Rumuńskie wspomnienia, pyszna sałatka z buraków i pewien świetny sklep.
Działo się to w ostatnim tygodniu sierpnia zeszłego roku w Bukareszcie. Było niesamowicie gorąco (jak to w Bukareszcie w lecie), w cieniu temperatura dochodziła do 42 stopniu. Po porannym śniadaniu wychodziłam z moim synkiem co rano zwiedzać miasto, koło południa wracaliśmy odetchnać w klimatyzowanym mieszkaniu, a po południu kolejne odkrywanie miasta. Tak też było tego dnia, z tą różnicą, że wybraliśmy muzeum wsi rumuńskiej, które było na otwartym terenie, pod niebem z gorejącym słońcem. Ja jeszcze cierpiałam na syndrom Draculi po pokonaniu 3200 schodów (pisałam o tym tutaj i tutaj), to znaczy bardzo bolały mnie łydki. I tak po trzech godzinach zwiedzania (tak na marginesie niesamowicie ciekawego i interesującego muzeum - skansenu), rozgrzana jak wulkan, stwierdziłam, ze wracamy do domu na sjestę i szklankę zimnej lemoniady. Wysiedliśmy na przystanku niedaleko celu i już mieliśmy ruszać dalej (tzn. ja powłóczyć nogami), ale zaciekawiła mnie witryna i nazwa sklepu tuż obok. Mimo zmęczenia i przegrzania, ja maniaczka takich miejsc, nie mogłam sobie odmówić chociaż chwilowego zerknięcia do środka. Na szczęście mój syn do takich miejsc chętnie wchodzi, do sklepu z ubraniami nie zaciągnęłabym go końmi. Jak życie nas zmusza do wspólnych wypraw do takich miejsc, to zawsze bierze ze sobą książkę. On siada na podłodze i czyta, kiedy ja buszuję między wieszakami, jak kończę zamyka książkę i idziemy dalej. Kiedyś jak byliśmy razem w Paryżu ta metoda świetnie sie sprawdziła. Wszyscy byli szczęśliwi i zadowoleni. Syn z przeczytanej całej ksiażki, a ja z zakupów.
Do tego sklepu nie musiałam go zachęcać. Weszliśmy i przepadliśmy. W chłodnym wnętrzu, na półkach piętrzyły się cuda. Oliwy, octy, przyprawy, trufle. Wracaliśmy do tego sklepu codziennie. Mój syn ze smakiem próbował różnych gatunków octów i oliw, a ja z drugą sprzedawczynią prowadziłam długie rozmowy. Na początku o produktach z tego sklepu, a później została moją przewodniczką po Bukareszcie. Niesamowicie interesująco opowiadała o tym co warto zobaczyć, na co uważać, o historii Rumuni i niezwykłych losach tego kraju. Za każdym razem wychodziliśmy z pełnymi torbami smakołyków. A jest w czym wybierać. Oliwy z Prowansji, z Toskanii, Umbrii, Sycylii, Portugalii, Korsyki, hiszpańskiej Andaluzji, czy greckiego Peloponezu oraz z Tunezji. Do tego oliwy smakowe uzyskiwane, nie przez dodatek aromatów, ale z wyciskanych razem z oliwkami cytryn, bazylii, mięty, mandarynek, limonek. Jeszcze oliwy z dodatkiem czarnych lub białych trufli . Inny rozdział to octy: balsamiczny - dwunastoletni, gęsty jak syrop, figowy, wiśniowy, Xeres, z dodatkiem czerwonej bazylii, makowy, imbirowo - miodowy i inne. Dwadzieścia gatunków oliwek, trufle w oliwie i soli, pasty, tapenady, makarony, konfitury, miody i przyprawy. Sami rozumiecie - raj.
Sklepy Olivers & Co należą do francuskiej firmy, ale można je też znaleźć w całej Europie, Ameryce, na Bliskim Wschodzie i w Azji. W czasie ostatniego pobytu w Paryżu też zajrzałam tam, ale muszę przyznać, że najmilej wspominam ten z Bukaresztu. Atmosfera tamtych chwil była niesamowita. W Olivers & Co sprzedają również kosmetyki organiczne powstające z produktów posiadających wszystkie ekologiczne certyfikaty. Szczerze mówiąc to są najlepsze kremy jakich używałam, a ich balsam do ust jest genialny. Powiem krótko, jeżeli na Waszej podróżniczej drodze natraficie na Olivers & Co, wchodźcie koniecznie do środka.
Jednym z moich ulubionych produktów z Olivers & Co jest figowy ocet balsamiczny. Wielkie moje odkrycie i zachwyt dla genialnego smaku. Używam go do wielu potraw, ale ulubione moje połączenie to to z pieczonymi burakami i żurawiną. Kiedyś tak wymyślając jakąś sałatkę z zastosowaniem pieczonych buraków, wpadłam na pomysł połączenia ich z żurawiną. Suszoną i surową. To takie przełamanie smaków, kwaśnego i słodkiego. Bardzo jestem zadowolona z efektu.
