Bienmesabe - migdałowy sos z krainy słońca.
W ostatnią niedzielę wygrzewałam się w słońcu, a dzisiaj owinięta swetrami odtwarzam smaki kanaryjskiej kuchni. Nie brakuje mi tamtejszych niesmacznych pomidorów, nie brakuje mi kąpieli w oceanie. Mogę obyć się także bez wysokich temperatur i lenistwa jakie mi tam towarzyszyło. Brakuje mi za to tamtego światła i słońca. Długiego dnia, ciepłych wieczorów i kwitnących kwiatów. Na razie z radością oglądam moją opaloną skórę, przyzwyczajam się do różnicy temperatur, przeglądam hiszpańskie książki kucharskie i cieszę się domem.
Bienmesabe to słodki sos migdałowy z dodatkiem miejscowego (kanaryjskiego) wina. W oryginale używa się do niego wina Malvasia (Malvazia, Malmsey) produkowanego ze szczepu winogron o tej samej nazwie. Winogrona te uprawiane są w Grecji, we Włoszech (używane do produkcji Vin Santo), w Hiszpanii, Australii, Usa, na Maderze i na Wyspach Kanaryjskich. W zastępstwie można użyć Marsali, Vin Santo, Madery lub innego słodkiego wina.
Sos jest doskonałym dodatkiem do lodów. Świetnie smakuje też z serkiem mascarpone lub z jogurtem. Do tego robi się go bardzo prosto i szybko.
Bienmesabe (sos migdałowy).
180 g cukru
1/2 szklanki wody
125 g zmielonych migdałów bez skórki
starta skórka z 1/3 cytryny
65 ml wina Malvasia (Vin Santo, Marsala...)
2 żółtka
szczypta cynamonu
Zagotować w rondelku wodę z cukrem. Dodać migdały i mieszając gotować całość około 10 minut na małym ogniu. Dodać wino, skórkę, cynamon i lekko rozbełtane żółtka. Gotować 2 minuty, cały czas mieszając masę. Wystudzić.
Przepis Carlos Gamonal Jiménez z książki "Canarian cuisine".
Zazdroszczę i sosu i wysp. ;)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia, cudowny powiew lata w środku zimy.
OdpowiedzUsuńWiesz LO,a ja jak wracam z ciepła w zimę,to tęsknię za wszystkim - za oceanem,za ciepłem,za słońcem, za światłem...I zimno mi podwójnie.
OdpowiedzUsuńAle ten sos to ja sobie zaraz zrobię i na nowo powrócę na Kanary!
Lo, wyjeżdżając do ciepłych krajów zrobiłaś chyba najlepsze co można zrobić w zimę :)))
OdpowiedzUsuńCiekawy deser, pyszny na pewno, zaciekawiło mnie to wino - wiesz może czy ma coś wspólnego z ową słynną dawno dawno u nas małmazją?
Pozdrowień moc :)))
Lo, jak dobrze że wróciłaś, przywożąc dla nas trochę słońca na zdjęciach! Bardzo się cieszę, że wyjazd się udał i zainspirował do nowych przepisów!! Teraz dziel się nimi z nami! Cudowny początek roku- życzę, żeby cały rok był tak udany :)
OdpowiedzUsuńNa której wyspie byłaś, jeśli można spytać? A więc to jednak prawda, a nie turytyczny mit, że słońce tam świeci cały rok:) Dla mnie to przede wszystkim raj rybny. Sos próbowałam z lodami, nie wiedzialam, że taka jest jego technologia:)
OdpowiedzUsuńPiękne zjęcia. Już się nie mogę doczekac wakacji! :)
OdpowiedzUsuńpiękne fotografie.
OdpowiedzUsuńocieplają tę chłodną aurę.
migdałowy sos w środku zimy to świetny pomysł, a jeszcze lepszym jest wyjechanie tam, gdzie ciepło :)
OdpowiedzUsuńNie dziwie sie, ze brakuje Ci teraz tamtejszego swiatla, dlugich dni i tych niesamowitych pejzazy! Cudne fotki!
OdpowiedzUsuńSos rowniez bardzo optymistycznie nastraja, tym bardziej, ze uwielbiam wina tego typu ;)
Tutaj mamy tez szczep Malvasia (Malvoisi)e, ale to jednak nie to samo co rosnace w tak naslonecznionych miejscach grona.
Pozdrawiam Cie serdecznie w Nowym Roku!
Sos migdałowy - brzmi bardzo zimowo, ale jak połączyć go z lodami to pozostaje tylko delektować się smakiem i Twoimi zdjęciami. No pewnie , że zazdroszczę i światła i ciepła...:).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, Lo!
Heh zazdroszczę Ci tego ciepła, tych kwiatów, takich zachodów i widoków, gdy tu wszystko spowite jest grubą warstwą śniegu.. Taka miła odskocznia..
OdpowiedzUsuńSos wspaniały.. A do tego przepięknie się prezentuje na tych lodach..zakochać się można..
Wczoraj natrafiłam na Twojego bloga i stwierdziłam,że łączy nas miłość do Francji. Będę się tu pojawiać częściej od teraz :) Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńP.S Piękne zdjęcia. Miałaś fantastyczne wakacje w środku zimy ;)
Cudowne zdjęcia Lo :-) Też chciałabym tam teraz pojechać ;)
OdpowiedzUsuńLO! Witaj:) Ależ się stęskniłam! Piękne zdjęcia i intrygujący przepis!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie!
Holga96,
OdpowiedzUsuńsos możesz zrobić i wtedy poczujesz to słońce w jego smaku. Ja tak sobie odtwarzam tamte chwile.
