Plaisir sucré, smak marzenie.


Pierwszy raz jadłam to ciastko u Pierre Hermé  jakiś czas temu i ...no cóż zakochałam się w tym smaku. Było pyszne, niezwykłe i zachwycające. Nie myślałam nawet, żeby je zrobić. Wydawało mi się niezwykle trudne, skomplikowane i co najważniejsze nie miałam oryginalnego przepisu (a to było dla mnie niezwykle ważne). W zeszłym roku zobaczyłam je na blogu Felluni i ponownie odżyło wielkie pragnienie. Planując styczniowy wyjazd do Paryża wiedziałam już co zrobię. Plan był taki: pójdę do Pierre'a Hermé , kupię ciastko plaisir sucre i książkę z przepisem, a potem kupię składniki. Chciałam, żeby to ciastko było takie bardzo paryskie i dokładnie z takich produktów jakie zaleca autor. Przyznaję, że to może trochę ortodoksyjne i dziwaczne podejście, ale sprawiało mi to wielką przyjemność. Plan zrealizowałam. Przypomniałam sobie smak oryginału, zdobyłam przepis i składniki i pozostało mi czekać na idealną okazję i samodzielnie przyrządzić tę pyszność. Zrobiłam i nie ukrywam, że smak wzbudził zachwyt. Powiem szczerze, to jedna z najsmaczniejszych rzeczy jakie zrobiłam. Dla miłośników czekolady to smak ideał.
Jeszcze parę słów o składnikach. Pierre Hermé  używa kuwertur firmy Varlhona, rzeczywiście są doskonałej jakości i warte tych pieniędzy. Niestety w Polsce nie są łatwe do dostania. Gorzką kuwerturę można kupić (również przez internet) w sklepie Le chocolat, o którym pisałam tutaj. Jeżeli nie uda się Wam kupić Varlhony, proponuję użycie czekolady dobrej jakości. Ważna jest tu jakość. Kolejny składnik to  crêpe dentelle Gavottes, czyli "koronkowe naleśniki", niesamowicie chrupkie i pyszne ciastka. Niedawno widziałam je w sprzedaży w sklepie Piotr i Paweł. Zamiennikiem ze względu na podobieństwo smaku mogą być nasze polskie rurki waflowe (takie okrągłe, podłużne z dziurką w środku). Ostatni kłopotliwy składnik to pralina. Ja kupiłam gotową, ale nie stoi nic na przeszkodzie, żeby zrobić ją samodzielnie w domu. Przepis poniżej, a na zdjęciu widać do jakiej konsystencji należy ją zmiksować.
Plaisir sucre wymaga troszkę pracy, ale naprawdę warte jest tego wysiłku. Smak doskonały.



Plaisir sucré

Dacquoise

150 g cukru pudru
210 g orzechów laskowych drobno zmielonych na mąkę
115 g białek
38 g drobnego cukru
100 g orzechów laskowych uprażonych i grubo posiekanych (zmiksowanych)*


Masa pralinowa

15 g masła
38 g kuwertury mlecznej Jivara Varlhona (lub dobrej jakości czekolady mlecznej np. Lindt)
75 g praliny**
75 g kremu czekoladowego (nutella, gianduja)
75 g ciasteczek  crêpe dentelle Gavottes
15 g orzechów laskowych uprażonych i grubo posiekanych (zmiksowanych)*


Ganache z czekolady mlecznej

115 g śmietanki kremówki
125 g kuwertury mlecznej Jivara Varlhona (lub dobrej jakości czekolady mlecznej np. Lindt)

Płatki czekolady

160 g kuwertury mlecznej Jivara Varlhona (lub dobrej jakości czekolady mlecznej np. Lindt)


Bita śmietana (chantilly) czekoladowa

105 g kuwertury mlecznej Jivara Varlhona (lub dobrej jakości czekolady mlecznej np. Lindt)
150 g śmietanki kremówki


Dacquoise: ubić białka z drobnym cukrem na pianę, dodać zmielone orzechy i cukier puder. Wymieszać delikatnie trzepaczką i wyłożyć do formy (22x28 cm) wyłożonej papierem do pieczenia. Posypać uprażonymi orzechami i piec 20 - 30 min w 170 stopniach C.

