Kotleciki z łososia smażone... przy świecy.
Ostatni weekend dał mi się we znaki. Dom nagrzał się do granic niemożliwości i ciężko było w tej temperaturze zebrać myśli, a co dopiero robić coś innego. Jedyna sensowna myśl krążąca po mojej głowie dotyczyła kąpieli w zimnym Bałtyku. Jak ja mogłam kiedyś narzekać na temperatury w naszym morzu? Ile ja bym dała za tę delikatną bryzę i orzeźwiający chłód wody.
Ochłodę dostałam, ale w formie burzy. Burza, która przyszła, nie była taka zwyczajna, z pohukiwaniem piorunów, ale groźna i potężna, kiedy żywioł daje znać o swojej mocy. Wichura, ulewa, grad, połamane drzewa i... brak prądu (przez kilkanaście godzin). Nie pamiętam takiej sytuacji w mieście. Brak prądu nad morzem jest na porządku dziennym i stanowi pewną atrakcję dla nas mieszczuchów, ale tutaj był dużą niespodzianką. Pomimo szalejących żywiołów jeść trzeba, a więc wyciągnęłam wszystkie świece (trzy), patelnię i przy pomocy latarki czołowej (jak dobrze, że mężowie potrzebują takich rzeczy) przyrządziłam kotleciki z łososia. Wśród ciemności rozświetlonej blaskiem świecy słychać było pytanie: kiedy znowu je zrobię? To jest dla nich najlepsza rekomendacja, bo moi domownicy są rozpasani i przyzwyczajeni do codziennie innych smaków. Nie sugerujcie się zdjęciami. Ciężko je robić, jak nie widać końca czubka nosa.
Noc również nie przyniosła ukojenia. Obudził nas huk łamiących się drzew. Teraz jest już dobrze. Chłodniej i jest prąd, a więc zapraszam na kotleciki.
Kotleciki z dzikiego łososia z tymiankiem.
(Wild salmon cakes)
2 liście laurowe
500 ml mleka
500 g łososia ( 3 steki)
3 średnie kartofle (600 g)
1 łyżeczka świeżego tymianku lub 1/2 łyżeczki suszonego
1 jajko lekko ubite
4 dymki posiekane razem ze szczypiorem
80 g tartej bułki
olej do smażenia
bułka tarta do obtoczenia
sos
2 łyżki majonezu
4 łyżki jogurtu naturalnego
sól do smaku
1/2 łyżeczki cukru
1 łyżka soku z cytryny
2 łyżki kaparów
W garnku zagotować mleko wraz z liśćmi lurowymi. Włożyć do niego łososia i kiedy mleko ponownie się zagotuje, zmniejszyć ogień. Łosoś powinien być całkowicie przykryty mlekiem. Gotować rybę 5 - 7 minut. Zostawić całość do wystudzenia. Obrane kartofle ugotować do miękkości, a następnie je ubić na gładko. Rybę obrać z ości i skóry i dodać jej kawałki do kartofli. Dołożyć lekko ubite jajko, sól,, tymianek, dymkę i bułkę tartą. Całość dokładnie wymieszać. Lekko zwilżonymi dłońmi uformować kotleciki, które następnie obtoczyć w bułce tartej. Smażyć z dwóch stron (po 3-4 minuty) na rozgrzanym oleju. Podawać z sosem. Kotleciki są smaczne zarówno na ciepło jak i na zimno.
Sos: wszystkie składniki wymieszać w miseczce.
Przepis Ross Dobson z książki "Kitchen seasons"
bardzo smakowicie sie prezentuja:) bardzo chetnie bym taki kotlecik zjadla i to nie jeden:)
OdpowiedzUsuńLo, jak wygram na loterii, to ja Ci kupię tę cukiernię/kawiarnię i będziesz tam dla mnie gotować:-) Uwielbiam rybne kotleciki. Jemy je często, z sałatką z cieciorki, fety i kolendry.
