Tarta z papryką i zielonymi szparagami oraz pewien paryski ranek.
Tego dnia, gdy wyruszyłam z hotelu było jeszcze ciemno i padał deszcz. Resztek snu pozbyłam się w pobliskiej kawiarni przy filiżance mocnego, aromatycznego i gęstego espresso. Deszcz na pewno nie był miłą, poranną niespodzianką, ale nie mógł mnie powstrzymać przed zrealizowaniem moich przedpołudniowych planów planów. Wyprawa na targ, migdałowy croissant w jednej z najsłynniejszych paryskich piekarni Eric Kayser, wizyta w sklepie E.Dehillerin i o 11.00 spotkanie z towarzyszką podróży w ogrodach Tuileries, skąd wspólnie wyruszałyśmy na wystawę.
Do sklepu E. Dehillerin dotarłam o 8.30, pół godziny przed otwarciem. Zaopatrzyłam się w kubek mlecznej, waniliowej kawy i stałam tak oglądając wystawy przybytku szczęścia dla kucharzy ( tych domowych i zawodowych). Stojąc tak przed tą szybą wystawową z kubkiem kawy, czułam się jak Holly Golightly z filmu "Śniadanie u Tiffaniego". Tylko ona zachwycała się brylantami, a ja miedzianymi rondlami. Wierzcie mi, byłam równie szczęśliwa. O dziewiątej wkroczyłam do królestwa form, foremek, wykrawaczy, noży, mis, rondli... i przepadłam. Jestem osobą, której trudno obojętnie przejść obok nowego modelu formy, a tam był każdy model, w całej palecie rozmiarów, zmieniających się co jeden centymetr.
Sklep rzeczywiście wygląda jak dawny, staroświecki sklep żelazny. Wąskie przejścia pomiędzy regałami z dziesiątkami szuflad i szufladek. Można chodzić, oglądać, szukać, dotykać i zaglądać. Aby uzyskać informację o cenie, trzeba zapytać się sprzedawcy, który najpierw zmierzy suwmiarką średnicę wybranej rzeczy, a następnie sprawdzi cenę w przepastnej księdze. Sklep został założony w 1820 roku i do tej pory jest prowadzony przez rodzinę założycieli.
Co ja mogę Wam powiedzieć o tym sklepie. Jest rewelacyjny dla kogoś kto szuka miedzianych rondli czy misek albo wie czego potrzebuje. Jest tam bardzo dużo fantastycznych rzeczy, idealnych w kuchni do przygotowywania ciast i deserów, których nie znajdzie się w typowym sklepie ze sprzętem kuchennym. Na pewno ciasnota i ogrom rzeczy, a także brak cen nie jest ułatwieniem w poszukiwaniach. Ale ma to też swój duży urok i wdzięk. Taki staroświecki skład rzeczy dla wtajemniczonych ( bo przecież nie każdy zrozumie, czym można się ekscytować w zestawie stalowych obręczy do deserów ). Wystawienie rachunku odbywa się z wielkim rytuałem, wymagającym udziału trzech sprzedawców. Jeden wypisuje ołówkiem na kartce wybrane rzeczy, drugi sprawdza ceny i również wpisuje je ołówkiem, trzeci z karki wprowadza wszystkie dane do komputera, a w tym czasie ten pierwszy zaczyna pakować w papier, żeby ten drugi mógł włożyć wszystko do torby, a ten trzeci przyjąć pieniądze, po czym ten pierwszy otwiera drzwi i wszyscy trzej życzą miłego dnia.
Ja z tego sklepu wyszłam szczęśliwa, z torbą pełną tajemniczych przedmiotów, które są "niezbędne", żeby piec i gotować. Nie czułam deszczu, który na dobre się rozpadał i tak pełna nowych wrażeń zagłębiłam się w labirynt starych, paryskich uliczek na spotkanie w ogrodach Tuilleries. To był piękny, niezapomniany dzień.
Tarta, którą dzisiaj upiekłam jest taką zapowiedzią wiosny, kiedy ogarnia mnie szaleństwo szparagów. Miska sałaty i kawałek tarty upieczonej w formie zakupionej tamtego deszczowego ranka. Wspomnienia wracają. Jest pięknie. Jest pysznie.