Masa pralinowa: Ciasteczka pokruszyć w dłoniach na około półcentymetrowe kawałki.  Masło z kuwerurą roztopić w kąpieli wodnej. Dodać krem czekoladowy i wymieszać do połączenia składników. Dodać pralinę, orzechy i ciasteczka. Wymieszać do połączenia składników. Masę równomiernie rozprowadzić na wystudzonym dacquoise. Ciasto pokroić na 4 prostokąty o wymiarach 3x10 cm.

Ganache z czekolady mlecznej: kuwerturę połamać na kawałki. Zagotować śmietankę w rondelku, zdjąć z ognia i ciągle mieszając, dodawać kuwerturę, aż do uzyskania gładkiej i jednolitej masy. Wystudzić, przykryć folią spożywczą i wstawić do lodówki. 

Płatki czekolady: kuwerturę rozpuścić na parze. Wylać na marmurowy blat albo matę sylikonową albo papier do pieczenia. Rozprowadzić cienko na grubość 1 - 2 mm. Zostawić do całkowitego wystudzenia. Zastygniętą czekoladę pokroić ostrym nożem na 8 płatków wielkości 3x10 cm.

Bita śmietana (chantilly) czekoladowa: kuwerturę połamać na kawałki. Zagotować śmietankę w rondelku, zdjąć z ognia i ciągle mieszając, dodawać kuwerturę, aż do uzyskania gładkiej i jednolitej masy. Wystudzić, przykryć folią spożywczą i wstawić do lodówki na 24 godziny.

Wyjąć z lodówki masę na bitą śmietanę i ubić mikserem do uzyskania puszystej bitej śmietany czekoladowej. Na blacie położyć 4 prostokąty dacquoise z masą pralinową. Przy pomocy rękawa cukierniczego z okrąglą koncówką nałożyć na każdy kawałek ciasta po trzy "wężyki" z ganache z czekolady mlecznej. Przykryć płatkami czekolady. Na czekoladowe płatki nałożyć po dwa "wężyki" bitej śmietany czekoladowej i jeden "wężyk" ganache. Na to nałożyć po drugim płatku czekoladowym. Wierzch ozdobić resztą mas.

Skończone.
Przechowywać w lodówce i delektować się niebiańskim smakiem.

*Orzechy wysypać na papier do pieczenia położony na blasze i wstawić do piekarnika nagrzanego do 180 stopni. Piec 10 - 20 min, aż skórka popęka, a orzechy się lekko zarumienią. Orzechy wysypać na ściereczkę kuchenną i pocierać ściereczką, aż zejdzie skórka.


**45 g orzechów laskowych uprażyć w piekarniku przez 10 minut.

Na patelni roztopić 45 g cukru z łyżką wody. Kiedy zrobi się karmel, wsypać orzechy. Przelać na matę silikonową lub folię i zostawić do ostygnięcia. Kiedy stwardnieje, zmiksować w malakserze.






Przepis : Pierre Hermé

Komentarze

  1. Chyle czola! Mnie z lekka 'przerazal' ten przepis (i nadal chyba 'przeraza' ;)) dlatego nigdy nie zdecydowalam sie na jego wykonanie.
    Chapeau bas droga Lo :)

    Milego weekendu!

    OdpowiedzUsuń
  2. o matko, jakie to wspaniałe! chyba bym tego nie zjadła ;P cudowne!

    OdpowiedzUsuń
  3. wygląda co najmniej niezwykle i pewnie tez niezykle smakuje ale kurcze... sam fakt dostania w polsce tych skladników, ich cena i mozliwosc nie udania sie ciasta mnie troche przeraza... ale podobnie jak poprzedniczki chyle czoła i moze kiedys sie skusze bo wyglada na grzechu warte :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Smak marzenie.. Cóż, niestety nie miałem jeszcze okazji spróbować, ale...marzę o tym smaku od dawna.. Nigdy jednak, nie mogąc znaleźć 'właściwych' składników, nie odważyłem się zrobić tego cuda. Ale skoro Gavottes są w PiP..już wiem co zrobię jako 'uczczenie' trudów sesji:))
    Piękny efekt końcowy.. Powala na kolana. Wyglądem..i niewątpliwie smakiem.. Idealny..

    OdpowiedzUsuń
  5. Beo,
    ja również początkowo myślałam, ze to jest niesamowicie trudne, ale jest bardziej pracochłonne, niż trudne. Jeżeli nie trzeba wsiadać w samolot, zeby kupić oryginalne składniki, to też jest duże ułatwienie. Beo znalazłam sobie nową kulinarną poprzeczkę (oczywiście przepis PH) i brakuje mi tylko jednego składnika.

