Jak z francuskiej piekarni III. Croissanty z nadzieniem migdałowym.
Uwielbiam migdałowe croissanty. W czasie pobytów we Francji zaczynam nimi dzień i kończę. W trakcie dnia również niejednokrotnie nie potrafię się im oprzeć. Na lotnisku po przylocie kieruję kroki do lotniskowej kawiarni i kupuję pierwszego, a potem... są następne. Zjadłam ich już dziesiątki (setki aż boję się napisać, ale tak może być). Jadłam te z najlepszych paryskich cukierni i z tych maleńkich lokalnych. Jednak najlepsze (i najtańsze) jadłam w maleńkiej, lokalnej piekarni w normandzkiej wiosce. Tego cudownego smaku nigdy nie zapomnę, a trafiłam tam przez przypadek, a dokładnie przez czerwone światła.
Parę lat temu planowaliśmy rodzinny pobyt we Francji. Był środek lata i chcieliśmy pokazać dzieciom Normandię i Bretanię. Niestety sprawy zawodowe mojego męża uniemożliwiły nam wspólny wyjazd. Mogliśmy odłożyć eskapadę na następny rok albo mogłam jechać sama z dziećmi. Nie byłam pewna czy dam radę. W końcu, musicie o tym wiedzieć, jestem kierowcą autostradowo - miejskim. Korki to moje środowisko, autostradą też nie pogardzę, ale zasadniczo, żeby jechać muszę mieć po dwa pasy w każdym kierunku. Wszelkie wyjazdy weekendowo wakacyjne to działka mojego męża. On urodził się z kierownicą w ręku. Przejechać dla niego tysiąc kilometrów to sprawa normalna, dla mnie sto stanowiło problem. Podjąć decyzję pomogła mi wiara męża w moje umiejętności. Powiedział krótko: dasz radę, a jeżeli nie, wiem, że zawrócisz.
Kilka dni później siedzieliśmy w samolocie. Jak nam się leciało, a emocji było wiele, możecie przeczytać TUTAJ.
Kilka dni później siedzieliśmy w samolocie. Jak nam się leciało, a emocji było wiele, możecie przeczytać TUTAJ.
Potem były już tylko piękne chwile. Pobyt w ukochanym Paryżu, odkrywanie nowych miejsc, odwiedzanie znanych. I nadszedł dzień wyjazdu dalej. Pożyczony samochód (oczywiście Peugeot, w końcu miały być francuskie klimaty) i w drogę. Pierwszych stu kilometrów nigdy nie zapomnę. Ciągle byłam zaskoczona, że daję radę, zastanawiałam się czy nie powinnam zrobić przerwy na odpoczynek i zadawałam sobie pytania czy ja jestem odpowiedzialna... A potem... prawie dwa tysiące kilometrów w kilka dni, jazda po stromych, średniowiecznych uliczkach szerokości samochodu ze złożonymi lusterkami, parkowanie jak Francuzi na miejscach długości samochodu i... miałam z tego wiele radości. Z tej wyprawy wróciłam jako zupełnie inny kierowca. Za nami był pożar na autostradzie, najbardziej zakorkowany weekend we Francji, kiedy wszyscy obywatele wyruszyli na wakacje, ulewa tak wielka, że zepsuły się wycieraczki, przekonanie policjanta, że tego wykroczenia, o które mnie podejrzewa nie zrobiłam... I mnóstwo wspaniałych chwil.
Przez pierwsze dni jeździliśmy wg wcześniej ustalonego planu, a potem był żywioł. Pikniki na plaży w ustronnych zatoczkach, odwiedziny u lokalnych producentów calvadosu i cydru, zajadanie się naleśnikami, zwiedzanie urokliwych miasteczek, zachody słońca przy latarniach morskich. Bajka.
