72 różane makaroniki na pocieszenie.
Są takie chwile, gdy chce się osłodzić ból w rączce syna ze świeżo założonym gipsem. A gdy ta rączka bierze książkę, a zza książki dobywa się głos:" Zróbmy różane makaroniki",
to jedyne co chcę w takiej chwili powiedzieć to: "Chodźmy do kuchni, synku".
A w dodatku ten synek sam, jeszcze trochę nieporadnie, tłumaczy przepis. Wtedy wszystko inne odchodzi na bok. Robimy makaroniki.
Szczęściem w nieszczęściu są odstane "makaronikowe" białka w lodówce. Jakby wiedziały, że mają swoje odparować i odleżeć, bo nadejdzie ta chwila, gdy zamienią się w makaroniki. Chrupkie na wierzchu i wilgotne i ciągnące w środku z aromatycznym, różanym nadzieniem wewnątrz.
Muszę jeszcze popracować nad techniką pieczenia, ale pomimo tego, że nie są wizualnie doskonałe, to w smaku są zniewalające.
(Macaron à la rose)
300 g mąki migdałowej (bardzo drobno zmielonych migdałów)
300 g drobnego cukru
110 g białek liquéfiés*
5 g czerwonego barwnika spożywczego (najlepiej w proszku)
+
300 g cukru pudru
75 g wody
110 g białek liquéfiés*
Nadzienie
200 g cukru pudru
75 g wody
150 g całych jajek (waga baz skorupek)
90 g żółtek
400 g masła w temperaturze pokojowej
4 g naturalnego aromatu różanego (użyłam 2 łyżek wody różanej i 1 łyżki likieru różanego)
50 g syropu różanego (użyłam 3 czubate łyżki konfitury z tartych płatków róży)
Migdały łączymy z drobnym cukrem, a białko z barwnikiem.
Przygotowujemy włoską bezę.Ubijamy białko na sztywną pianę. Do rondelka wlewamy wodę i wsypujemy cukier. Gotujemy do czasu aż syrop osiągnie temperaturę 120 stopni ( to jest około 5 minut gotowania syropu na dużym ogniu, od momentu zagotowania). Odstawiamy syrop, aż ostygnie do 115 stopni C (około3 minut). Cały czas miksując pianę wlewamy wąskim strumieniem syrop cukrowy. Miksujemy jeszcze 5-8 minut, aż masa osiągnie temperaturę 50 stopni.. Piana znacznie zwiększy swoją objętość i będzie lśniąca i gładka, ale sztywna. Do piany dodajemy migdały z cukrem i płynne białko z barwnikiem. Wszystko mieszamy za pomocą szpatułki, aż składniki się połączą i masa będzie gładka i znacznie bardziej rzadka niż wcześniejsza piana z syropem Wszystko przekładamy do rękawa cukierniczego z dużą, okrągłą końcówką i wyciskamy placuszki. Ja na papierze do pieczenia narysowałam sobie kółka, odrysowując foremkę do ciastek. Na to położyłam drugi arkusz papieru i wyciskałam makaroniki. jak już wszystkie były wyciśnięte, wyciągałam arkusz papieru z szablonem. Wyciskanie makaroników zaczynamy od środka, lekko unosząc końcówkę. Nie jest to trudne, po paru próbach nabiera się wprawy. Teraz blachą z ciastkami uderzamy o blat, żeby się wygładziły i lekko rozpłaszczyły. Makaroniki odstawiamy na pół godziny, żeby lekko obeschły. Sprawdzamy to lekko dotykając je palcem. Makaroniki wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na 12 minut.
Przygotowujemy masę różaną. Wodę z cukrem gotujemy do uzyskania syropu o temperaturze 120 stopni. (jak powyżej). W jednej misce ubijamy jajka z żółtkami, aż staną się puszyste i zjaśnieją. Wtedy wąskim strumieniem, cały czas miksując, wlewamy syrop. Masa znacznie zwiększy swoją objętość. W drugiej misce miksujemy masło, aż stanie się puszyste. Cały czas miksując, dodajemy masę jajeczną. Wszystko powinno się połączyć i masa ma być gładka. Dodajemy konfiturę różaną i wodę oraz likier i ponownie miksujemy do połączenia się składników. Masę wykładamy do rękawa cukierniczego i wyciskamy na połowę makaroników. Przykrywamy drugą połową upieczonych makaroników. Teraz ciasteczka muszą dojrzeć i "przegryść" się. Żeby to osiągnąć najlepiej wstawić je do lodówki na 24 godziny. Makaroniki wyjmujemy z lodówki dwie godziny przed jedzeniem.
*białka przykryte podziurawioną nożem folią spożywczą i zostawione w lodówce przez 2-3 dni.
Przepis - Pierre Hermé, tłumaczenie - synek.
Z tego przepisu wychodzą 72 gotowe makaroniki.