    Paulo,
    ależ jedzenie tego jest niesamowicie pyszne.

    Solniczko,
    to prawda, cena i dostępność oryginalnych składników jest kłopotliwa, ale to była taka moja mała fanaberia. Warto użyć dobrej czekolady i gavottes, bo to zwróci się z nawiązką w smaku. Po zrobieniu, myślę, że trudno je zepsuć. Wbrew pozorom nie robi się go trudno. Jak byś się kiedyś zdecydowała i miała putania, daj znać.

    Spencer,
    muszę przyznać, że i mnie ten smak zachwycił. Zachęcam Cię do zrobienia. Zdana sesja wymaga smakołyku. Czekam na relację, a na razie życzę powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  6. tyle warstw, tyle smaków..
    cudowne

    OdpowiedzUsuń
  7. Masz racje, to jest bardziej pracochlonne niz trudne, mnie jednak brakuje cierpliwosci, tej kulinarnej rowniez ;)

    A tak z ciekawosci - jakiego skladnika Ci brakuje?

    OdpowiedzUsuń
  8. Asiejo,
    różne warstwy, różne konsystencje i struktury. To jest w tym świetne.

    Beo,
    Titanium dioxide powder. Czy coś Ci to mówi? Znalazłam w sprzedaży w workach po 25 kg. Ja również potrzebuję 25, ale gramów.

    OdpowiedzUsuń
  9. ja się piszę na taki deser, dzięki Felluni nie daje mi spokoju, co prawda zawezmę się dopiero na wakacjach, ale już od dawna postanowione - do zrobienia (:
    ślicznie wygląda, z kwiatami w tle

    OdpowiedzUsuń
  10. Ale się napracowałaś, podziwiam Cię! :)
    Ach, zjadłabym je wszystkie..

    OdpowiedzUsuń
  11. Naprawdę pod wrażeniem jestem!!! Twoje wypieki zawsze takie pracochłonne, tak skomplikowane a tak udane na twoich zdjęciach i pewnie w smaku. Mnie brak samozaparcia do takich wypieków, wolę jeść cudze. Szkoda, że nie mieszkasz w Łodzi;-)

    OdpowiedzUsuń
  12. ....kolejny sabotaż, tym razem podwójny...
    jedyne co mogę powiedzieć to nie wiele rąk potrafi robić takie cuda...

    OdpowiedzUsuń
  13. Kłaniam się i podziwiam mistrzowską robotę.

    OdpowiedzUsuń
  14. jejku, wyobrażam sobie jak to cudnie musi smakować!
    Ja niestety póki co nie mam wystarczająco dużo czasu na kulinarne wyzwania - muszę poczekać do wakacji. A nuż będę odważna i się skuszę..

    OdpowiedzUsuń
  15. Lo! Padam przed Tobą na kolana! Jestem zachwycona! Podziwiam za wszystko! No brak mi słów, nie mówiąc o siłach i składnikach do tego deseru, więc pozostaje tylko zachwyt! Brawo!

    OdpowiedzUsuń
  16. Viridianko,
    czekam z niecierpliwością na Twoje relacje.

    Patrizio.
    dziękuję bardzo. Wierz mi jedno jest już niesamowicie sycące.

    Retrose,
    zmartwiłaś mnie. Większość nie jest pracochłonna i skomplikowana. To ciastko rzeczywiście wymaga czasu, ale wbrew pozorom nie jest trudne. A Łódź może wkrótce odwiedzę, dawno już tam nie byłam. Wezmę wtedy ze sobą coś dobrego.

    Anonimie,
    urocze i przemiłe słowa (jak zawsze zresztą). A sabotaż będzie nadal i tu i tam (gdzie morza szum...)

    Marto,
    serdecznie Ci dziękuję.

    Cukrowa Wróżko,
    wakacje to piękny czas, wtedy wszystko jest możliwe. Życzę Ci żebyć się skusiła, bo robienie tego ciastka jest super zabawą.

    OdpowiedzUsuń
  17. Podziwiam ogromnie. Mam nadzieję, że kupię w stoisku PH w Londynie, bo wygląda na mój ideał.

    OdpowiedzUsuń
  18. Vahlronę łatwo tu kupić, natomiast titanium dioxide jest używany głownie jako filtr przeciwsłoneczny:-) Widzę, że w anglojęzycznym internecie jest debata o tym, czy jest bezpieczny w żywności, nie wszyscy są przekonani, ale niewielka ilość raz na rok (bo używa się niezwykle rzadko) chyba nie gra roli, tak czy siak.

