Krem kataloński ze skarmelizowanymi pomarańczami . Słoneczny deser zimową porą
Kiedy śnieg znowu przysypał drzewa, a moje mokasyny ponownie zawędrowały do szafy, oglądam moją opaloną twarz w lustrze i przeglądam zdjęcia. Niby wszystko działo się tak niedawno, ale mam wrażenie, że od tego czasu minęły lata świetlne. Szukam słonecznych piegów na nosie i... je znajduję. To dowód na to, że jak czegoś chcemy, to będziemy to mieć. Nigdy nie miałam piegów, a całe życie o nich marzyłam.
Na krańcu Europy, w miejscu gdzie zima nie istnieje, brakowało mi jednego - kawiarni. Nawet nie wiem, czy było to odczucie braku, czy tylko spostrzeżenie. Nie znajdziecie tam kawiarni, piekarni ani bistra. Może tak jest tylko tam, na księżycowej wyspie.
W restauracjach lista deserów jest krótka. Rozpoczynają ją lody, a kończy krem kataloński. Tego drugiego wybór jest szeroki. To dobrze, bo ja lubię takie słodkości. Krem kataloński (crema catalana) przypomina w smaku i wyglądzie crème brûlée. Jest aksamitny, delikatny i na wierzchu ma wspaniałą chrupiącą skorupkę. W moim dzisiejszm przepisie znajdziecie wersję pomarańczową z dodatkiem kawałków skarmelizowanych pomarańczy na wierzchu.
Smak słońca, gdy za oknem pada śnieg.
Krem kataloński ze skarmelizowanymi pomarańczami.
Crema catalana con naranjas.
8 żółtek
100 g cukru
szczypta soli
1 szklanka (250 ml) pełnotłustego mleka
skórka starta z 1/2 pomarańczy
4 łyżki cukru do skarmelizowania
wyfiletowane cząstki z jednej pomarańczy
4 łyżki miodu z kwiatów pomarańczy (może być inny np akacjowy)
Mleko zagotować ze skórką pomarańczową. Pozostawić do naciągnięcia aromatu na 1/2 godziny. Przecedzić i ponownie zagotować. Żółtka ubić z cukrem. Do masy żółtkowej, cały czas ubijając, wlewać cienkim strumieniem gorące mleko. Masę przelać do garnka o grubym dnie i cały czas mieszając, podgrzewać na małym ogniu. Masa ma zgęstnieć, ale nie może się zagotować. Bezpieczniej, jeżeli nie macie wprawy, jest ubijać masę do zgęstnienia w kąpieli wodnej. Będzie to dłużej trwało, ale łatwiej jest uchwycić moment gęstnienia masy. Krem przełożyć do czterech małych miseczek (ramekinów) i wstawić do lodówki do całkowitego stężenia na 6 godzin, a najlepiej na całą noc. Wierzch deseru należy przykryć kawałkiem folii spożywczej. Zapobiegnie to tworzeniu się kożucha na wierzchu.
Wyjęty z lodówki deser posypać cukrem. Przy pomocy palnika do cukru lub grilla w piekarniku skarmelizować cukier.
Na patelni podgrzać miód, dodać pomarańcze. Mieszając podgrzewać całość do momentu skarmelizowania się miodu. Na wierzchu deseru ułożyć pomarańcze.
Mniam, ale pyszności i jakie piękne widoki.
OdpowiedzUsuńCo za pyszności! Krem kataloński i creme brulee - to jest to! A wersja z pomarańczami bardzo mi się podoba;) Zawsze bałam się zaryzykować domowego wyrobu tego deseru, ale chyba pora spróbować...:)
OdpowiedzUsuńAch jaki piękny i słoneczny deser, aż przyjemnie popatrzeć :) A jeszcze przyjemniej byłoby go zjeść ;)
OdpowiedzUsuńpiękne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńi niesamowity deser. och, pyszności!