Któregoś dnia wyruszyliśmy skoro świt do Mont St Michel. Bez śniadania, bo było bardzo rano. Głód dokuczał nam coraz bardziej, ale żadna napotkana kawiarnia nie podobała się nam wystarczająco. I wtedy w wiosce, przez którą przejeżdżaliśmy zapaliły się czerwone światła. Stanęliśmy. Kiedy zapaliły się zielone, dzieci krzyknęły: piekarnia po prawej. Szybki skręt i po chwili otwieraliśmy drzwi piekarni. Ten zapach, który otoczył nas po otwarciu drzwi, zapamietam na zawsze. Wybraliśmy parę brioszek i kiedy przyszło do płacenia, piekarz wyniósł wielką blachę gorących migdałowych croissantów. Szybka zmiana zamówienia i po chwili zajadaliśmy się, siedząc na kamiennym murku, najlepszymi croissantami w życiu. Gorąca kawa w papierowym kubku, ciepłe croissanty i gołe stopy oparte o nagrzane kamienie. To było jedno z najwspanialszych śniadań w moim życiu.
Dzisiejsze croisanty przenoszę mnie myślami do tamtych chwil. Przepis jest tak prosty jak niemiecka autostrada równa. Chwila mieszania, a potem cudowna rozkosz dla naszego podniebienia. Ten przepis to baza. Reszta zależy do Waszej inwencji. Możecie do kremu migdałowego dodać kawałki czekolady, świeże maliny, lemon curd, konfiturę z róży, nutellę. Pamiętajcie tylko o jednym. Kupcie najlepsze croissanty, jakie znajdziecie. MUSZĄ być zrobione na maśle. Kiepskie, upieczone na margarynie albo innym tłuszczu cukierniczym odbiorą Wam 90% przyjemności.
Inne moje ulubione przepisy na wypieki jak z francuskiej piekarni znajdziecie poniżej.
Croissanty migdałowe.
Croissants aux Amandes
6 croissantów (kupionych przynajmniej dzień wcześniej, muszą być lekko podsuszone)
6 croissantów (kupionych przynajmniej dzień wcześniej, muszą być lekko podsuszone)
2 - 4 łyżki płatków migdałowych
cukier puder
syrop
2 łyżki cukru
2 łyżki rumu
1 szklanka wody
nadzienie migdałowe
100 g cukru
100 g zmielonych migdałów
100 g miękkiego masła
szczypta soli
2 jajka
1/2 łyżeczki naturalnej esencji waniliowej
Syrop: do rondelka wlać wodę, dodać cukier i rum. Gotować na średnim ogniu mieszając. Doprowadzić do wrzenia i gotować 1-2 minuty. Zdjąć z ognia i pozostawić do wystudzenia. Przelać do głębokiego talerza.
syrop
2 łyżki cukru
2 łyżki rumu
1 szklanka wody
nadzienie migdałowe
100 g cukru
100 g zmielonych migdałów
100 g miękkiego masła
szczypta soli
2 jajka
1/2 łyżeczki naturalnej esencji waniliowej
Syrop: do rondelka wlać wodę, dodać cukier i rum. Gotować na średnim ogniu mieszając. Doprowadzić do wrzenia i gotować 1-2 minuty. Zdjąć z ognia i pozostawić do wystudzenia. Przelać do głębokiego talerza.
Nadzienie migdałowe:
przesypać cukier, zmielone migdały i sól do miski i dokładnie
wymieszać. Dodać masło i zmiksować na gładką masę. Dodać jajka, po
jednym na raz, cały czas miksując.
Nagrzać piekarnik do 180 stopni C. Wyłożyć blachę do pieczenia pergaminem.
Każdą połówkę zamoczyć w syropie, tak aby całe były zwilżone.
Nagrzać piekarnik do 180 stopni C. Wyłożyć blachę do pieczenia pergaminem.
Przekroić rogaliki na pół.
Położyć
na pergaminie dolną połówkę croissanta i posmarować ją (grubo)
nadzieniem migdałowym. Przykryć górną częścią rogala. Posmarować górę
nadzieniem i posypać płatkami migdałowymi.
Wyjeżdżam na kilka dni. W tym czasie nie będę miała możliwości odpowiedzi na Wasze komentarze, ale z wielką przyjemnością przeczytam je po powrocie. Na następny post zapraszam w środę wieczorem.
Piec croissanty ok. 12-13 minut, aż płatki się zezłocą. Ostudzić na kratce.
Pyszne są lekko ciepłe.