    OdpowiedzUsuń
  19. Kucharnio Anno - Mario,
    mi również brak słów po takich komplementach. PRZEMIŁO MI. Serdecznie dziękuję.

    Anno-Mario,
    bardzo dziękuję. Myślę, że kupisz na pewno, bo to jedno z jego sztandarowych słodkości. Mogę tam iść z Tobą?

    OdpowiedzUsuń
  20. Niezwykłe, niesamowite, mistrzowskie!
    Podejrzewam,ze terminujesz u jakiegoś słynnego cukiernika...
    Gratuluję szczerze.Jestem pełna podziwu!

    OdpowiedzUsuń
  21. Mistrzowski przepis, mistrzowskie wykonanie, mistrzowski smak. Pycha! Czekamy na następne cuda.

    OdpowiedzUsuń
  22. O wow! Ależ to wygląda. Ja chyba muszę polubić czekoladę - bo tyle super przepisów mnie omija :(. Miłej niedzieli życzę!

    OdpowiedzUsuń
  23. zachwycające ciastka, czuję intensywną czekoladę i orzechy. podziwiam Cię za konsekwencję, gratuluję udanych cudeńek!

    OdpowiedzUsuń
  24. Jestem pod wrazeniem! Stworzylas cos pieknego i wierze na slowo, ze pysznego :) Szkoda, ze nie moge skosztowac tego smakolyku. Moze kiedys, przy nastepnej wizycie w Paryzu :))

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  25. ja chyba muszę zmienić leki, bo pierwsze zdjęcie nasunęło mi takie skojarzenia, że wstyd o nich pisać ;)

    OdpowiedzUsuń
  26. Amber,
    z radością bym poterminowała. Serdecznie Ci dziękuję za przemiłe słowa.

    MIQ,
    już niedługo. Będzie Ci się podobało.

    Paulino,
    to ciastko to rzeczywiście taka kwintesencja smaku czekolady. Dla mnie pyszne, ale ja uwielbiam czekoladę.

    Gwiazdko,
    dziękuję Ci bardzo za przemile słowa.

    Majko,
    bardzo Ci dziękuję. Przy następnej wizycie koniecznie spróbuj.

    OdpowiedzUsuń
  27. Aga-aa,
    aż się boję spytać jakie, ale ciekawość bierze górę...

    OdpowiedzUsuń
  28. Robiłam i wiem jakie to niesłychane pyszności ;-) Ale po jednym ma się dość, prawda? ;-)

    Kiedy je robiłam, to wydawało mi się, że takie wymiary ciastek są jakieś śmiesznie małe, ale potem przekonałam się, że w zupełności wystarczają ;-)

    OdpowiedzUsuń
  29. Pięknie wygląda to ciasto, naprawdę! chyba trzeba się przy nim niemało napracować, ale pewnie efekt wart jest tego:)

    OdpowiedzUsuń
  30. jestem pełna podziwu, takie cudo zrobić to nie lada wyzwanie, piękne zdjęcia i piękne ciasto, poprostu fantastyczne

    OdpowiedzUsuń
  31. Goś,
    oj tak, dużo naraz nie da się zjeść. Za to każdy kęs dostarcza tyle przyjemnośći.

    Olu,
    jest trochę pracochłonne, ale to jest bardzo przyjemna praca. Do tego dobra zabawa i dużo radości.

    Magdo,
    dziękuję Ci bardzo. Ja lubię takie wyzwania. Sprawia mi to dużo radości.

    OdpowiedzUsuń
  32. Boziu!
    Toż to prawdziwe cudeńka:)

    OdpowiedzUsuń
  33. co to są ciasteczka Gavottes ? pierwsze o nich słyszę.

    z pozdrowieniami,
    małgosia

    OdpowiedzUsuń
  34. Małgosiu,
    w poście napisałam kilka słów o nich, tam też zamieściłam ich zdjęcia. To są takie zwinięte, niesamowicie kruche ciasteczka robione na maśle.

    OdpowiedzUsuń
  35. Witam,pralinę z tego przepisu wykorzystałam do tortu pistacjowego .Rewelacyjnie wyszło .Gavotes zjedzone ale i bez tego wyszło super,.
    Polecma
    Agnieszka Bak

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Dziękuję bardzo za Twój komentarz.