Cudny deser i cudne zdjęcia:)
OdpowiedzUsuńPo prostu cudowny! Lo, ale mi narobilas ochoty na taki deserek. I na wyjazd takze. Niestety musze poczekac do wakacji. Hiszpania przyzywa... :)
OdpowiedzUsuńfajny ten krem
OdpowiedzUsuńfajne zdjęcia porobiłaś:) jeśli to nadal Kanaryjskie (a pewnie tak), to powiem, że na Teneryfie kawiarnie jednak były a w jednej w mojej miejscowości był taki wybór deserów, że trudno było się zdecydować:)
OdpowiedzUsuńPozazdrościc wyjazdu...piekne zdjecia. Desery typu krem katalonski bardzo lubie - do zapamietania i zrobienia po przyjezdzie do Polski :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam !
LO, wyjeżdżam na weekend, wracam.., a u Ciebie takie bogactwo - rogalikami się zachwyciłam,bo miękkie i puchate(chciałabym zrobić..., ile ja Twoich przepisów chciałabym wykorzystać... wciąż tylko tydzień za krótki, bo praca...:(), mus - delikatne, cudowne szaleństwo z czekoladą, a krem kataloński... leży u mnie w przepisach i czeka... na palnik:). Do tego całego kulinarnego szaleństwa zdjęcia, które tęsknią za wakacjami...
OdpowiedzUsuńwidoki faktycznie piękne :)))) zwłaszcza, gdy u mnie za oknem przed chwilą była prawdziwa zamieć śnieżna (nie żartuję, naprawdę była!)
OdpowiedzUsuńa przepis na deser niezwykle słoneczny! zaklinasz nim lato, zaklinasz... mam nadzieję, że w tym roku przyjdzie do nas szybciej.
Marzę teraz o wakacjach z morzem takim jak na ostatnim zdjęciu. Tak dawno nie słyszałam fal rozbijających się o brzeg.
OdpowiedzUsuńCudowny deser. Uściski!
Lo, te widoki chyba jednak wynagradzają brak kawiarni.. :)I kozy jakie fajne, zwłaszcza ta do połowy czarna, od połowy biała :)
OdpowiedzUsuńI deser słoneczny, a tu za oknem znów prószy..
Pozdrawiam ciepło :)
przepiekne widoki:)
OdpowiedzUsuńa ten deser... pychota:)
Crema catalana to mój drugi ulubiony deser.
OdpowiedzUsuńCudny widok dla mnie w tak mało atrakcyjny zimowy czas.
hania-kasia,
OdpowiedzUsuńmiło mi to czytać, a deser rzeczywiście był pysznościowy.
delikatessen,
spróbuj koniecznie. Wbrew pozorom to nie jest trudny deser, chociaż crème brûlée robi się prościej.
Mm_ajka,
mi również ten deser przywodzi na myśl słońce. Może właśnie przez ten dodatek pomarańczy.
Karmel-itko,
dziękuję Ci bardzo.
wiosenka27,
dziękuję, dziękuję...
Majko,
nie przypuszczałam, że to kiedyś napiszę, ja fanka wyjazdów narciarskich. Taki zimowy wypad tam gdzie jest ciepło, to coś fantastycznego.
kulinarne-smaki,
i smakowity. Polecam.
Olu,
mam wrażenie, że te wyspy bardzo różnią się od siebie. Na Fuertaventurze podobało mi się właśnie to, że jest nieskomercjalizowana i mało popularna.
Magdaleno,
to znaczy, że niedługo zawitasz do K?
Ewelajno,
ale mnie cieszą Twoje słowa. Co do kremu. Jeżeli masz opcję grill w piekarniku, to wystarczy.
EVE,
zaklinam ile się da. Wczoraj u mnie padał grad, śniegu do kolan. Wypatruję wiosny jak kania dżdżu.
Kasiu,
morze na tym ostatnim zdjęciu jest piękne, ale niesamowicie groźne. Ta plaża słynie z tego, że Ci co wchodzą tam do morza, już z niego nie wychodzą. Prądy, skały i szalejący żywioł. Mi się teraz marzy morze w zimowej aurze.
moniko,
zdecydowanie tak. Widoki były przepiękne. Kóz na wyspie jest całkiem sporo, one jako jedyne zwierzęta chodowlane dają sobie radę w tak trudnych warunkach.