Tarta z papryką i zielonymi szparagami.
kruche ciasto
250 g mąki
125 g masła w temperaturze pokojowej pokrojonego w małe kawałki
1 łyżeczka drobnego cukru
1/2 łyżeczki soli
40 ml zimnej wody
nadzienie
32 zielone szparagi (użyłam mrożonych, poza sezonem mogą być ewentualnie ze słoika w zalewie)
5 sztuk (500 g) papryki marynowanej, odsączonej z zalewy*
1 jajko
2 żółtka
200 ml śmietanki kremówki 30%
szczypta gałki muszkatałowej
sól
pieprz
oliwa truflowa (niekoniecznie)
Ciasto: wszystkie składniki ciasta zmiksować do uzyskania grubej kruszonki. Przy pomocy dłoni nadać ciastu formę kuli, lekko ją spłaszczyć, zawinąć w folię spożywczą i odłożyć do lodówki na 1 godzinę. Ciasto można przechowywać w lodówce do 4 dni, a w zamrażalniku do trzech miesięcy. Ciasto po wyjęciu z lodówki rozwałkowywujemy na grubość 3 mm. Wykładamy nim formę lekko posmarowaną masłem. Ciasto nakłuwamy widelcem i pieczemy w temperaturze 190 stopni na złoto (około 20 minut). Dokładna instrukcja jak postępować ze spodem z kruchego ciasta znajduje się tutaj.
Szparagi gotujemy na póltwardo w wodzie lekko posolonej i pocukrzonej. Paprykę odsączoną z zalewy kroimy na 1 cm kostkę. Przygotowywujemy masę jajeczną: przy pomocy trzepaczki mieszamy jajko, żółtka, przyprawy i śmietankę.
Na podpieczony spód wykładamy pokrojoną w kostkę paprykę i zalewamy połową masy jajecznej. Na wierzchu układamy szparagi i zalewamy resztą masy jajecznej. Pieczemy w piekarniku nagrzanym do 170 stopni przez 30 minut. Masa jajeczna powinna być ścięta i lekko przyrumieniona. Upieczoną tartę odstawić do ostygnięcia na 20 minut i wtedy kroić. Najlepiej smakuje lekko ciepła, polana oliwą truflową.. *paprykę przyrządza się przez opieczenie w piekarniku (200 stopni C) lub na grillu do uzyskania zczerniałej skóry. Następnie paprykę należy umieścić w papierowej torbie i pozostawić do ostygnięcia. Dzięki temu skóra bardzo łatwo zejdzie. Pozbawioną skóry i gniazd nasiennych paprykę kroimi na kawałki i marynujemy w oliwie, occie winnym, ziołach i czosnku. Tak przygtowaną paprykę można przechowywać do tygodnia w lodówce.
Smacznego.
Przepis Michel Roux.
E. DEHILLERIN
18 et 20, rue Coquillière - 51, rue Jean- Jacques Rousseau , PARYŻ
Otwarte:
w poniedziałki 9.00-12.30, 14.00-18.00.
od wtorku do soboty od 9.00 do 18.00.
Oooo... ale sklep. Tylko pozazdrościc :))
OdpowiedzUsuńI jaka wspaniała tarta.
Pozdrawiam
Ciekawe, czy to ten sklep pokazano w Julie and Julia?
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie sklepy, mamy taki jeden u nas w mieście.
A przepis wspaniały, oj, zjadłabym taką tartę.
Lo, wybacz ze ja tak cichaczem przemkne kolo tarty kolorowej i do foremek pobiegne - troszke zazdroszcze Ci, nie ukrywam :-) Rondle niekoniecznie, ale foremki, formy - taki sklep to szalenstwo, moze lepiej ze nie mam takiego pod nosem :-)) a forma na tarte widze przednia... Podluzna, karbowana...
OdpowiedzUsuńPozdrowienia sle!
wspaniale sie czyta o tej wyprawie,ale czy na pewno punktualnie wybralas sie na dalsza wyprawe po Paryzu???
OdpowiedzUsuńPiekne rzeczy,tez bym pewnie z pelna torba wyszla :)
Tarta wspaniale wyglada!!! bardzo wiosennie i przepysznie :)
Milego poniedzialku zycze :)
Tarta wygląda bardzo interesująco i apetycznie...