Feeriasmakow,
ja sama nie zdawałam sobie sprawy jak wielką radość może dać słońce w środku zimy. Nie chodzi tu wcale o leżenie na plaży, chodzenie w sukience i kąpiele. Najważniejsze jest to światło.
Amber,
mi jest ciągle tak zimno. Po przylocie mieliśmy ponad 30(!) stopni różnicy w temperaturze. W drugą stronę ta zmiana jest szybka i rozkoszna.
Moniko,
malvasia to rzeczywiście ta słynna w Polsce w XVII i XVIII wieku małmazja. Wtedy sprowadzano ją z Grecji z okolic miasta Malwazja. Szczep winny ten sam. Co do lata w środku zimy to teraz i ja jestem tego orędowniczką. Cudowna odskocznia.
Agnieszko,
dziękuję za przemiłe słowa. Inspiracji kulinarnych nazbierałam i teraz odtwarzam tamte smaki. Jednak kuchnia francuska pozostaje u mnie na pierwszym miejscu.
Olu,
byliśmy na Fuertaventurze. Miała być dzika wyspa z wiatrami do pływania na windsurfingu i bez hoteli wieżowców. Temperatury w dzień około 30 stopni, wieczorami 20. Woda w oceanie też 20 stopni. Taka pogoda jest tam podobno przez cały rok. Rzeczywiście wyspy to raj rybny. Znależliśmy rybną knajpkę dla miejscowych w porcie i smaku tamtych dań nie zapomnę.
Kasiu,
a ja czekam na wiosnę i słońce.
Karmel-itk,
ja też oglądam te zdjęcia i próbuję się przy nich ogrzać.
Paulo,
ja też zostałam orędowniczką zimowych wyjazdów tam gdzie ciepło.
Beo,
bardzo dziękuję Ci za życzenia świąteczne. U nas zawze były narty zimą. Grzaliśmy się we włoskim słońcu i obiecywaliśmy sobie, ze za rok jedziemy do Szwajcarii. Parę miesięcy temu mój mały synek zaczął się błyskawicznie stawać dużym synkiem. Tak szybko, że nie wytrzymały tego jego mięśnie nóg i piszczele. Nie wolno mu biegać, jeżdzić na nartach, rowerze, pływać...inaczej przed nim operacja i wielomiesięczny gips. Dlatego w tym roku narty nie są dla nas i padło na ciepłe strony Europy. I to wcale nie było takie złe.
Zaciekawiłaś mnie tymi szwajcarskimi winami. Ja jestem ich wielką miłośniczką, bo mam z nimi cudowne wspomnienia. Jezioro genewskie, winnice, Alpy w tle i to niesamowite poczucie bezpieczeństwa.
Ewelajno,
wiesz ile tam było Skandynawów. Oni mają na receptę takie wyjazdy. Już się temu nie dziwię i też pragnę takich recept.
Spencer,
dla mnie to była cudowna odskocznia od poranków kiedy w ciemnościach po śniegu przedzieram się przez las do pracy. Teraz kiedy wrony kraczą mi złowieszczo nad głową wspominam błękitne niebo.
Escapade Gourmande,
cieszę się bardzo, ze do mnie trafiłaś. Moja miłość do Francji jest wielka, niewyczerpana i prawie bezgraniczna. teraz i ja będę Cię odwiedzać na blogu.
Kasiu,
dziękuję i życzę Ci tego.
Anno-Mario,
OdpowiedzUsuńi znowu się uśmiecham czytając Twoje słowa. Dziękuję i ślę Ci słoneczne buziaki.
Życzę Wam wszystkim odwiedzającym to miejsce cudownego kolejnego roku. Słońca wokół Was i w środku Was. Do tego dużo radości i pysznośći.
Aż przeszły mnie dreszcze na widok tych cudownych fal rozbijających się o rozgrzane brzegi i kolorowych kwiatów w pełnym rozkwicie. Ależ ja tego pragnę, ależ ja o tym marzę!
OdpowiedzUsuńSos jest świetny. Gdybym ja tylko częściej jadła desery, które można by nim polać...
Pozdrawiam!
Wiem, że to bardzo źle zdradzać swoje instynkty mordercy :o
OdpowiedzUsuńAle chyba bym teraz zabiła za taką podróż w takie ciepłe miejsce!
Sosem migdałowym też bym przy okazji nie pogardziła...
niesamowite kolory.
OdpowiedzUsuńTrudno napisac cos konstruktywnego... wobliczu Twoich wspomnien i widokow. Ja zazdroszcze slonca i swiatla czyli bardzo deficytowych tu klimatow. Dobrze, ze wrocilac...Usciski serdeczne - Anna
OdpowiedzUsuńZaytoon,
OdpowiedzUsuńtakie duże fale były po zachodniej stronie wyspy. Niestety to miejsce było tylko do podziwiania albo... jednorazowego wejscia do wody. Wielki żywioł.
Arvén,
ja nie przypuszczałam, że taki wyjazd może dać tyle radości. Teraz i ja będę mordować jeżeli nie stanie się to naszą rodzinną tradycją.
Asiejo,
kolory kwiatów są wielkim kontrastem dla księżycowego wyglądu wyspy.
Anno,
po tym wyjeździe doszłam do wniosku, że zimno można jakoś przeżyć, ale nie brak światła. Ściskam Cię serdecznie.
Trzymam wiec kciuki za synka, Lo!
OdpowiedzUsuńI za kolejne tak udane wojaze :)
A wyspa spełniła oczekiwania?
OdpowiedzUsuńBeo,
OdpowiedzUsuńdziękuję Ci bardzo. Ja trzymam kciuki za Twoje plecki.
Olu,
na wyjazd w środku zimy jest idealna. W lecie szukam jednak czegoś innego. Dla windserferów idealna przez cały rok.