Ago,
teraz grzeję się wspomnieniami tych widoków i zapachów.
Amber,
OdpowiedzUsuńa pierwszy?
Cudowne wakacje w środku zimy! Ogromnie Ci ich zazdroszczę! Takich widoków... takiego ciepła...
OdpowiedzUsuńAle przygotuję sobie ich namiastkę w domu. Popatrzę na niebo (jeśli będzie świeciło słońce), z kokilką pełną słonecznego kremu w dłoniach...
Pozdrawiam Cię! :)
Uwielbiam crema catalana, jak zresztą większość rzeczy związanych z Hiszpanią:)
OdpowiedzUsuńNie wiem jak na innych wyspach, ale na Teneryfie były kawiarnie. Pamiętam, bo piłam w nich moje ulubione cortado.
Pozdrawiam.
Karmisz nas widokiem słonecznych plaż i egzotycznych deserów... ja już czuję się jak w innym świecie bez śniegu i ciepłej kurtki...
OdpowiedzUsuńSliczne naczynia do creme catalana :)
OdpowiedzUsuńmusi smakować zabójczo, no bo jak inaczej może smakować creme catalana w dodatku z pomarańczami?
OdpowiedzUsuń:)
Lo, naprawde mozna miec piegi na zyczenie? No na takie spoznione :)
OdpowiedzUsuńA crema catalana raz poprosze, niewazne ze juz blisko 23 :) usciski!
Uwielbiam taki krem. Zajadałam się nim kiedy byłam na wakacjach,.
OdpowiedzUsuńDeser prosty, a jakże wykwintny...
OdpowiedzUsuńChętnie bym się poczęstowała taką porcją smaku słońca :)
OdpowiedzUsuńDziś odkryłam Twoj blog kulinarny i jestem zachwycona!Sama jestem wielbicielka Paryża i za każdym razem czy to służbowo czy prywatnie wracam tam chętnie jestem tez wielką gourmande:)i tyle przepisów do sprawdzenia u Ciebie!Merci beaucoup!
OdpowiedzUsuńOstatnio zafasynował mnie po raz kolejny zreszta we Francji pyszny sos do sałat,jakby z lekka nutą musztardy,majonezu...sama nie wiem.
Ogólnie wszystko co francuskie nie jest mi obce:)pozdrawiam ciepło Aga
Zaytoon,
OdpowiedzUsuńja patrzę w niebo też, a tam ciągle śnieg.
Ana,
już widzę, że każda wyspa jest inna. Nasza była dzika i księżycowa. I to był jej urok, mimo braku kawiarni.
mikimama,
to też taka moja tęsknota za ciepłem, światłem i słońcem,, którego mi brakuje.
Ania vel Vespertine,
ale mi miło, że Ci się podobają. To taka rustykalna terakota.
Anoushka,
widzę, że u Ciebie wszystko jest zabójcze. Cieszy mnie to niezmiernie.
buruuberii,
żeby to było takie łatwe. Kiedyś w Prowansji widziałam w sprzedaży nakładki na twarz do opalania z efektem końcowym - piegi. Wygląd miały masek z horroru. Te moje piegi to pewnie tylko ja widzę, bo... chcę.
Ag Pe,
to może przyomnisz sobie smak wakacji?
Yvonne,
do tego ten smak...
Flusso,
a ja chętnie bym Ciebie nim poczęstowała...
Anonimowy (Aga),
witaj. Bardzo się cieszę, że do mnie trafiłaś i, że Ci się podoba. Rzeczywiście Francja i francuska kuchnia są mi najbliższe. Zapraszam Cię w takim razie do częstych odwiedzin.
Krem kataloński bardzo lubię, ale nigdy jeszcze nie jadłam go z dodatkiem karmelizowanych pomarańczy... Muszę tego spróbować, bo brzmi fantastycznie! Pzdr Aniado Ps. Baaardzo podoba mi się Twoje określenie: "wyfiletowane cząstki pomarańczy" - dokładnie wiadomo o co chodzi:)
OdpowiedzUsuń