łał!!! godna produkcja! pozdrowienia dla Synka :)
OdpowiedzUsuńWyszły Ci pięknie! A to, że synek próbuje tłumaczyć - naprawdę godne pochwały.
OdpowiedzUsuńW Selfridges w zeszłym miesiącu otwarto pierwsze w UK stoisko Pierre Herme - nie mogę się doczekać wyjazdu do L.
Makaroniki górą - wspaniałe takie różane :)
OdpowiedzUsuńI jakiego masz dzielnego synka :)
No i książki zazdroszczę ogromnie. Ja wprawdzie dopiero niedługo zacznę naukę francuskiego, więc na razie to tylko na zdjęcia mogłabym popatrzyć :)
Pozdrawiam cieplutko :*
Wspaniały tłumacz i piękne makaroniki :)
OdpowiedzUsuńZawsze dziwią mnie te różnice temperatur proponowane w przepisach (140 -180 stopni) - podobno wiele w tym przypadku zależy od piekarnika, ale jedna z rad brzmi tak: piec w zamkniętym piekarniku z termoobiegiem albo bez obiegu powietrza, ale przy uchylonych drzwiczkach...
PRZEPIĘKNA patera. Cudo!!! A makaroniki bajeczne :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Takie pyszności, a ja znów daleko, daleko... za górami Karpatami.
OdpowiedzUsuńZostawcie dla mnie kilka proszęęę.
Myniolinka,
OdpowiedzUsuńdziękuję. Rozszaleliśmy się i mam doskonałego pomocnika, gips wcale mu nie przeszkadza.
AnnoMario,
tłumaczy już następne receptury. Pisz tak dalej, pisz o L., a ja wezmę torebkę i tam wkrótce wyląduję.
Tili,
jak potrzebujesz tłumacza z francuskiego to mam takiego jedenastoletniego. Chętnie pomoże. Znowu tłumaczy...będą kolejne makaroniki. A książka... mam plan wypróbować każdy przepis. Świetnie, że będziesz się uczyć francuskiego. Ja również muszę, żeby podszkolić swój.Pozdrawiam serdecznie.
An-no,
odkąd zmieniłam piekarnik, muszę od nowa uczyć się temperatur pieczenia. Mam wrażenie, że osiąga wyższe temperatury niż poprzedni. Teraz np będę piekła moje makaroniki w 170 stopniach z termoobiegiem. Z uchylonymi drzwiczkami nie lubię piec, bo ciągle o nie zawadzam, mimo małego uchylenia.
Kasiuuuu,
dziękuję Ci bardzo. Też ją bardzo lubię, a nad wyglądem makaroników jeszcze popracuję.
Anonimowy,
dla Ciebie będą pistacjowe. Zajrzyj na razie do Paula i rozkoszuj się ich makaronikami. A za mnie zjedz migdałowego croissanta.
Mmmm... wyglądają obłędnie.. uwielbiam makaroniki, szkoda tylko, że nie widziałam nigdzie likieru różanego :)
OdpowiedzUsuńCarmellina,
OdpowiedzUsuńniestety nie powiem Ci, gdzie można kupić likier różany, bo kupiłam go w czasie podróży. Świetnie w tej masie sprawdza się woda różana lub ewentualnie syrop z konfitury różanej i odrobina jakiegoś alkoholu (niekoniecznie). Pozdrawiam serdecznie.
różane i różowe
OdpowiedzUsuńmusiałby zdziałac cuda
ja na pewno bym sie takimi pocieszyła..
Wygladaja slicznie :) Ja pocieszylabym sie kazda iloscia tych pysznosci :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplo.
Nie przepadam za różanym smakiem ale chętnie mogę się przekonać, że jednak jest inaczej. Makaroniki zrobiliście wspaniałe!
OdpowiedzUsuńFrancuski mi obcy, próbuję sił we włoskim. Podobno bliskie klimaty...
Mam w planach różane właśnie, bo różowe już za mną ;)
OdpowiedzUsuńKsiążki strasznie zazdroszczę, choc francuski to dla mnie chińszczyzna, ale wyobrażam sobie te zdjęcia...
Pozdrawiam :)
Asiejko,
OdpowiedzUsuńzdziałały cuda na ból i na miłość do lekcji francuskiego.
Majko,
ten kolor i smak działają terapeutycznie.
Michu,
oj bliskie klimaty. Sama nie mogę się zdecydować, które mi bliższe. Wkrótce u mnie makaroniki w innym smaku, może te Ci bardziej podpasują.
Mafilko,
to prawda książka cudowna, moja ostatnia miłość. Czekam z niecierpliwością na Twoje różane.
Rewelacyjny pomysł ! Te kolor nadaje makaronikiem tego czegoś co sprawia że są wyjątkowe :-)
OdpowiedzUsuńWOW :)
OdpowiedzUsuńRóżowe mnie zniewalają! I ksiązka, którą dzierży syn... C
Szkoda, ze z takiej okazji je zrobiłaś, ale może przynajmniej ręka się chętniej bedzie goić :)