OdpowiedzUsuńoj tak, pyszna ta tarta... i deser też super ;-)
OdpowiedzUsuńWyję z zazdrości buuuuuu zabierz mnie ze sobą następnym razem :) Mogę Ci nosić zakupy, swoje też - hihihi chyba taczkę będzie trzeba najpierw kupić :D
OdpowiedzUsuńA tartą poczęstuję się po zakupach :)
KucharzyTrzech,
OdpowiedzUsuńsklep rzeczywiście jest taki, że się chce do niego wracać. A tarta jest pysznościowa. Czekam na świeże szparagi.
AnnoMario.
szczęściara z Ciebie, że masz taki sklep u siebie. Też bym tak chciała.
Buruuberii,
też się cieszą, że nie mam takiego pod bokiem, bo z torbami byśmy poszli.
Gosiu,
ja jestem bardzo punktualna, ale przez to ciągle gnam i pędzę, chociaż potrafię się też zatrzymać i kontemplować chwilę.
Anytsujx,
to serdecznie zapraszam.
Anonimowy,
miło mi to słyszeć.
Tili,
masz to jak w banku. Z radością się z Tobą wybiorę, a taczkę będzie każda pchała własną. A każda taczka będzie miała przyczepkę, może dwie...
Rewelacyjna relacja. Myślę, że kazdy deszczowy dzień rpzywitany mocną kawą we francuskiej kawiarence musi się udać. Zwłaszcza, że w dalszej kolejności odbywa się wizyta w takim sklepie... Zazdroszczę!
OdpowiedzUsuńForma na tartę świetn, podobnie jak tarta :)
Ciekawe, co też ja bym kupiła w takim sklepie? Może nic, bo nie potrafiłabym dokonać wyboru ;)
OdpowiedzUsuńFormę na tartę widziałam już na blogach i w czasopismach, ale nie w sklepach. A szkoda - bo też bym sobie tak symetrycznie ułożyła szparagi :)
Aniu,
OdpowiedzUsuńpo wizycie we francuskiej kawiarence żadna pogoda mi nie straszna.
An-no,
ja również długo szukałam takiej formy i dopiero tam udało mi się ją zdobyć.
Lo, daję słowo, że wyszłabym jako bankrut z takiego sklepu! :D Podobny, z tysiącem form, foremek i foremeczek jest w Rzymie. Ach, może to i dobrze, że nie mam takiego na wyciągnięcie ręki ;)
OdpowiedzUsuńA tarta słoneczna i letnia prawdziwie :)
Komarko,
OdpowiedzUsuńale mnie podpuściłaś. Daj znać koniecznie, gdzie się znajduje ten rzymski przybytek, a ja mu nie odpuszczę.
Ja bym wyszła jako bankrut do potęgi zerowej! :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam się zatracić w takim sklepie. Nie lubię kupować ciuchów, kosmetyków i inncyh pierdół, ale taki sklep to prawdziwa kopalnia cudów!
Uściski :*
I dodam że ja tam będę w tym roku - dziękuję za namiary :)
OdpowiedzUsuńPolko,
OdpowiedzUsuńto znaczy, że wyjdziesz jako bankrut. Ciekawa jestem bardzo Twoich wrażeń po powrocie. Pozdrawiam serdecznie.
ależ skleeeep, no ja bym tam wsiąkła na amen....mimo,że wcale a wcale nie kucharzę z takim sercem i talentem jak TY, moja droga. a tą tartą, to na bożą noc mi smaka narobiłaś strasznego:)Uściski:)
OdpowiedzUsuńGreen Canoe,
OdpowiedzUsuńjak będę piekła następną ze świeżych szparagów, to może chcesz ją kurierem? Tylko daj znać.
:)) a najzabawniej, że ja moją tartę ze szparagami i papryką by M. Roux piekłam właśnie w foremce z E. Dehillerin, która kupiłam ponad 3 lata temu :))) Uwielbiam ten sklep i jeśli tylko jestem w Paryżu, jest obowiązkowo na liście miejsc do odwiedzenia. Piękne miedziane patelnie tam mają ...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło
chciałam kiedyś otworzyć taki sklep w PL, ale zabrakło odwagi:))) ja tez kocham te francuskie miedziaki:))))
OdpowiedzUsuń