Sałatka z pieczonych buraków i żurawin
1 kg upieczonych, ewentualnie ugotowanych buraków
1 czerwona cebula
1 garść suszonej żurawiny
1 garść świeżej lub mrożonej żurawiny
sos
5 łyżek oliwy z oliwek
3 łyżki octu balsamicznego (najlepiej figowego)
sól
świeżo zmielony pieprz
Upieczone buraki obrać i pokroić w półcentymetrowe plastry. Buraki rozłożyć na talerzu promieniście jak carpaccio. Cebulę obrać, pokroić w cienkie plastry i rozsypać na burakach. Całość posypać świeżą i suszoną żurawiną. Polać sosem i zostawić na przynajmniej 1 godzinę.
Sos: wymieszać wszystkie składniki.
Synek na rumuńskim szlaku |
Wyjeżdżam na weekend i dopiero po powrocie będę mogła odpowiedzieć na komentarze.
Prawdziwy raj dla smakoszy! Octu balsamicznego zazdroszczę a zarazem zapisuję na mojej niekończącej się liście "spróbować".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :)
Misia
Pyszna opowieść! Wspaniałe zdjęcia!
OdpowiedzUsuńsałatka z buraków i żurawiny? to brzmi pysznie :)
OdpowiedzUsuńCzesc Lo. Bardzo lubie wszelkiego typu salatki buraczane, z dodatkiem zwlaszcza dobrej oliwy lub octu. Jak zwykle dobrze sie Ciebie czyta. Sklep ten z oliwami znam w Paryzu i lubie, ale mam wrazenie - jak zreszta z wieloma innymi sieciowymui markami z gornej polki - ze jakosc jednak nie odzwierciedla ceny. ich produkty sa dobre, ale nie wspaniale, wiele nie wartych ceny choc to prawda, ze prezentuja sie znakomicie i na pewno jest to dobra idea na prezent. Milego weekendu.
OdpowiedzUsuńpróbowałam , doskonałe i atrakcyjne. Brawo!
OdpowiedzUsuńJa byłam w Rumunii ale w Sibiu (Sybin) - byłam zaskoczona urokiem miasteczka.
OdpowiedzUsuńA co do pieczonych buraków - to jedne z moich ulubionych sałatek. Dodałabym jeszcze kozi ser:-)
Strasznie lubię buszować w takich sklepach!
Uwielbiam octy balsamiczne, bardzo chciałabym kupić ten figowy, ale Olivers & Co ma w UK tylko jeden sklep, w Londynie, i nie ma sklepu online:-( No nic, może mi się uda znaleźć czas, by tam wpaść, będąc w L.
OdpowiedzUsuńSprawdziłam w necie, jest na trasie mojego najbliższego wyjazdu, wpadnę na pewno, bo i brzmi, i wygląda ciekawie! Ocet figowy? jak to brzmi!
OdpowiedzUsuńTwoje notki są zawsze pełne magii, smaków i zapachów :) na te kilka minut dzięki Tobie przenoszę się w inny świat :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie sklepiki...
P.S. Zmieniłam adres, przeniosłam się na blogspot. Zapraszam w wolnej chwili :)
fajne są takie sklepiki z ciekawostkami, mogłabym spędzić w nich pół dnia:)
OdpowiedzUsuńMisiu,
OdpowiedzUsuńpodoba mi się ta lista. Co Ty na niej już masz? Musi być niezmiernie ciekawa.
Amber,
miłe słowa dziękuję.
Paulo,
to jest na prawdę przepyszne połączenie.
Magdaleno,
mi również pewne rzeczy nie smakowały, ale to są takie rzeczy, które mi prawie nigdzie nie smakują np. różne, smakowe, gotowe crostini. Natomiast ich octy i oliwy uwielbiam Wypróbowałam około 20 produktów i w 99% byłam zachwycona. Lubię takie klimaty i lubię się uczyć np. różnic w smakach oliw z różnych regionów.A tam to miałam. Nie do przecenienia była też atmosfera i wzajemne relacje.
Anonimowy,
cieszy mnie to niezmiernie.
Atrio,
muszę spróbować z kozim serkiem. Fajne połączenie z żurawiną i burakami. Stare Sibiu, to piekne miasto. To był jeden z przystanków w naszej rumuńskiej podróży. A jak Ty tam dotarłaś. To nie jest częste. Chociaż jako europejska stolica kulturalna zyskało bardzo na popularnośći.
Anno Mario,
wpisz go koniecznie na londyńską listę zakupów.
Retrose,
koniecznie podziel się ze mną wrażeniami. Jestem niezmiernie ciekawa.
Mirabelko,
przemiłe słowa. Dziękuję Ci bardzo.
Olu,
mi również ciężko wyjść z takich miejsc. A potem do nich wracam, wracam, wracam...