuń
  7. Majana,
    jejku, ale mi miło. Niezmiernie mi miło, że Ci się tak podobają.

    Karmel-itka,
    ale sprawiłaś mi wielką radość. Moje rączki lecą do góry ze szczęścia.

    delikatessen,
    sprawiłaś mi wielką przyjemność swoim wpisem. Cieszę się niezmiernie, że wywołał u Ciebie takie wspomnienia. Mój był inżynierem i myślę, że część tej precyzji też z tego wynikała.

    Daria & Jarek,
    cudownie. Niezmiernie się cieszę.

    OdpowiedzUsuń
  8. Muszą obłędnie smakować...piękne brioszki, a ta konfiturka...mniam

    OdpowiedzUsuń
  9. Zachwyciły mnie zdjęcia, brioszki i konfitura.
    Maślane brioszki to moja miłość, zresztą nie tylko moja. Koniecznie wypróbuję, bo wierzę, że są idealne.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ochy i achy mi się cisną na usta. Brioszki i konfitura obłędne a na trzech pierwszych fotkach kubas moich marzeń... gdzieś kiedyś wypatrzony ale na razie nie realny.

    OdpowiedzUsuń
  11. Uwielbiam konfiturę z róży, a takiej domowej nigdy nie miałam okazji spróbować. Teraz mi się marzy Twoja konfitura w towarzystwie apetycznej brioszki :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Bo starsi ludzie mają jakąs taką cierpliwość we krwi ....nasz pokolenie juz tak nie ma, a szkoda.... brioszek jeszcze nie robiłam, ale w końcu muszę sie skusić ...bo zagladaja na mnie ze wszech stron:) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  13. Angie,
    smak rzeczywiście mają nieziemski. Co do konfitur. Ona jest niesamowita w smaku. Teraz będę już zbierać co roku owoce róży.

    Holga,
    niesamowicie cieszę się, że tak Ci się wszystko podoba. Co do brioszek. Spróbuj koniecznie. Są wyjątkowo pyszne. Niezjedzone (przepis jest na 12 sztuk) mroże. Dzięki temu mam szybkie i pyszne śniadanie przez cały tydzień.

    Wiewióra,
    och i ach, ale mi miło. Dzękuję serdecznie. Co do kubka. Bardzo go lubię. Ma nietypowy kształt. Jest stosunkowo niski i szeroki. Wygląda jak stary, poobijany kubek, a jest całkowicie gładki.

    burczymiwbrzuchu,
    przy tej konfiturze jest trochę roboty, ale warto. Mi się udało zebrać owoce, bo na północy kraju wegetacja ma opóźnienie 2-3 tygodniowe.

    Jolanta szyndlarewicz,
    coś w tym jest. Mniej pędu życia, doświadczenie, mówiące co jest ważne, a na co niewarto tracić energii. Brioszki szczerze Ci polecam. U mnie znajdziesz kilka przepisów na nie. Zachęcam.

    OdpowiedzUsuń
  14. Też pamiętam mojego dziadka Izusia (Izydora), który pochylony nad kuchennym stołem kroił warzywa na sałatkę bardzo precyzyjnie w maleńką kosteczkę :) Ja nie mam tej cierpliwości...

    A zdjęcia przepiękne :) U mnie też dziś było drożdżowo do kawy :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Sisters4cooking,
    Lubię czytać takie słowa - wspomnienia o naszych najbliższych, ich zwyczajach i zachowaniach. Wtedy wyłania się pewien obraz całego pokolenia. Oni tak często byli podobni, wychowani na takich samych wartościach. Pokolenie drobnej kosteczki.

    OdpowiedzUsuń
  16. Piękne fotografie, a na brioszki, to mi wielkiej ochoty narobiłaś. Może upiekę w weekend,
    ale pójdę na łatwiznę i kupię jakąś różaną konfiturkę w sklepie;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Boei,
    serdecznie dziękuje za tak miłe słowa. Zachęcam Cię bardzo do wypieku brioszek. Ich robienie i zajadanie to sama przyjemnośc.

    OdpowiedzUsuń
  18. Konfiturę będę robić jutro.....już mi ślinka leci:-)

    OdpowiedzUsuń
  19. Dorota,
    bardzo się cieszę. Podziel się wrażeniami.

    OdpowiedzUsuń
  20. Och! marzę o tym kubku z CF.
    Jest przepiękny!
    Fotki Twoje cudowne. Pachnące i smaczne. Jak zawsze!
    Pozdrawiam raz jeszcze!

    OdpowiedzUsuń
  21. Mimi,
    i ja go bardzo lubię. Ma taki nietypowy kształt - niski i szeroki. Wiesz, że jak czytałam ten komentarz od Ciebie, piłam z niego kawę. Uwielbiam te "zbiegi okoliczności" z Tobą. A komplement o zdjęciach od Ciebie to poezja na mę duszę. Dziękuję i serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję bardzo za Twój komentarz.