Pyszne są lekko ciepłe.
przepis Clotilde Dusoulier z (Chocolate & Zucchini)
Lo, napisałaś tak pięknie, ze aż poczułam ciepło tych kamieni pod stopami...:) Czy to możliwe, zę byłyśmy wtedy we Francji razem...? Byłam pod Grenoble jak była taka ulewa i tez zepsuły nam się wycieraczki...:)
OdpowiedzUsuńLo, te croissanty musiały być obłędne, u nas takich nie znajdę...:(
JA chcę do Francji...!!!
Pięknego wyjazdu, Lo!
wstyd (?) się przyznać, mieszkam 15 lat we Francji i jeszcze nie wpadłam na pomysł, żeby kupić sobie migdałowe croissanty ;D
OdpowiedzUsuńpostaram się nadrobić choć Bretania to może nie najlepsze miejsce na taki zakupy ;)
a tak à propos, uważam ze współczesna kuchnia francuska jest sporo przereklamowana, jednakowoż poranne zakupy w lokalnej boulangerie to jedne z piękniejszych momentów w życiu :)
Piękna podróż i jeszcze piękniejsza, taka magiczna trochę - opowieść o niej.:)
OdpowiedzUsuńFrancja wciąż pozostaje w sferze moich marzeń, ale za to francuskie croissanty już nie.:)
Dziękuję.:)
Lo, ale z Ciebie odważna Babeczka! Ja to bym się na tyle kilometrową wycieczkę jako kierowca w życiu nie wybrała.. brr ;)
OdpowiedzUsuńA rogale brzmią bardzo apetycznie!
Muszą być fantastyczne w smaku, na pewno wypróbujemy!
OdpowiedzUsuńJadłam podobne ;) To jest smak :)!
OdpowiedzUsuńMigdałowe croissanty, coś niesamowitego. Jako fan croissantów w każdej postaci i migdałów...chyba rozumiesz :D
OdpowiedzUsuńOczywiście ! Jak z francuskiej piekarni..a może i lepiej :))
OdpowiedzUsuńOj, u Ciebie to dopiero można połasuchować.
OdpowiedzUsuńTwoje wspomnienia z Francji wywołały lawinę moich!:) Francję uwielbiam! Ale migdałowe croissanty mam do nadrobienia!
OdpowiedzUsuńPiekne, boskie, cudowne!!!!! Obsliniłam sie cała! Mam taka samą wiezyczkę :)
OdpowiedzUsuńMam ogromny sentyment do Francji, a croissanty uwielbiam, z takim nadzieniem to ah i ok-pyszne!:)
OdpowiedzUsuńWspaniale klimatyczny post i zdjęcia. Nigdy takich nie jadłam. Książkę Clotilde kupiłam dawno temu, i wstyd się przyznać, ciągle wisi 'na liście'. Może gdybym otworzyła, to już bym je upiekła, a tak tylko mi ślinka cieknie na widok Twoich
OdpowiedzUsuńwyglądają bardzo apetycznie, aż mi slinka pociekla :) Muszę wyprobować!
OdpowiedzUsuńI ja je uwielbiam! Na śniadanie są cudowne. Lubię takie syropy z rumem odkąd rodzice mi przywieźli butelkę świetnego (wcześniej za nim nie przepadałam).
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, czy ostatnie wyrastanie (kiedy rogaliki są już uformowane) może się odbyć przez noc w lodówce, tak aby croissanty można było upiec z samego rana?
OdpowiedzUsuńTe croisanty nie wymagają wyrastania. To przepis na nadziewane, przyrządzane z gotowych, już upieczonych. Jeżeli robisz sama od początku, to jak najbardziej możesz je zostawić na noc w lodówce do wyrastania, ale musisz je wcześniej wyjąć, żeby ogrzały się przed pieczeniem.
UsuńDziękuję za odpowiedź :). Gapa ze mnie, zostawiłam komentarz nie pod tym postem, o który mi chodziło - robiłam croissanty wg Michela Rouxa :). Udały się pysznie :).
UsuńCieszę się, że się udały. Bardzo lubię dostawać takie wiadomości.
Usuń