OdpowiedzUsuńLo, jestem pełna podziwu, skoro potrafisz przygotwać taki obiad po ciemku :) U mnie światło było ale wszystkie doniczkowe zioła na balkonie ciężko zniosły ulewę. Gratuluję wytrwałości! ps. kotlety wyglądają pysznie, ale historia ich przyrządzania zdominowała!
OdpowiedzUsuńSuper! Nie do wiary, że usmażyłaś je tylko na świecach i to w ciemnościach. Zajeb*sta opowieść! Szacun ;X
OdpowiedzUsuńinteresująca opowieśc. a i z jakim polotem napisana ;] zaciekawiła mnie, bardzo. i niesamowitego dokonałaś wyczynu! bo kotleciki pierwsza klasa ;)
OdpowiedzUsuńAgo,
OdpowiedzUsuńserdecznie zapraszam.
Anno Mario,
to ja trzymam bardzo mocno kciuki za Twoją wygraną. A nuż się poszczęści Tobie i mi.
Agnieszko,
dziękuję Ci bardzo. Ciemniści rzeczywiście nie sprzyjają gotowaniu, a robieniu zdjęć to już zupełnie.
Bez sosiku,
na świecach to obawiam się, że nie dałabym rady mimo najszczerszych chęci. Przyrządzałam je w blasku świec, a smażyłam na gazie.
Karmel-itko,
OdpowiedzUsuńmiło mi niezmiernie. I witam Cię u siebie.
A latarka czołowa, nieraz mi się przydała w domu. A u nas jest bezburzowe zagłebie!Wszystkie burze nas omijają jak dotąd!
OdpowiedzUsuńLo, z latarka na głowie...??? Musiałąś wyglądac bosssko...!!! Kotleciki fajne, a jeszce fajniejsze Twoje nadbałtyckie wspomnienia i poprzednie posty. Ja właśnie wrócuiłam nad Bałtyk z za morza... i trochę tęsknię za jakimś maleńkim sztormem kiedy morze zalewa molo..., kiedy trzeba się szczelnie ubrać i na promenadzie, wieczorem uciekać przed każdą większą falą...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i lubię tu zaglądać:)
Piękna opowieść i urodziwe kotleciki nawet w blasku świec. A Twoja rodzina musi być na pewno nieźle rozpieszczona. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZ lampką na czole przy kuchni to musiał być niezwykły widok!
OdpowiedzUsuńAle kotleciki się udały.
Aaa, wyglądają świetnie! Moja zachciewajka na rybę osiąga apogeum :D
OdpowiedzUsuńPerypetie burzowe dobrze mi znane - tyle, że mi zabiera na razie TYLKO Internet. Za to wystarczy, że dwa razy z daleka zagrzmi i cywilizacja się oddala...
ale ze mnie gapa.. jak przeczytałam tytuł to pomyślałam sobie, że te kolteciki to zrobiłaś przy pomocy świeczek.. a one jedynie rozświetlały ciemnośc.. pysznie.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię takie rybne kotleciki. To miłe urozmaicenie dla zwykłych filetów, które mama serwuje praktycznie co piątek. Twoje danie pięknie się prezentuje!
OdpowiedzUsuńLo! U nas w weekend podobne "cuda natury" miały miejsce - wielogodzinny brak prądu, grzmoty takie, że miałam wrażenie, że dom jest ze szkła i zaraz się rozpryśnie na tysiące kawałków, spalony modem, uszkodzony internet...
OdpowiedzUsuńMusiałaś wspaniale wyglądać z tą lampką:) Danie cudowne bez względu na okoliczności w jakich powstało!
Pozdrowienia!
Lo, nie zazdroszczę bycia budzoną przez trzask łamanych gałęzi! ZA to zazdroszczę kotlecików, neizwykłej są urody :)
OdpowiedzUsuńMiłego weekendu!
Eee tam! romantycznie było ;)
OdpowiedzUsuńTo ja teraz czekam na te fantastyczne pomidorowe buły, które wczoraj zjadłam ze smakiem :)
ściskam